Szansą dla polskich stoczni jest postawienie na innowacyjność i produkcję statków z wykorzystaniem nowoczesnych technologii - tylko taki produkt będzie bowiem w stanie konkurować z produktami azjatyckimi. Myśląc o przyszłości, nie wolno dopuścić do rozgrabienia majątku postoczniowego, a więc zniszczenia tych aktywów, które wykorzystywane są do budowy statków, ani do rozproszenia wykwalifikowanej kadry naukowej i technicznej. Trzeba za to doprowadzić do rozwoju produkcji, na którą będzie zapotrzebowanie. Prywatyzacja nie musi być jedyną drogą.
W Szczecinie politycy i specjaliści z dziedziny przemysłu okrętowego dyskutowali wczoraj na temat możliwości naprawy polskiej gospodarki morskiej. Konferencja pod hasłem "Przyszłość polskiego przemysłu stoczniowego" została zorganizowana przez europosłów z Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. - Losy przemysłu stoczniowego ilustrują swego rodzaju doktrynerstwo ekonomiczne, które stało się bez specjalnej dyskusji publicznej wykładnią pozwalającą nam interpretować zjawiska ekonomiczne, a także na te zjawiska wpływać. Mówię tu o takim doktrynerstwie, w wyniku którego cała polska gospodarka miała stać się przede wszystkim gospodarką usług - mówił prof. Ryszard Legutko, poseł do PE. Jak zauważył, taki sposób myślenia towarzyszył nam od początku Polski niepodległej, a także znalazł reprezentację w traktacie akcesyjnym. - Odchodzenie od doktrynerstwa przysłuży się Polsce. Nie ma lepszego sposobu, by to dostrzec i opisać, niż właśnie sprawa przemysłu stoczniowego - dodał Legutko.
By ratować nie tylko polskie stocznie, ale i całą rodzimą gospodarkę morską, niezbędne jest odejście od polityki transakcyjnej i podjęcie polityki celów. Potrzeba też dobrej koordynacji działań, dużych inwestycji w infrastrukturę drogową i kolejową, także z wykorzystaniem środków unijnych - uważa Jarosław Kaczyński, prezes PiS. W swoim wystąpieniu zauważył, iż sprawa stoczni, oprócz wymiaru gospodarczego, ma także wymiar symboliczny, gdyż zakłady te są ważnym symbolem polskiej drogi do wolności. - Dlatego utrzymanie stoczni, obok tych wszystkich elementów, które są związane z ich pracą, ze sferą ekonomiczną, ma także wartość w tej dziedzinie. Zaniechanie odnoszące się do stoczni jest zaniechaniem odnoszącym się do naszej tożsamości, naszej historii. Jest rezygnacją z szacunku do niej - powiedział. W ocenie Kaczyńskiego, aspekt historyczny ma duże znaczenie i był on przyjmowany przez partnerów europejskich z dobrymi skutkami. - Udało się w rokowaniach (które zaczęły się w roku 2006) na wiosnę 2007 r. uzyskać decyzję, która sprowadzała się do tego, że polskie stocznie mają prawo do istnienia, w formule ograniczonej, na pewno niesatysfakcjonującej, ale jednak mają prawo do istnienia - mówił prezes PiS. Kaczyński podniósł też kwestię upadku polskiej gospodarki morskiej. Jak ocenił, był to nie tylko wynik doktrynerstwa, ale i tzw. polityki transakcyjnej, czyli odejścia w polityce gospodarczej od realizacji celów i zdania się na relacje różnych grup nacisku, które prowadziły do podejmowania często dla nas złych decyzji, m.in. w sprawie stoczni. Podkreślił, że rezygnacja z tego rodzaju polityki jest koniecznością, jeśli chcemy być w stanie podejmować wielkie wysiłki zbiorowe, takie jak odbudowa polskiej gospodarki morskiej. To wymaga także daleko idącej koordynacji różnych przedsięwzięć, także tych, które możemy przeprowadzić dzięki środkom z UE. - Odbudowywać gospodarkę morską nie oznacza tylko odbudowy stoczni, to oznacza robić wszystko, by odżywały polskie porty, by ta konkurencja, która ma miejsce nad Bałtykiem, była konkurencją z naszym udziałem. Myśmy właściwie z niej zrezygnowali, bo jeśli nie budujemy dróg i linii kolejowych przeznaczonych dla szybko jeżdżących i ciężkich pociągów, które prowadzą do portów, nie podejmujemy innych działań infrastrukturalnych, nie mamy planu, to w istocie z niej rezygnujemy - dodał. Kaczyński zauważył, iż w kontekście rozwoju polskiej gospodarki morskiej niepotrzebnie zrezygnowano z utworzonego przez rząd PiS Ministerstwa Gospodarki Morskiej, które koordynowało działania związane z rozwojem Pomorza.
Uczestnicy konferencji podkreślali znaczenie przemysłu stoczniowego dla polskiej gospodarki. Jak ocenił Marek Gróbarczyk, europoseł PiS, jedno miejsce pracy w stoczni generuje od 4 do 6 miejsc pracy w firmach kooperujących. W tym kontekście chodzi więc o blisko 80 tys. miejsc pracy. To kolejny powód, by ratować stocznie, szczególnie - jak pokazują doświadczenia zachodnich sąsiadów - że jest to możliwe.
W ocenie prof. Leonarda Rozenberga z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego, europejskie stocznie, by sprostać konkurencji koreańskiej, muszą obecnie myśleć o budowie nowoczesnych statków opartych na innowacyjnych technologiach. To wymaga jednak dużych nakładów finansowych i czasu. Procesu z pewnością nie ułatwi kryzys, który powoduje, że zainteresowanie budową nowych statków jest obecnie znikome. Ta tendencja może ulec zmianie dopiero za kilka lat. Myśląc o przyszłości polskich stoczni, w tym czasie nie wolno dopuścić do zniszczenia tych aktywów, które wykorzystywane są do budowy statków, oraz rozproszenia wykwalifikowanej kadry zarówno naukowej, jak i technicznej. Trzeba więc doprowadzić do rozwoju produkcji, na którą będzie w tym czasie zapotrzebowanie. Prywatyzacja nie musi być jedyną drogą. W ocenie prof. Rozenberga, dziś trzeba przede wszystkim uniemożliwić rozgrabienie majątku postoczniowego oraz postawić na rozwój na terenach stoczniowych parku technologicznego połączonego z inkubatorem przedsiębiorczości. Na tej bazie, z wykorzystaniem środków unijnych, należy rozwinąć innowacyjne zaplecze przemysłowe dla stoczni i dopiero taki produkt zaproponować inwestorom zainteresowanym budową statków. W całym procesie nie można też zapomnieć o kształceniu kadr innowacyjnych inżynierów.
Marcin Austyn{jathumbnail off}
Stocznie, Statki
Jak odzyskać konkurencyjność nad Bałtykiem
28 pażdziernika 2009 |
Źródło:
