
Na pokładzie uwolnionego chemikaliowca było pięciu Polaków, 19 Filipińczyków, Rosjanin, Litwin i norweski kapitan
Poinformował o tym w piątek wieczorem rzecznik norweskiego armatora Salhus Shipping. Odmówił podania szczegółów operacji. Powiedział jedynie, że członkowie załogi są cali i zdrowi.
Jednostka została wypuszczona po zapłaceniu okupu. Kilka godzin wcześniej jeden z piratów powiedział Agencji Reutera, że wynegocjowana kwota to 2,4 mln dol. - Po wielu targach moi przyjaciele osiągnęli z norweskim statkiem porozumienie w sprawie okupu - cytowała somalijskiego pirata agencja. Według Reutera osiągnięcie porozumienia potwierdziła "lokalna osobistość oficjalna".
Chemikaliowiec "Bow Asir" został porwany 26 marca. Banda uzbrojonych piratów zaatakowała płynący z Arabii Saudyjskiej 27-letni statek, weszła na pokład i przejęła kontrolę nad załogą. Na pokładzie znajduje się 27 członków załogi - 5 Polaków, 19 Filipińczyków, Rosjanin, Litwin oraz norweski kapitan.
- Jestem zaskoczony, jeszcze nie zdarzyło się, żeby uwolniono statek w tak krótkim czasie - mówi Marek Niski, kapitan zwolnionego w marcu za okupem statku "Sirius Star". - Cieszę się z nimi. Oni i ich rodziny mają piękny prezent na wielkanocne święta - mówił na antenie TVN 24 kapitan. Zaznaczył jednak, że to nie koniec trudów załogi. Zauważył, że zostali uwolnieni z rąk jednej grupy piratów, a jest ich tam sporo.
Tymczasem somalijscy piraci, którzy przetrzymują amerykańskiego kapitana okrętu Richarda Phillipsa, zagrozili, że w razie ataku odpowiedzą ogniem. Niebezpieczeństwo konfrontacji wzrosło, bo czterej porywacze wezwali już na pomoc posiłki, a amerykańskie jednostki otoczyły ten rejon.
Amerykanie nie kryją, że chcieliby jeszcze przed świętami odbić kapitana kontenerowca "Maersk Alabama". Kapitan Richard Phillips znajduje się na Oceanie Indyjskim w łodzi ratunkowej swego statku wraz z czterema piratami. Jak twierdzą amerykańskie media, udało mu się na chwilę uciec piratom, został jednak z powrotem pojmany i uwięziony na łodzi. Świadkami próby ucieczki byli marynarze przepływającego w pobliżu okrętu wojennego. Wszystko jednak stało się tak szybko, że nie zdążyli zareagować.
Phillips miał z własnej woli oddać się w ręce napastników, stając się ich zakładnikiem, by w ten sposób zapewnić bezpieczeństwo swej załodze.
Przedstawiciel piratów twierdzi, że porywacze czekają na swoich kolegów i zapowiedzieli, iż domagać się będą okupu za kapitana i za swoją zniszczoną przez załogę "Maersk Alabamy" łódź. - Jesteśmy całkowicie bezpieczni i nie boimy się Amerykanów - oświadczył jeden z piratów przez telefon satelitarny. I dodał: - Jeśli zostaniemy zaatakowani, będziemy się bronić.
- Uruchamiany wszystkie mechanizmy, w tym marynarkę wojenną i FBI, by rozwiązać tę sytuację i wymierzyć sprawiedliwość piratom- oświadczyła Hillary Clinton, sekretarz stanu USA, która określiła napastników mianem zwykłych kryminalistów.
W ślad za słowami idą konkretne działania. W ciągu najbliższej doby Stany Zjednoczone wyślą dodatkowe okręty wojenne w tamten rejon Afryki. Jednostki te mają - według generała Davida Petraeusa z Centralnego Dowództwa USA - dotrzeć na wody w rejonie Somalii w ciągu 24-48 godzin.
Dryfująca u wybrzeży Somalii szalupa ratunkowa, na której więziony jest kapitan statku "Maersk Alabama", jest pod obserwacją niszczyciela USS "Bainbridge". Jednostka ta uczestniczy w antypirackich patrolach u wybrzeży Somalii.
Zdaniem urzędników załoga niszczyciela nawiązała kontakt z porywaczami. W rozmowach biorą także udział negocjatorzy z Akademii FBI w Quantico w stanie Wirginia.
Dowództwo somalijskich piratów obiecuje pomóc swoim kolegom. Przebywający na łodzi ratunkowej piraci, z którymi udało się nawiązać bezpośredni kontakt przy pomocy telefonu satelitarnego, sprawiają wrażenie zrozpaczonych widokiem zbliżających się zagranicznych statków. - Zostaliśmy otoczeni przez okręty wojenne. Proszę, módlcie się za nas - wołał jeden z nich.
Kontenerowiec "Maersk Alabama" wiozący pomoc żywnościową do kenijskiej Mombasy został porwany 300 mil na wschód od stolicy Somalii, Mogadiszu. Zanim piratom udało się wedrzeć na pokład, 20-osobowa załoga unieruchomiła statek.
Wszystkim członkom załogi z wyjątkiem Phillipsa udało się schronić. - Kiedy wszyscy się chowali, on stał. Oddał się w ręce piratów, żeby chronić pozostałych - relacjonuje John White, który pełnił na kontenerowcu funkcję elektryka.
Nieuzbrojeni członkowie załogi zdołali obezwładnić jednego z napastników, mimo że ten miał kałasznikowa. Potem przez ok. 12 godz. siedzieli wraz ze swym więźniem ukryci w jednej z komór.
- Trzej pozostali piraci byli sfrustrowani, bo nie mogli nas znaleźć - mówi już wolny drugi oficer Ken Quinn.
Kapitan namówił porywaczy, aby wsiedli razem z nim do 8,5-metrowej łodzi ratunkowej. Marynarze zgodzili się wymienić swojego więźnia na Phillipsa, ale piraci nie dotrzymali słowa.
- Wywiązaliśmy się z umowy, ale oni nie wypuścili kapitana. Teraz trzymają go jako zakładnika. Chcą za niego okupu - twierdzi Quinn.
Tymczasem, jak poinformowało w piątek biuro prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, podczas odbijania jachtu w Zatoce Adeńskiej doszło do przelewu krwi: zginął jeden francuski zakładnik i dwóch piratów. Uratowano czterech zakładników. Jacht porwano przed tygodniem na Oceanie Indyjskim w odległości 640 km od przylądka Ras Hafun.
Roman Gutkowski, James Bone "The Times" {jathumbnail off}