Rozmowa z senatorem PiS Krzysztofem Zarembą
- Jest pan jedynym szczecińskim politykiem odwołującym się do daty 5 lipca - powrotu Szczecina do Polski. To zrozumiałe, bo pański dziadek Piotr Zaremba najpierw przyczynił się w dużym stopniu do przyśpieszenia tego historycznego faktu, a następnie był pierwszym prezydentem polskiego Szczecina w latach 1945-50. Czy z tamtego, bardzo trudnego, dramatycznego dla wielu pięciolecia jest coś aktualnego do dziś?
- Był to przede wszystkim czas intensywnej budowy polskiej gospodarki morskiej. Wkrótce potem port szczeciński stał się największym na Bałtyku, a stocznia, w której pierwszy statek zwodowano w 1949 roku, była 10 lat temu jedną z pięciu największych w świecie... Dziś żyjemy w latach upadku tego, co zbudowali nasi dziadowie i ojcowie. Nie wolno się z tym godzić!
- Był pan, do czasu ostentacyjnego opuszczenia PO i startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy Libertasu, chyba najpopularniejszym politykiem Szczecina. Irlandzka. przygoda bardzo panu zaszkodziła...
- Gdy rząd Tuska - idąc w ślady Millera, który 7 lat wcześniej cynicznie, z pomocą osławionych WSI, zniszczył Portę Holding - zlikwidował szczecińską stocznię Nową, nie widziałem dla siebie miejsca w partii rządzącej. Premier oszukał Polaków, mówiąc, że zrobił wszystko, by stocznię uchronić, a potem łudząc, że ma inwestora strategicznego. Wystarczyło jedno ostrzeżenie pani komisarz Unii Europejskiej, by rząd polski potulnie rozkaz likwidacji wykonał. Tymczasem Niemcy i Francja obroniły swoje stocznie! To od tego zaczął się cały festiwal kłamstw Tuska. Uznałem, że opozycja wewnętrzna w Platformie nie ma już sensu. Ja poglądów nie zmieniłem, lecz PO odwróciło się od własnego programu! Czy żałuję? Otóż ja pójdę nawet z diabłem, aby wspomóc rozwój mego rodzinnego miasta tak ważnego dla Polski, ruszyć gospodarkę Szczecina i Pomorza Zachodniego - stocznię, port, Police...
- Przystąpienie do PiS też nie przysporzyło panu tylu zwolenników, by zdobyć fotel prezydenta miasta...
- ...ale hołubiony przez PO i samego Tuska kandydat przegrał z popieranym przez PiS prezydentem Krzystkiem, a Platforma straciła większość w radzie miasta. To był wielki cios dla partii rządzącej. I niejedyny w kraju.
- I podoba się panu to, co robi Krzystek w mieście.
- Tak, bo nie waha się inwestować, buduje, by jak najlepiej wykorzystać środki unijne. Jest rzeczowy i decyzyjny. Potrafił przeciwstawić się dyktatowi Platformy. Szczecin to docenił.
- Ludzie nie lubią polityków przeskakujących z jednaj partii do drugiej.
- Pozostając w Platformie, zdradziłbym moich wyborców, a w wyborach do Senatu w 2007 roku głosowało na mnie 204 tys. ludzi. Przypomnę, że przed wyborami w 2005 roku było niemal pewne, że PiS i Platforma Obywatelska to jakby dwa skrzydła jednego wielkiego stronnictwa wolnej Polski. W miarę upływu lat przekonywałem się jednak, jak bardzo się myliłem. Dziś już wiem, że Donald Tusk nie lubi Szczecina, niechętnie tu przyjeżdża, a jeśli już, to spotyka się w ścisłym partyjnym gronie. Już jako młody polityk uważał polskość za nienormalność, a Polskę za mit. W latach 90., już jako dorosły liberał uznający państwo za zło konieczne, wyznawał pogląd, że Polska powinna być federacją regionów, z silną współpracą z Niemcami na pasie zachodnim. Stąd pewnie obecny premier ma tak mocne wsparcie pani kanclerz Merkel, która m.in. skutecznie zabiega o wygaszenie przemysłu na zachodzie Polski (przykład naszej stoczni!). Warto dostrzec, że wraz z degradacją Szczecina wyrasta Rostok jako centrum gospodarki morskiej.
