Inne

Major Mieczysław Słowikowski, pseudonim Rygor, podczas drugiej wojny światowej, zorganizował siatkę wywiadowczą, bez której alianci nie mogliby wylądować w Afryce Północnej.

Algier, noc z 7 na 8 listopada 1942 roku. Podekscytowany Mieczysław Słowikowski nie może zasnąć. Wie, że jutro rano alianci wylądują we francuskiej Afryce Północnej, również w Algierze. Zdaje sobie sprawę, jakie znaczenie ma ta operacja dla przebiegu wojny i zna swój w niej udział. Jeśli informacje dostarczone przez zorganizowaną przez niego siatkę wywiadowczą nie sprawdzą się, alianci mogą ponieść spektakularna klęskę. - Co wtedy? - zadaje sobie gorączkowo pytanie.

Aby rozproszyć wątpliwości, przejrzałem dokładnie specjalną mapę, na której w znany tylko mnie sposób zaznaczałem wszystkie informacje przesyłane do Londynu. Stwierdziłem z zadowoleniem, iż nie było oddziału wojskowego, fortu, baterii nadbrzeżnej, lotniska, o których bym nie meldował, podając dokładne dane. Byłem przekonany, że Sztab w Londynie miał wszystkie wiadomości potrzebne do opracowania planu operacji zajęcia Afryki Północnej. Mogłem być dumny z działalności Ekspozytury. Takich informacji prawdopodobnie nie miał w przeszłości żaden sztab. Nabrałem więc pewności, że operacja musi się udać, a jeśli alianci nie popełnią jakiegoś błędu, zajmą całą Afrykę Północną w ciągu 24 godzin.” - czytamy w jego pasjonujących wspomnieniach „W tajnej służbie”, które właśnie ukazały się nakładem Domu Wydawniczego Rebis (www.rebis.com.pl)..

Gotowy od zaraz

Mieczysław Słowikowski urodził się w 1896 roku pod Warszawą. Wcześnie związał się z ruchem niepodległościowym. Należał do Polskiej Organizacji Wojskowej. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, przyjęty został do Wojska Polskiego. Po skończeniu studiów wojskowych służył w organach najwyższych władz wojskowych, m.in. w Sztabie Generalnym i Ministerstwie Spraw Wojskowych.

W 1934 roku przeniesiony został do Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP), gdzie objął stanowisko szefa sztabu Brygady KOP „Wilno”. Trzy lata potem, już jako major dyplomowany, kierował Sztabem Brygady KOP „Grodno”. Zaś w 1937 roku został szefem zagranicznej placówki wywiadowczej Oddziału II Sztabu Generalnego WP w konsulacie w Kijowie.

Po wybuchu drugiej wojny światowej przedostał się do Francji, a po jej klęsce w 1940 r., zajął się organizacją ewakuacji polskich żołnierzy do Wielkiej Brytanii. Przerzut rodaków organizował, początkowo na własną rękę, z terenu Vichy. Korzystał z dwu szlaków. Jeden wiódł przez Hiszpanię, a drugi przez zarządzaną przez Francję, Afrykę Północną. W ten sposób do Anglii trafiło 2,5 tysiąca żołnierzy, którzy zasilili tworzone tam jednostki Wojska Polskiego.

Afryka Północna coraz bardziej zaprzątała głowę majora Słowikowskiego. Zaczął zastanawiać się nad jego strategicznym znaczeniem. Doszedł do wniosku, że prędzej czy później alianci będą musieli zająć ten region. A żeby tego dokonać, muszą go najpierw rozpoznać. Jako oficer wywiadu postanowił więc stworzyć tam siatkę wywiadowczą.

Jak pomyślał, tak uczynił. 1 maja 1941 roku został mianowany szefem Ekspozytury Wywiadowczej Afryka Północna z siedzibą w Algierze. Wyznaczony wcześniej na to stanowisko oficer brytyjski szacował, że na to zadanie potrzebować będzie około roku. Słowikowski zadeklarował, że ekspozytura rozpocznie pracę natychmiast. Jako jej szef przybrał pseudonim Rygor.

