
Kołobrzeska siedziba Polskiej Żeglugi Bałtyckiej
Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Ministerstwo nie chce oficjalnie mówić o liczbie złożonych ofert i zainteresowanych. Nieoficjalnie wiemy, że na placu boju został już tylko duński armator DFDS.
Czemu resort jest tak tajemniczy?
- Na razie analizujemy dokumenty, dlatego nie chcemy mówić o szczegółach. Poinformujemy o nich, gdy podejmiemy decyzję o ewentualnej sprzedaży - wyjaśnia Wewiór. - Potrzebujemy około tygodnia.
To druga próba prywatyzacji kołobrzeskiej spółki. W połowie grudnia MSP unieważniło pierwszą licytację. Resort przyznał wtedy, że otrzymał dwie oferty. Do rywalizacji o pakiet kontrolny kołobrzeskiej spółki mogły wtedy stanąć trzy firmy: DFSD, Stena Line i Polska Żegluga Morska. Najpierw wycofała się PŻM, choć w przeszłości szczecińskie przedsiębiorstwo deklarowało, że polscy przewoźnicy promowi powinni być skonsolidowani. - My nie jesteśmy zainteresowani, a z resortu nikt w tej sprawie z nami nie rozmawiał - mówił przed pierwszą próbą sprzedaży PŻB dyrektor generalny PŻM Paweł Szynkaruk.
W pierwszym podejściu Ministerstwo Skarbu oferowało 95 proc. akcji (9,5 mln sztuk). - Oferty, które wtedy dostaliśmy, były niezadowalające - twierdzi Wewiór.
Zaraz po anulowaniu pierwszego przetargu MSP ogłosiło kolejny. Teraz wystarczy, że nabywca zaproponuje kupno 50 proc. plus jednej. Przy cenie nominalnej 10 zł za akcję pakiet kontrolny może kosztować zaledwie 50 mln zł. W związku z tym, że szwedzka Stena Line też oficjalnie poinformowała, iż nie jest zainteresowana zakupem kołobrzeskiej spółki, z poważnych oferentów pozostał już tylko DFDS. PŻB z Duńczykami współpracuje już od ponad roku, czarterując im prom "Wawel".
Mimo że przedstawiciele kołobrzeskiej spółki nie chcą komentować procesu prywatyzacji, wiadomo, że alians z tą firmą jest prawdopodobny. Duńska spółka to gigant w porównaniu z PŻB. Flota DFDS składa się z ponad 60 statków i zatrudnia 4,2 tys. ludzi. PŻB ma cztery promy kursujące po Bałtyku pod marką Polferries - "Pomerania", "Scandinavia", "Baltivia" i "Wawel" - i 700 zatrudnionych.
Mariusz Rabenda{jathumbnail off}
