Stocznie, Statki
Ponad pół miliarda złotych może wyjąć minister skarbu z Funduszu Reprywatyzacji, by wspomóc nimi... stocznie! - ustaliła "Gazeta". Czy reprywatyzacja jest zagrożona?


17 listopada 2008, Stocznia Gdynia.
Fot. Rafał Malko / AG


Celem tego funduszu, do którego trafiają pieniądze ze sprzedaży 5 proc. akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw, jest zaspokajanie roszczeń dawnych właścicieli i ich spadkobierców. W Ministerstwie Skarbu dowiedzieliśmy się we wtorek, że w funduszu jest prawie 2,5 mld zł.

Przepis umożliwiający ministrowi zabranie z tej puli nawet 540 mln zł (bez pytania kogokolwiek o zgodę) znalazł się w ustawie "o postępowaniu kompensacyjnym w podmiotach o szczególnym znaczeniu dla polskiego przemysłu stoczniowego" (chodzi o stocznie w Szczecinie i Gdyni).

Wiceminister skarbu odpowiedzialny w rządzie za reprywatyzację Krzysztof Łaszkiewicz bagatelizuje problem. Zapewnia, że chodzi o pożyczkę dla stoczni, którą te zobowiązane są zwrócić. Jednak specjalizujący się w sprawach reprywatyzacyjnych gdański adwokat Roman Nowosielski nie wierzy, że resort odzyska kiedykolwiek te pieniądze. A ponieważ jest kryzys, rząd nie kwapi się ze skierowaniem do Sejmu projektu ustawy mającej rozwiązać problem roszczeń reprywatyzacyjnych.

Przypomnijmy, że w połowie ubiegłego roku premier Donald Tusk deklarował, że jesienią 2008 r. rząd skieruje do Sejmu taki projekt.

- To bardzo trudna ustawa - tłumaczy min. Łaszkiewicz. - Musieliśmy uzgodnić wiele szczegółów, ale mamy to już za sobą. Projekt, zanim stanie na rządzie, musi jeszcze uzyskać akceptację wspólnej komisji rządu i samorządu.

Według min. Łaszkiewicza pieniądze nie są przeszkodą, gdyż wypłata zadośćuczynienia zaczęłaby się po dwóch latach od wejścia w życie ustawy. Ponadto cała operacja mająca pochłonąć 20 mld zł ma być rozłożona na 15 lat.

Tymczasem jest niemal pewne, że opozycja, szczególnie SLD, ostro skrytykuje taką inicjatywę rządu. - Nie można rozpoczynać debaty na temat reprywatyzacji w sytuacji, gdy mamy kryzys i trzeba ciąć wydatki nawet na inwestycje - mówi poseł Lewicy Stanisław Stec.

Janusz Piechociński (PSL) przyznaje, że moment jest niefortunny. - Obecnie rząd i parlament powinny się skoncentrować na rozwiązaniach podtrzymujących wzrost gospodarczy - mówi przedstawiciel rządowej koalicji.

Jednak zdaniem Pawła Poncyljusza (PiS), właśnie nieuregulowana własność gruntów jest jedną z największych barier tego wzrostu. - Mimo kryzysu trzeba zacząć prace nad projektem - mówi Poncyljusz. Zastrzega jednak, że nie ma pewności, czy podobne stanowisko zajmie kierownictwo jego partii.

Mec. Nowosielski uważa, że dla wielu dawnych właścicieli i ich spadkobierców lepiej by było, gdyby rząd zamroził prace nad projektem, który powstał w resorcie skarbu. Ludzie ci mają nadzieję, że odzyskają mienie w naturze. Tymczasem projekt przyznaje skromne zadośćuczynienie w gotówce. Jego wysokość ma zależeć od wartości wszystkich uznanych roszczeń. Rząd deklaruje, że między poszkodowanych zostanie rozdzielone 20 mld zł, które zgromadzi Fundusz Reprywatyzacji.

Ci, którzy są w stanie udowodnić, że mienie zabrano im z pogwałceniem PRL-owskiego prawa, mają jednak szansę na odzyskanie pełnej własności lub stosowną rekompensatę na drodze administracyjnej lub sądowej. Po wejściu w życie ustawy mieliby tylko półtora roku na decyzję, czy kontynuować tę walkę, która może trwać latami, czy zadowolić się ustawowym zadośćuczynieniem.

Marek Wielgo
{jathumbnail off}
1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter