Stocznie, Statki
Pastwienie się nad ministrem Gradem już dawno przestało być trudne. Pewnie będzie wyrzucony, co nie zmieni niczego. Nie da się zrzucić na niego winy za fiasko prywatyzacji stoczni. Przecież bowiem tę niedoszłą transakcję rząd prezentował jako swój zbiorowy, kluczowy sukces gospodarczy.

Dominiak

Piotr Dominiak
(© )

Teraz widać, że to był poważny błąd. W politycznej kampanii postawiono na coś bardzo niepewnego, niesprawdzonego. Na coś, na czym łatwo było się przewrócić. Powtórzę to, co napisałem kilka tygodni temu. Jeżeli do końca miesiąca nie dojdzie do sfinalizowania transakcji z Katarem, rząd powinien się podać do dymisji. Tylko to może uratować resztki wiarygodności Donalda Tuska. I pokazać, że w standardach naszej polityki coś się zmienia.

Dlaczego jednak nie biorę pod uwagę optymistycznego scenariusza? Dlaczego sądzę, że Katarska Agencja Inwestycyjna nie przystąpi do transakcji? Tak jak ogromnej większości ekspertów, inny przebieg wydarzeń wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny. To nie znaczy, że wykluczony. W końcu zdarzają się sytuacje, o jakich filozofom się nie śniło, np. Jelena Isinbajewa nie zdobyła żadnego medalu na Mistrzostwach Świata w Lekkoatletyce. Na taki wariant nikt nie postawiłby złamanego grosza, a przecież się stało. Jednak sportowej sensacji przypisuję znacznie większe prawdopodobieństwo wystąpienia niż sensacji w biznesie. A taką byłoby przejęcie stoczni przez Katar. Biznes, w przeciwieństwie do sportu, którego solą jest nieprzewidywalność, przewidywalny być powinien (co oczywiście nie znaczy, że zawsze jest).

Być może państwowa agencja z Kataru przejmie zobowiązania dotychczasowego utajonego inwestora prywatnego. Być może. Z pewnością jednak nie będzie to czysty ekonomiczny interes, ale znowu polityka, w której stocznie będą narzędziem. Raczej krótko- niż długookresowym. I to w grze, której nie znamy i pewnie do końca nigdy znać nie będziemy. Stocznie nie są przecież z pewnością ani bankiem Barclays, ani firmą Porsche, w które władze arabskiego państwa inwestują z myślą o długofalowych korzyściach. Nie mam złudzeń, że choć stocznie dziś można kupić względnie tanio (recesja), to szanse, że uda je się potem dużo drożej sprzedać albo osiągać z nich wysoką dywidendę, są mikroskopijne. Polskie stocznie ani nie są nowoczesne, ani nie są w stanie budować skomplikowanych konstrukcji, ani nie dysponują najnowszymi technologiami. Nie mają też dostatecznie wielu dobrze przygotowanych, wydajnych pracowników. Żeby dostosować je do wciąż rosnących wymagań współczesnego rynku, trzeba zainwestować mnóstwo pieniędzy. To wszakże nie jest najgorsze.

Nie jest również największym problemem, że jacyś frustraci stoczniowi straszą potencjalnych inwestorów swoimi listami. Znacznie większy kłopot dla potencjalnych nabywców stanowią silne, roszczeniowe związki zawodowe i przede wszystkim polityczna otoczka transakcji. Tego dobrodziejstwa nierozłącznego ze stoczniowym majątkiem nikt nie chce przejąć.

Obecny rząd nie potrafił się tego dziedzictwa pozbyć. Co więcej, tak jak i liczni jego poprzednicy, mocno akcentował polityczne znaczenie przemysłu stoczniowego. Trudno sprzedawalny balast pozostał, a jego relatywna waga w stosunku do dekapitalizujących się stoczniowych aktywów nawet wzrosła.


Piotr Dominiak
{jathumbnail off}
1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6585 3.7325
EUR 4.2289 4.3143
CHF 4.4926 4.5834
GBP 4.9553 5.0555