Stocznie, Statki
Niemieckie stocznie w kłopotach mimo udanej restrukturyzacji

Panuje powszechna opinia, że niemiecki przemysł stoczniowy jest przykładem dobrej, choć trudnej restrukturyzacji. – Do konsolidacji stoczni zabrano się tuż po zjednoczeniu Niemiec – wyjaśnia Werner Lundt, przewodniczący niemieckiego Zrzeszenia Przemysłu Stoczniowego i Techniki Morskiej.

Żaden z przedstawicieli rządu nie miał wątpliwości, że jedynym ratunkiem jest jak najszybsza prywatyzacja. – Początkowo niezadowolenie Brukseli wywołała decyzja rządu o udzieleniu pomocy finansowej na modernizację stoczniowej infrastruktury – dodaje Werner Lundt. – Po interwencji Komisji Europejskiej ograniczono skalę pomocy, ale władzom udało się przekonać unijnych urzędników i stocznie otrzymały przyrzeczone wsparcie.

Kłopoty niektórych stoczni pokazują, że same dotacje nie wystarczą, aby uratować zakład przed bankructwem. Tak było w przypadku zachodniej stoczni Bremer Vulkan. Wiosną 1996 r. ogłosiła upadłość, choć w latach 1993 – 1995 nielegalnie przejęła 700 mln marek (ok. 357 mln euro) unijnych dotacji przeznaczonych dla stoczni we wschodnich Niemczech.

Choć Niemcy są europejskim liderem budowy statków już dawno zrozumiały, że nie sprostają konkurencji z Azji Wschodniej. – Nie jesteśmy w stanie rywalizować z Chinami, Japonią, czy Koreą w dziedzinie takich produktów masowych jak tankowce, drobnicowce, czy kontenerowce – tłumaczy Werner Lundt. – Dlatego musieliśmy znaleźć nisze wysoko rozwiniętych technologii zapewniające nam pozycję stoczniowego lidera. Zaczęliśmy się specjalizować w budowie wielkich statków pasażerskich i jachtów na prywatne zamówienie. Mimo to niemiecki przemysł stoczniowy nie do końca stoi samodzielnie na sprywatyzowanych nogach. Od 2006 r. za przyzwoleniem Komisji Europejskiej rząd przeznacza 20 proc. nakładów z budżetu na tzw. rozwój nowatorskich technologii. Z dotacji mogą skorzystać wszystkie stocznie, a gdy uda im się wypracować dobre wyniki ekonomiczne, muszą zwrócić pieniądze. O stoczniach nie zapomniano także w pierwszym pakiecie antykryzysowym przeznaczonym na ożywienie niemieckiej gospodarki.

Mimo prywatyzacyjno-dotacyjnej kuracji niemieckie stocznie borykają się obecnie z ogromnymi problemami. Przyczyna jest powszechnie znana – recesja. Według informacji niemieckiego Zrzeszenia Przemysłu Stoczniowego i Techniki Morskiej, od stycznia 2008 r. anulowano zamówienia na budowę 40 nowych statków wartości 1,5 mld euro, w tym jedenastu, których budowa miała wystartować w tym roku. Pod znakiem zapytania stoi realizacja kolejnych 26 jednostek wartości 1,2 mld euro.

Stoczniowi związkowcy nie kryją, że bez dalszej pomocy państwa nie przetrwają kryzysu. Na razie cztery z 60 stoczni ogłosiły upadłość. Związek zawodowy IG Metall obliczył, że może zostać zlikwidowane co dziesiąte miejsce pracy. Według danych zaprezentowanych przez związkowców, w niemieckim przemyśle stoczniowym pracuje 100 tys. osób, z tego 20 tys. w stoczniach, 70 tys. w przemyśle kooperacyjnym i 10 tys. pracowników czasowych.

Z pewnością problemy niemieckich stoczni nie mają tak wielkiego ładunku emocjonalnego jak polskich, ale i rząd w Berlinie nie może sobie pozwolić na bezczynność. Wiele zakładów znajduje się w regionach o słabej strukturze gospodarczej i bankructwo stoczni oznacza gwałtowny wzrost bezrobocia.


Izabella Jachimska z Berlina
{jathumbnail off}
1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter