Inne

Najstraszniejsze sowieckie obozy zlokalizowane były na Kołymie. Więźniów dowożono tam statkami, które dawały skazańcom przedsmak tego, co miało ich wkrótce spotkać. Nie bez kozery nazywano je statkami śmierci.

W całym Związku Radzieckim trudno było o bardziej odludne i nieprzyjazne człowiekowi miejsce niż Kołyma. Położona na północno-wschodnich rubieżach ZSRR, nad rzeką Kołymą, porośnięta tajgą, kraina zajmowała obszar prawie osiem razy większy od obecnego terytorium Polski. W rejonie tym przez większość roku panuje ostra, arktyczna zima. To tutaj znajduje się osławiony Ojmiakon – jedno z najzimniejszych miejsc na naszej planecie – gdzie temperatury spadają do minus 70 stopni Celsjusza poniżej zera.

Od tego regionu ludzie powinni trzymać się z daleka. Na nieszczęście jednak, dla mieszkańców Związku Sowieckiego jest to kraina obfitująca w liczne surowce naturalne, głównie złoto, ale i uran. Do wydobycia ich postanowiono wykorzystać więźniów. W ten sposób powstało największe w ZSRR skupisko najstraszliwszych obozów pracy. Śmiertelność wynosiła w nich 80 procent. Jak się dzisiaj oblicza, Kołyma mogła pochłonąć nawet do 6 milionów istnień ludzkich.

Nic zatem dziwnego, że słowo „Kołyma” wywoływało strach wśród więźniów przetrzymywanych w innych częściach Związku Sowieckiego. Ci, którym udało się przeżyć pobyt w jednym z kołymskich obozów, jak np. Warłam Szałamow, autor słynnych „Opowiadań kołymskich”, mówili o strasznych rzeczach. O katorżniczej pracy, śmierci z zimna i wycieńczenia, zbrodniach popełnianych na więźniach.

Zanim jednak trafili oni na Kołymę, musieli przeżyć rejs statkami (lądem nie było jak tu dotrzeć). Wielu nie dało rady. O tych statkach pisze Martin J. Bollinger w wydanej właśnie w Polsce książce „Flota GUŁagu” (Wydawnictwo Replika (www.replika.eu), Wydawnictwo Axis (www.axis-online.pl)). To pierwsza w naszym kraju tak szczegółowa i obszerna praca na ten temat. Większość cytatów i zdjęć w niniejszym artykule pochodzi właśnie z niej.

alt

Tam gdzie oczy wykłuwano igłą

Więźniowie trafiali na Kołymę przede wszystkim z Władywostoku. Poprzez Morze Ochockie transporty dopływały do Magadanu, głównego portu tamtejszego GUŁagu. Bywały także rejsy dłuższe, z Władywostoku, przez Cieśninę Beringa do Niżniekołymska i Ambarczyka, położonych u ujścia rzeki Kołymy do Morza Wschodniosyberyjskiego. Niektórzy więźniowie przybywali na Kołymę także z portów w Murmańsku i Archangielsku, tzw. Północną Drogą Morską.

W zależności od trasy, warunków pogodowych na niej panujących, a także sytuacji lodowej na morzu oraz pory roku, rejs statkiem śmierci mógł trwać od kilku dni do kilku tygodni. Na transport skazańcy czekali w obozie przejściowym we Władywostoku, gdzie przyjeżdżali koleją transsyberyjską. Większość, zanim wsiadła na statek, miała już za sobą koszmar nieraz miesięcznej podróży w bydlęcych wagonach.

alt

Wyczerpani więźniowie byli ładowani na statki handlowe. Stłaczano ich w zwykłych ładowniach otwieranych od góry. To były niewentylowane, zwykle nieoświetlone pomieszczenia. Więźniowie musieli w nich jeść, spać i załatwiać potrzeby fizjologiczne. Według relacji tych, którzy przeżyli taką podróż, w ładowniach panował trudny do wyobrażenia smród – fetor spoconych ludzkich ciał, odchodów, a nieraz i rozkładających się zwłok.

Wreszcie znalazłyśmy się w ładowni. Gęsty i aż lepki zaduch. Jest nas dużo, bardzo dużo. Jesteśmy stłoczone tak, że nie możemy oddychać. Siedzimy i leżymy bezpośrednio na brudnym dnie, jedna na drugiej. Gdy siedzimy, rozchylamy nogi, aby między nimi mógł się ktoś jeszcze zmieścić.” - wspomina jedna z więźniarek.

1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6916 3.7662
EUR 4.2384 4.324
CHF 4.5157 4.6069
GBP 5.0218 5.1232