Stocznie, Statki
Mieli być Katarczycy, są przedsiębiorcy z Gdańska. Właściciele spółki Crist wygrali aukcję na serce Stoczni Gdynia. Jeśli spółka Crist nie zatonie pod ciężarem finansowych i produkcyjnych zobowiązań, zostanie prawdziwą gwiazdą branży stoczniowej

Latem 2009 r. cała Polska żyła wieściami z gdyńskiej stoczni i czekała z zapartym tchem, aż tajemniczy katarski fundusz rządowy Quatar Investment Authority wpłaci na konto Skarbu Państwa 287 mln złotych. Transakcja ostatecznie nie doszła do skutku, były nawet podejrzenia, że Katarczycy nigdy nie istnieli, a na stoczniowy majątek zabrakło chętnych. I wtedy właśnie pojawił się inwestor, który pomógł ministrowi skarbu choć trochę uratować twarz.

Po suchy dok – serce Stoczni Gdynia, zgłosili się Ireneusz Ćwirko i Krzysztof Kulczycki, właściciele spółki Crist. Mieli nadzieję, że transakcję uda się sfinalizować po cenie wywoławczej – 92 mln zł, ale na tydzień przed aukcją wadium wpłaciła też spółka Patia, za którą stał ukraiński milioner Siergiej Taruta, współwłaściciel Stoczni Gdańsk oraz firmy ISD, udziałowca Huty Częstochowa. Ukraińcy licytowali do kwoty 162 mln zł, ale Crist przebił tę ofertę i we wrześniu 2010 r. za 175 mln złotych stał się nowym właścicielem całego ciągu technologicznego Stoczni Gdynia. Wcześniej za 38,7 mln zł kupił na terenie stoczni także hale (połowę wyłożyli ze środków własnych, na drugą dostali kredyt z banku), ale bez dostępu do wody nie miały one specjalnej wartości.

Biznesmenom z Trójmiasta zależało na doku, bo tylko zapewniając sobie do niego dostęp, mogli zawalczyć o wart 180 mln euro kontrakt dla niemiecko-holenderskiego armatora. W lutym 2010 r. Beluga Hochtieff Offshore ogłosił, że poszukuje wykonawcy konstrukcji jednostki przeznaczonej do prac instalacyjnych przy budowie farm wiatrowych. Długość: 147,5 m, szerokość 42 metry. Waga głównego dźwigu: 1500 ton. Praw­dziwe miasto na wodzie o własnym napędzie.

– Do tej pory pracowaliśmy na terenach dzierżawionych od portu Gdańsk. Ten projekt, ze względu na szerokość jednostki, mogliśmy wykonać tylko na terenie Stoczni Gdynia – wspomina Ćwirko.

Przy 380 metrach długości i 70 metrach szerokości dok nadaje się do budowy i remontu niemal wszystkich typów statków pływających po świecie.

Kulczycki i Ćwirko zdobyli największy w historii Crista kontrakt, ale muszą sobie też poradzić z największym w historii zadłużeniem firmy. Kwotę 150 mln zł zdecydowała się wyłożyć Agencja Rozwoju Przemysłu w ramach programu wspierania inicjatyw pobudzających gospodarkę. Jak mówi Kulczycki, banki nawet nie chciały rozmawiać o udzieleniu finansowania, gdy słyszały hasło „przemysł stoczniowy”.

– Było dwóch oferentów. Jeden z prywatną, żywą gotówką, drugi, który mógł wziąć udział w licytacji tylko dzięki ogromnej pożyczce, a więc pomocy udzielonej przez państwo. Jeśli była udzielona na zasadach rynkowych, to dlaczego nie zdecydowały się na to banki – punktuje słabość oferty Crista Jacek Łęski, doradca zarządu Stoczni Gdańsk ds. mediów.

Przypomina, że ARP jest nie tylko odpowiedzialna za sprzedaż majątku stoczni, ale jest również udziałowcem Stoczni Gdynia oraz konkurencyjnej wobec Crista Stoczni Gdańsk. Wojciech Dąbrowski, prezes ARP, wyjaśnia, że program stworzony był specjalnie po to, by wspomagać przedsiębiorstwa w czasie kryzysu, a Komisja Europejska jest na bieżąco informowana o procesie sprzedaży majątku stoczni i nie zgłaszała zastrzeżeń do transakcji.

– Program ma charakter publiczny i otwarty. Z punktu widzenia analizy efektywności sama inwestycja także potwierdza jej ekonomiczne uzasadnienie. Spółka Crist wystąpiła o pożyczkę i ją otrzymała, ponieważ spełniła wszystkie warunki programu – tłumaczy Dąbrowski i dodaje, że to nie agencja, ale agent kompensacji Bud-Bank Leasing odpowiada za sprzedaż stoczniowego majątku.