Ale najpierw trzeba było bezpiecznie dostać się do nowego miejsca służby. I o mały włos, wyjazd z z Francji nie zakończyłby się wpadką. 21 lipca 1941 roku Rygor przybył statkiem do Algieru. Miał przy sobie walizki z tajnymi dokumentami i pieniędzmi potrzebnymi na rozpoczęcie działalności wywiadowczej. Liczył na to, że kontrola nie będzie zbyt szczegółowa.

Po chwili rozpoczęto sprawdzanie dokumentów. Do grupki naszej podszedł Francuz i poprosił o paszporty i karty identyczności. Wziąwszy moje, sprawdził paszport i zaczął przypatrywać się karcie. Zatrzymując obydwa dokumenty, powiedział: - Pańska karta identyczności jest nie w porządku, zmuszony jestem pana zatrzymać do wyjaśnienia. Pójdzie pan do komisariatu Portowego. Gdy zapytałem o swoje rzeczy, odpowiedział mi dość ostro: - Niech się pan nie obawia, nie zginą, odbierze je pan.” - wspomina Słowikowski.


Po czterech godzinach pobytu na komisariacie, Polak dowiedział się, że wątpliwości policjanta wzbudziła poprawiona data w karcie identyczności. Po wyjaśnieniu sprawy, major został zwolniony. Kiedy wrócił na miejsce, skąd został zabrany do komisariatu, okazało się, że jego bagaż nie został przeszukany. Dzięki zatrzymaniu, uniknął kontroli, której poddani zostali pozostali pasażerowie, a która mogła się dla niego źle skończyć. „Choć walizki były dość ciężkie, wydawały mi się lekkie jak piórka, gdy niosłem je do bramy portu, mając po prostu skrzydła u ramion.” - cieszył się z finału zajścia.

Siatka z żoną

Afryka Północna nie była łatwym terenem dla działalności wywiadowczej. Był to rozległy teren, o którym Słowikowski niewiele wiedział. Zarządzany przez przedstawicieli rządu Vichy, ale penetrowany także przez Niemców i Włochów. Atmosferę tego regionu znakomicie oddaje słynny film „Casablanca” z 1942 roku (niektórzy twierdzą, że pierwowzorem występującej tam postaci Victora Laszlo był właśnie bohater tego artykułu).

Słowikowski powoli i systematycznie budował swoją siatkę. Wspólnie z innym Polakiem założył fabrykę płatków owsianych. Była to znakomita przykrywka do działalności wywiadowczej, bo dzięki papierom przemysłowca mógł swobodnie poruszać się po Afryce Północnej.

Już po roku działalności, placówki wywiadowcze Rygora istnieją w dziewięciu najważniejszych miastach regionu – od Tunisu po Dakar. Kierownictwo siatki stanowili Polacy, reszta agentów to Francuzi, w tym także ci pracujący w miejscowej administracji czy policji. Zbierali niezwykle starannie informacje dotyczące wszystkiego co się działo na ich terenie, od ruchów francuskich okrętów podległych rządowi Vichy po dane polityczne. Wiadomości te były przesyłane drogą radiową do Londynu. W niecałe półtora roku Rygor dostarczył 1244 meldunki.

Majorowi Słowikowskiemu udało się stworzyć bardzo skuteczną organizację. Jego wspomnienia, choć nie są spisem brawurowych akcji będących gotowymi scenariuszami filmowymi, tym bardziej zasługują na uwagę. Autor daleki jest od ubarwiania rzeczywistości. „Wywiad to codzienna ciężka i odpowiedzialna praca zagrożona utratą życia. Jest to bowiem bezlitosna walka, która trwa bez przerwy w ciszy i tajemnicy. W walce tej czasami tylko używa się kuli czy noża w obronie własnej lub dla wykonania zadania. Są to jednak wypadki ostateczne, bardzo rzadkie, gdyż zazwyczaj zdradzają pracę i przyczyniają się do jej likwidacji. Najważniejszą bronią natomiast jest sam charakter człowieka, jego wiedza i doświadczenie, inteligencja, spryt i stanowczość, opanowanie i odwaga, znajomość psychiki ludzkiej, a przede wszystkim – szczęście.” - pisze Rygor.

