
Francuska atomowa łódź podwodna Le Triomphant
- 6 lutego powiadomiliśmy, że nasz atomowy okręt podwodny Le Triomphant uderzył pod wodą w niezidentyfikowany obiekt. Wtedy odezwali się przedstawiciele brytyjskiego ministerstwa i przyznali, "my też mieliśmy taki przypadek" - tłumaczył we francuskiej telewizji Herve Morin, francuski minister obrony.
"Niezidentyfikowanymi obiektami" okazały się oba okręty. Francuski Le Triomphant i brytyjski HMS Vanguard "wpłynęły na siebie" na Atlantyku. Okręty uległy zniszczeniu, które jednak nie groziło zatonięciem i oba mogły kontynuować rejs.
"Robią mniej hałasu niż krewetka"
Zdarzenie na Atlantyku eksperci określają jako "niespotykane". - To był niewiarygodny przypadek - powiedział Morin w Canal +. Pytany, jak doszło do tego wypadku tłumaczył, że okręty tego typu są niewykrywalne pod wodą, często dla siebie nawzajem. - Takie okręty podwodne są niewykrywalne. Pod woda robią mniej hałasu niż krewetka - stwierdził.
- Po tym jak załoga okrętu odkryła, że w coś uderzono, dowódca jednostki zarządził wynurzenie na powierzchnię. Według niego okręt uderzył w zatopiony kontener. Wydał więc rozkaz powrotu do portu macierzystego w Breście - powiedział Morin.
"Do czegoś między nimi doszło"
Po tym jak okręt wrócił do portu z dowództwem francuskiej floty skontaktowali się Brytyjczycy. - Ich przedstawiciele przybyli do naszego portu, żeby obejrzeć zniszczenia porównać zniszczenia. Wtedy stwierdziliśmy: "do czegoś między nimi doszło" - kontynuował francuski minister. Morin zapowiedział, że obie floty zastanowią się jak zapobiec takim zdarzeniom. - Usiądziemy i wyznaczymy dokładnie, gdzie są nasze strefy patrolowe - powiedział. Zaprzeczył zarzutom, że wojsko starało się zatuszować incydent.
W wyniku zderzenia na obu okrętach nie doszło do wycieku paliwa atomowego. Obie jednostki mają długość 150 metrów i mogą przenosić do 48 głowic nuklearnych. W czasie feralnego rejsu na pokładzie każdej z nich było 250 członków załogi.
{jathumbnail off}