– To już problem poza nami. O pożyczkę z ARP mógł ubiegać się każdy, ale to my mieliśmy wizję, jak ją wykorzystać. Jej oprocentowanie jest wyższe niż rynkowe – kwituje Ćwirko.

Właściciele Crista nie mają wątpliwości, że udźwigną kierowanie przedsiębiorstwem w branży, w której banki nie widzą szans na zyski, a najsilniejsi konkurenci walczą ze skutkami kryzysu. Firmę Crist zakładali na początku lat 90. Dwaj inżynierowie poznali się podczas pracy w Stoczni Północnej. Ćwirko odszedł ze stoczni pod koniec lat 80., kiedy przegrał konkurs na dyrektora technicznego. Jako człowiek spoza partii nie miał szans na tak wysokie stanowisko. Udało mu się trochę zarobić, kiedy przez rok pływał jako inżynier gwarancyjny na radzieckiej jednostce do połowu tuńczyków. Hiszpańsko-radziecka spółka przerabiała tuńczyki na Wyspach Kanaryjskich, a Ćwirko kontrolował pracę statku i odkładał pieniądze na własny biznes.

Krzysztof Kulczycki był w tym czasie na kilku zagranicznych kontraktach: najpierw w Dubaju ściągał Polaków do pracy w Dubai Drydocks, a potem pracował jako project manager w stoczni w Kuwejcie. Po powrocie do Polski pracował dla Szwedów – otworzył w Gdańsku oddział Nordcap Plastic (dziś Amitech), producenta tworzyw sztucznych dla budownictwa, ale wciąż myślał o własnej działalności. Odszedł, kiedy ruszyła produkcja.

Crista założyli w 1990 roku. Na początku zatrudnili kilku pracowników ze Stoczni Remontowej Nauta i ze Stoczni Gdańsk. Jako podwykonawcy pomagali innym stoczniom w remontach i drobnych przebudowach. Z czasem pojawiało się coraz więcej samodzielnych zleceń i konstrukcje całychjednostek – kutrów rybackich dla norweskich, duńskich i holenderskich armatorów, czy jednostek technicznych do obsługi w portach, a przez ostatnie dwa lata, gdy w branży okrętowej nie było wielu zamówień, coraz więcej zleceń hydrotechnicznych. Budowali między innymi trzy śluzy na Renie oraz do portu w Bremerhaven.

Na koniec 2009 r. Crist miał 383 mln złotych przychodów i 15,4 mln zł zysku netto. Spółka od lat jest rentowna. Rok 2010 zakończyła na niewielkim plusie ze względu na zamykanie oddziałów w Gdańsku i przeprowadzkę do Gdyni. Jak Ćwirko i Kulczycki zamierzają spłacić pożyczkę od ARP? Liczą na więcej zamówień dla branży offshore, tj. jednostek do obsługi farm wiatrowych.

– W tej branży do 2030 r. będzie bardzo dużo zamówień z krajów Unii Europejskiej, a my już mamy doświadczenie w budowie takich jednostek – tłumaczy Kulczycki.

Rok temu Crist zbudował dla niemieckiego armatora budowlano-remontową barkę Thor. Ta ogromna jednostka wyposażona jest m.in. w dźwig o tzw. unosie do 500 ton. Crist przejął warte 100 mln euro zlecenie od greckiego wykonawcy, który nie poradził sobie z pracami. Polska stocznia zrealizowała część prac wartych ok. 30 mln euro, ale to budowa Thora przesądziła o wygraniu kolejnego przetargu.

Jednym z najnowszych zleceń Crista jest wyposażenie i adaptacja czterech barek pełnomorskich (o długości po ok. 110 m i szerokości ok. 30 m) do przewozu kolumn turbin wiatrowych na miejsce instalacji na morskich farmach wiatrowych. Branża pełnomorskich farm wiatrowych (offshore) to stosunkowo nowy, ale bardzo szybko rosnący sektor. W Europie działa ich już ponad 900.

Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (EWEA) tylko w pierwszej połowie 2010 r. podłączono 118 nowych turbin offshore’owych. W całym 2009 r. wygenerowały one 577 megawatów energii. Unijna strategia przewiduje, że w 2030 r. 30 proc. wytwarzanej w UE energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych, w tym m.in. farm wiatrowych na Bałtyku czy Morzu Północnym.

– Do ich budowy, a potem serwisowania będzie potrzeba wielu jednostek – mówi Ireneusz Ćwirko. – Nasi konkurenci w aukcji doskonale wiedzieli, jak wygląda rynek i ile zleceń czeka na realizację – dodaje Krzysztof Kulczycki.

(...)

Katarzyna Dębek
Forbes Polska{jathumbnail off}
1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.7274 3.8028
EUR 4.2455 4.3313
CHF 4.5232 4.6146
GBP 5.0395 5.1413