Dzięki takiemu podejściu, Rygorowi udało się nie tylko zbudować wydajną siatkę wywiadowczą, ale i uchronić jej członków przed większymi wpadkami. Charakterystyczne, że umiał docenić nie tylko pracę podległych sobie oficerów czy agentów, ale także ich żon, które żartobliwie nazywał DOD – Dowództwem Obozu Domowego. W stworzonej przez niego siatce były cztery małżeństwa. O swojej drugiej połowie Rygor napisał, że współtworzyła stan spokoju, który umożliwiał mu pracę i osiąganie dobrych rezultatów.

Zapalenie pochodni

Organizacja Rygora była jedyną aliancką siatką wywiadowczą działającą w Afryce Północnej. Jej rola wzrosła, kiedy zapadła decyzja o przeprowadzeniu desantu na ten region. Siłą rzeczy dowódcy sprzymierzonych musieli się więc oprzeć na dostarczonych przez nią danych. Specjalnego wysłannika prezydenta Stanów Zjednoczonych Słowikowski zapewnił, że Afryka Północna zostanie zajęta w ciągu doby. Doradził też, aby ze względu na silne nastroje antyangielskie wśród miejscowej ludności, inwazja odbyła się pod amerykańskim sztandarem.

Na szczęście alianckie sztaby zaufały polskiemu oficerowi. O świcie 8 listopada 1942 roku, w najważniejszych miejscach wybrzeża Afryki Północnej wylądowały wojska brytyjsko-amerykańskie. Rozpoczęła się operacja „Torch” („Pochodnia”). Była to wówczas największa operacja desantowa w historii. Przygotowania do niej objęte były ścisłą tajemnicą. Nic nie widzieli nawet Wolni Francuzi, których najbardziej dotyczyła. Podobno gen. de Gaulle wpadł w prawdziwą wściekłość, kiedy z komunikatu radiowego dowiedział się o lądowaniu aliantów w Afryce Północnej.


Całością operacji dowodził gen. Eisenhower. Miał do dyspozycji ponad 500 statków i okrętów, na które załadowano 70 tysięcy żołnierzy. Siły te wylądowały w Algierii i Maroku zajmując w pierwszym rzucie Casablankę, Oran i Algier. Obyło się bez większych strat. Podczas walk zginęło zaledwie (biorąc pod uwagę wielkość operacji) około 500 żołnierzy alianckich. Afryka Północna była wolna! Osiągnięto wielki i niespodziewany sukces.

Już 13 listopada 1942 roku kwatera główna gen. Eisenhowera mogła wydać komunikat: „W całej francuskiej Afryce Północnej – z wyjątkiem kilku oddalonych punktów – ustał opór francuskich sił zbrojnych”.

Tymczasem Słowikowski zastanawiał się, co dalej z jego siatką. „Na tym terenie nie mamy już więcej nic do roboty. Do rozgrywek politycznych i osobistych między Francuzami nie chciałem się mieszać. Są to ich sprawy wewnętrzne, a czasami porachunki personalne, nie zawsze czyste. Nie chciałem prowadzić pracy kontrwywiadowczej. Od tego bowiem byli Francuzi i alianci mający do dyspozycji cały aparat i środki. Ja w tym momencie nie miałem żadnych.” - zapisał w swoich wspomnieniach.

