
Kapitan Niski w swoim domu. Ręka na temblaku to efekt kontuzji, której kapitan nabawił się już po powrocie do Polski
fot. Andrzej Kutys / Polskie Radio Szczecin
Kapitan Marek Niski dowodził statkiem "Sirius Star", który 15 listopada został porwany u wybrzeży Kenii, na północny wschód od Mombasy. Tankowiec płynący z Arabii Saudyjskiej do USA miał w zbiornikach 300 tys. ton ropy wartej 100 mln dolarów. 9 stycznia, po dwumiesięcznych negocjacjach, saudyjski armator zapłacił 3 mln dolarów okupu i piraci zwolnili statek z portu. Kapitan Niski jest świadkiem w śledztwie prowadzonym przez szczecińskie Biuro ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, które, teoretycznie, ma doprowadzić do postawienia piratów przed sądem.
Rozmowa z kpt. Markiem Niskim, dowódcą statku porwanego przez somalijskich piratów
Adam Zadworny: Dzięki panu polscy śledczy mają zdjęcia niektórych sprawców porwania. Jak udało się je panu zrobić?
Kapitan Marek Niski: Nie byliśmy związani, ani skuci. Choć wokół byli uzbrojeni ludzie, mieliśmy nieco swobody. Dzięki temu udało nam się nawiązać łączność z armatorem, a także usunąć z pola widzenia porywaczy, to znaczy ukryć w maszynowni czarnoskórego członka załogi. No i zrobić trochę zdjęć. Robiłem je oczywiście z ukrycia.
Jaki był początek tego dramatu?
- Rano, około godz. 8 zadzwonił do mnie oficer z mostka, że widzi podpływającą do nas motorówkę. Zarzucili aluminiową drabinkę z hakiem na pokład. Zdążyłem tylko zadzwonić do armatora i powiedzieć, że wchodzą do nas uzbrojeni ludzie.
O czym pan wtedy pomyślał?
- O tym, aby nie popełnić żadnego błędu. Żeby nikogo nie zastrzelili.
Dużo było niebezpiecznych momentów?
- Kiedy na pokładzie byli szefowie tych, którzy nas pilnowali, nie było tak źle. Gorzej, kiedy nasi strażnicy pozostawali sami. Byliśmy całkowicie zdani na ich łaskę. A ich nastrój potrafił się zmienić w jednej chwili. Momentami zachowywali się jak szaleni. Szczególnie kiedy kończyła im się taka roślina, miro, którą żuli. Krzyczeli, grozili, przystawiali broń do głów członkom załogi.
Jacy to ludzie?
- Dzicy. Mieli kłopot z otwieraniem drzwi, z klamkami. Żaden z nich nie mówił w żadnym znanym nam języku. Pewnego dnia pozakładali buty, które były w magazynku. Mieli kłopoty, aby w nich chodzić.
Wiedzieliście, że armator w końcu zapłaci okup?
- Tak. Ale obawiałem się czarnego scenariusza. Tego, że po przyjęciu okupu, wycofają się w głąb lądu, wraz z nami w roli zakładników. A wtedy nie pomogą nam nawet amerykańskie helikoptery, które cały czas obserwowały "Sirius Star". Nie wiadomo, jak długo to by trwało i jak by się skończyło.
Wróci pan na morze?
- Na razie myślę o długim urlopie. Wszyscy potrzebujemy dużo czasu, aby dojść do siebie. Dopiero od kilku dni normalnie śpię.
az {jathumbnail off}