- Postawił pan na Jarosława Kaczyńskiego?
- Tak. Bo jest zwolennikiem silnego państwa jako nowoczesnej organizacji życia narodowego, rzecznikiem prowadzenia przez Polskę samodzielnej polityki zagranicznej, upominania się o własne interesy w Unii. Gdy rządził Jarosław Kaczyński, w odpowiedzi na budowę gazoportu w Rostoku natychmiast zaplanował gazoport w Świnoujściu, a także tunel łączący Świnoujście z resztą kraju. A obecny rząd -w imię oszczędności - budowę tunelu wstrzymał, wstrzymał też fundusze na budowę specjalnego falochronu dla nowego portu w Świnoujściu. Premier, odwiedzając to miasto, nie raczył spotkać się z jego prezydentem, czyżby miał nieczyste sumienie?
- Szczecin powoli oswaja się ze śmiercią stoczni.
- Z moich obserwacji wynika co innego. Ludzie już się chyba przekonali, że ta, władza nic zmienić nie chce i nie potrafi. Tymczasem zbliżają się wybory, które przesądzą o losach stoczni i całego kraju. Polityka rządu zmierza ku przepaści. W ostatnich trzech latach rząd Tuska, mimo rekordowej wyprzedaży majątku narodowego, zadłużył kraj na 160 mld zł, dług publiczny wkrótce sięgnie biliona złotych! Warto tu przypomnieć, że rząd poprzedni obniżył podatki i koszty pracy. Ci, którzy mają szansę przywrócić Szczecinowi stocznię - zarząd Porty Holding w upadłości z prezesem Piotrowskim na czele - nie chcą żadnych dotacji od państwa. Chcą, aby państwo oddało im ich prywatny majątek i pozwoliło produkować statki w Szczecinie. Stocznia była lokomotywą przemysłu, płuco-sercem gospodarczym Szczecina. Wbrew temu, co się tu i ówdzie mówi, większość fachowców stąd nie wyjechała - pozostała w mieście, mało kto się przeprowadził. Ci, co wyjechali, już wrócili. Nie znaleźli pracy w krajach objętych kryzysem. Wciąż jest w komplecie sztab techniczny, biuro konstrukcyjne stoczni, pozostała w Szczecinie większość załogi kadłubowni i wyposażenia. W 2001-02 roku Porta Holding zatrudniała 11 tys. ludzi, wybudowała 161 statków za sumę 4 mld 200 min dol., bez złotówki ze Skarbu Państwa! Czyż nie widać na ulicach miasta braku tych niemałych przecież pieniędzy? Sąd Najwyższy uwolnił od zarzutu malwersacji zarząd Porty. Orzeczenie Sądu Administracyjnego w Warszawie uchyliło orzeczenie szczecińskiego sądu, na mocy którego Skarb Państwa przejął za symboliczną złotówkę cały majątek Porty Holding...
- A więc niedawny nabywca stoczniowej schedy - spółka Skarbu Państwa "Silesia" - nie ma prawa tym majątkiem dysponować, gdyż jest on własnością Porty Holding.
- Tymczasem prezes "Silesii", a więc pełnomocnik Skarbu Państwa, podwładny ministra Grada i premiera Tuska, z lekceważeniem odrzuca ofertę amerykańskiego funduszu inwestycyjnego, który-w porozumieniu z Porta zamierza budować statki w Szczecinie, mówi bez ogródek: "zapomnijcie o stoczni w Szczecinie". Zamówienia na statki w Europie są. Realizują je stocznie niemieckie, francuskie czy hiszpańskie. Politycy PO, tacy jak np. marszałek Geblewicz, wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia. Marszałek Geblewicz ogłosił, że stoczni w Szczecinie nie będzie. Otóż ja zapomnieć o stoczni w Szczecinie nie zamierzam. Nazywam się Zaremba i czuję brzemię zobowiązań, jakie to nazwisko niesie... Dlatego z okazji 66. rocznicy powrotu Szczecina do Polski i w perspektywie nadchodzących wyborów przypominam mieszkańcom tego najpiękniejszego miasta w Polsce: bez stoczni Szczecin ginie, musimy ją odzyskać!
- Starajmy się!
Rozmawiał J. Ławrynowicz
Inne
Bez stoczni Szczecin ginie...
01 lipca 2011 |
Źródło:
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.