Alianci umieli docenić zasługi człowieka, który walnie przyczynił się do ich szybkiego sukcesu w Afryce Północnej. Słowikowski został nagrodzony najwyższymi brytyjskimi i amerykańskimi odznaczeniami. Kiedy więc wyruszył do Londynu, aby zameldować Naczelnemu Wodzowi o swoim sukcesie, miał prawo oczekiwać podobnych zaszczytów od swoich polskich zwierzchników.

Zdziwienie Naczelnego Wodza

Niestety Słowikowski mocno się zdziwił, kiedy znalazł się w stolicy Wielkiej Brytanii. W Sztabie Naczelnego Wodza nikt nie chciał z nim rozmawiać o jego pracy w Afryce Północnej. Więcej. Generał Sikorski miał wielce zdziwioną minę, kiedy prezydent Roosevelt dziękował mu osobiście za dokonania Polaków w Afryce Północnej. Okazało się, że nikt nie poinformował generała, że w ogóle polska siatka wywiadowcza tam działała.

Rygor był rozgoryczony. Czuł się upokorzony walką o odznaczenia dla swoich ludzi. Dotarło do niego, że polskich sztabowców w ogóle nie interesowała Afryka Północna. Jego meldunki były przekazywane Brytyjczykom bez analizy. Oczywiście major zdawał sobie sprawę, że teren, na którym przyszło mu działać nie był priorytetowy dla jego rodaków, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego z jego sukcesów nie zrobili użytku propagandowego, zwłaszcza że alianci mocno nagłośnili desant na afrykańskim brzegu. Tak o tym pisze:

Zastanawiało mnie jedno: dlaczego ze strony polskiej nie postarano się wtedy, ani nawet później, choć jednym słowem wspomnieć o polskiej pracy wywiadowczej, która była podstawą planu i przyczyniła się w wielkim stopniu do powodzenia operacji. Przecież nasze Ministerstwo Informacji prowadziło w tym czasie jakąś propagandę. Zapomniano o tak ważnym polskim wysiłku wojennym w tym zwycięstwie, które było tak mocno i szeroko nagłaśniane. Dlaczego nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, korzystając z radiostacji Ekspozytury w Algierze nie skorzystało też z tej okazji, by dowiedzieć się czegoś o sytuacji politycznej od człowieka przybyłego z tego terenu?

Rygor nigdy nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytania. Po zakończeniu działalności w Afryce Północnej, wrócił do Wielkiej Brytanii. W 1947 został zdemobilizowany w stopniu pułkownika dyplomowanego.

Zamieszkał w Londynie, gdzie wiódł żywot szarego, polskiego emigranta. Z czasem i alianci zapomnieli o jego zasługach. Ze smutkiem przyjmował fakt, że Brytyjczycy zaczęli w końcu przypisywać sukces przygotowania operacji „Torch” swoim własnym służbom wywiadowczym. W 1972 roku, na otarcie łez, otrzymał awans na generała brygady. Pięć lat potem opublikował książkę o swojej służbie wywiadowczej w Afryce Północnej, którą kończy słowami:

Ponieważ cały wysiłek, jaki Polska włożyła w działania w II wojnie światowej, był i jest umniejszany nie tylko przez jej wrogów, ale i przez byłych aliantów, powinniśmy i musimy wykorzystywać każdą sposobność, by przypomnieć światu o naszym wkładzie w zwycięstwo.

- Szkoda, że nie jest pan Brytyjczykiem, gdyż za to co pan zrobił do końca swego życia nie musiałby już pan pracować - usłyszał kiedyś Słowikowski od jednego z oficerów brytyjskiego wywiadu. Rygorowi nie chodziło o apanaże, tylko o elementarną sprawiedliwość. Największą z nich była dla niego wolna Polska, dla której poświęcił całe swoje życie. Doczekał się jej, choć nie zobaczył. Zmarł 29 lipca 1989 roku. W dwadzieścia lat potem prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Tomasz Falba

Fot. reprodukcja dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis

Ilustr. ImageBit

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.7527 3.8285
EUR 4.2033 4.2883
CHF 4.4912 4.582
GBP 4.9894 5.0902