Stocznie, Statki

W marcu 1860 roku regionalna gazeta szczecińska organizowała zbiórkę datków na pogrzeb 12-letniego chłopca. Był jedną z pierwszych ofiar pruskich zbrojeń morskich. Zginął podczas wodowania kanonierki "Tiger". To były początki Szczecina jako ośrodka stoczniowego, budującego okręty wojenne. Pruska flota dopiero się tworzyła, a jej najważniejszym przeciwnikiem miała być wówczas znacznie od niej silniejsza flota Królestwa Danii. Dziś brzmi zabawnie informacja, że maksymalna prędkość małych kanonierek budowanych przez ówczesnych szczecińskich prywatnych przedsiębiorców wynosiła 9 węzłów, czyli około 17 km na godzinę. A zanurzenie - nieco ponad 2 metry. Wzorem była Anglia Kanonierki były niewielkimi okrętami parowo żaglowymi, przeznaczonymi przede wszystkim do ostrzeliwania z dział celów lądowych. Moda na nie przyszła do Prus z Anglii. W okresie wojny krymskiej (1853 - 1856) Anglicy mieli parę setek takich jednostek. Ostrzał brytyjskich kanonierek zmusił wtedy do kapitulacji załogi kilku nadbrzeżnych fortów rosyjskich. Nic dziwnego, że i Prusacy chcieli mieć takie jednostki. Tym bardziej, że napięte były stosunki Prus z ich najbliższym morskim sąsiadem - Danią. W połowie XIX wieku trwał spór między tymi państwami o Szlezwik - Holsztyn. W 1859 roku rząd pruski wydał więc zlecenia na budowę kanonierek także kilku nadbałtyckim stoczniom. Budowały je m.in. stocznia Mitzlaff w Elblągu, J. W. Klawitter oraz Keier und Devrient w Gdańsku i cztery małe prywatne stocznie w Szczecinie: Domcke, Liegnitz, Nueschke i Zieske. Lina wyrzuciła ich w powietrze W tej ostatniej doszło w poniedziałek 19 marca 1860 roku do tragedii, po której ślad przetrwał w regionalnej gazecie szczecińskiej. Relację o tym, co się wydarzyło wtedy na portowym nabrzeżu znaleźliśmy w wydaniu "Pommersche Zeitung" z 20 marca tego roku, udostępnionym w internecie przez Zachodniopomorską Bibliotekę Cyfrową "Pomerania". Okazuje się, że w stoczni Zieskego poprzedniego dnia zwodowano jedna po drugiej aż pięć kanonierek. Pierwsza zsunęła się do wody "Wespe" ("Osa"), po niej "Scorpion", "Salamander" i "Wolf ("Wilk"). Ostatni był "Tiger'', czyli "Tygrys". Wodowanie musiało być nie lada atrakcją, bo przyglądały mu się tłumy. "Przy opuszczaniu ostatniego statku zdarzył się straszny wypadek - relacjonowała dzień później "Pommersche Zeitung". - Liny, które podczas spuszczania miały przytrzymać kadłub aby nie uderzył w przeciwległy brzeg, były na nabrzeżu przymocowane do pali i spoczywały na na wspornikach, aby podczas opuszczania mogły się stopniowo rozwijać i naprężać. Ponieważ jednak okręt zsunął się nieoczekiwanie szybko, jedna lina nabrała pędu i na prężyła się gwałtownie, wyrzucając wysoko w powietrze sześć lub osiem osób, które stały najbliżej. Wśród wyrzuconych w górę znalazł się m.in. chłopiec w wieku siedmiu lat, który w następstwie upadku zmarł. Dwaj młodzi chłopcy i, jak się mówi, także młoda dziewczyna, zostali poważnie ranni. Inni przeżyli chwilę strachu i doznali lekkich poranień. Zerwane zostały także dwie grube liny, które spowodowały, że wiele osób wpadło do wody. Wszystkie je udało się jednakowoż uratować." Gazeta przy okazji stwierdziła, że sposób wodowania w stoczni Zieskego zakończył się katastrofą, bo był przestarzały. Za wzorcowe uznano urządzenie do wodowania, istniejące już wówczas w szczecińskiej , stoczni "Vulkan".

Zrzutka na pogrzeb W środę, 21 marca 1860 roku gazeta ponownie wróciła do wypadku. Okazało się, że siedmiolatek w rzeczywistości był 12-letnim synem pewnej szczecinianki, którą wcześniej opuścił mąż. Kobieta pracująca jako dozorczyni z trudem wychowywała samotnie pięcioro dzieci. Jedno z nich było chore i przebywało w ośrodku dla chorych dzieci, prowadzonym p[rzez protestanckie diakonisy. Chłopiec, który zginął podczas wodowania, był najstarszym w tej gromadzie. - Jak się dowiadujemy, tej kobiety nie stać na sprawienie zmarłemu synowi przyzwoitego pogrzebu. Jeśli więc jakieś szlachetne serca zechcą ją wspomóc, nasza ekspedycja jest gotowa, aby takie dary przyjąć i przekazać - czytamy w archiwalnej "Pommersche Zeitung". "Tiger" wsławił się tylko tym Kanonierka zwodowana w Szczecinie w tak tragicznych okolicznościach służyła Prusom jako okręt wojenny tylko przez 17 lat. Miała 40 osób załogi, a jej uzbrojeniem było tylko jedno działo kalibru 120 mm. Cztery lata później wzięła udział w wojnie prusko - duńskiej. Wykonywała różne zadania, ale nie walczyła. W czasie wojny z Austrią w 1866 roku wykorzystano ją do transportowania wojsk przez Łabę i do działań na Morzu Północnym. Żadnych spektakularnych sukcesów jednak nie miała, podobnie także w wojnie z Francją w 1870 roku. W1877 roku skreślono ją z listy okrętów wojennych i przebudowano na zwykły prom. Była już bowiem zbyt przestarzała. Do historii przeszła więc przede wszystkim za sprawą makabrycznego wodowania, zakończonego śmiercią 12-latka. Z niemieckich danych wynika, że kosztowała w sumie około 42 tysiące talarów. Za tyle wtedy można było kupić 840 tys. litrów piwa
Marcin Barnowski
{jathumbnail off}

1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter