
Roman (z lewej) i Zdzisław (nie chcą podawać nazwisk) dostaną po 45 tys. zł odprawy
Fot. Dariusz GORAJSKI AG
Od poniedziałku pracownicy Stoczni Szczecińskiej Nowa mogą składać deklaracje rozwiązana umowy o pracę na zasadach porozumienia stron. W pierwszych trzech dniach deklaracje złożyło trzy tysiące ludzi (stocznia zatrudnia 4 tys.). Ci, którzy zdecydują się wziąć udział w programie dobrowolnych odejść i złożą dokumenty do 26 stycznia, otrzymają pełne odszkodowanie za utratę pracy. W zależności od stażu jest to od 20 do 60 tys. zł. Złożenie deklaracji w późniejszym terminie oznacza odszkodowanie niższe od 20 do 50 proc.
Mariusz Rabenda: Podpisaliście panowie deklaracje dobrowolnego odejścia?
Roman: - Głupi by nie podpisał. Przecież to i tak się rozwali, a pieniądze się należą, to trzeba je wziąć.
A wy długo pracujecie?
Zdzisław: - Oooo! Będzie tego ponad dwadzieścia lat.
Ale ponad 25?
Roman: - No niestety nie. Brakuje mi pięciu lat. Chyba w najgorszej grupie jesteśmy, bo niewiele brakowało do pełnej odprawy [pracownicy ze stażem ponad 25 lat dostaną 60 tys. zł, zatrudnieni od 10 do 25 lat - 45 tys. zł - red.]. Mogła się jeszcze pobujać ta stocznia z pięć lat.
Zdzisław: - Nie ma co, nie pomylą się, przeliczą staż co do dnia. Braknie mi trochę, a byłoby parę tysięcy więcej.
Słyszałem, że niektórzy stoczniowcy już szykują się do kupna samochodów? A wy?
Zdzisław: - A ja znam takich górników, co to za odprawę kupili sobie nowe auta i potem nie mieli nawet za co benzyny do baku wlać.
Roman: - Młody, co to z mamusią mieszka, może i kupi sobie auto. Nawet jeśli pracuje tylko kilka miesięcy, dostanie 20 tys. zł [takie odszkodowania przysługują stoczniowcom ze stażem do pięciu lat - red.], a inną robotę załatwi sobie od ręki. Może więc przejeść odszkodowanie. Ale ja mieszkanie muszę opłacić, rodzinę utrzymać. Ja muszę myśleć, co dalej.
Właśnie, co dalej?
Roman: - Nie wiadomo. Może przyjdzie Mostostal i będziemy tu pracowali. Mosty budowali albo co.
Zdzisław: - Coś się znajdzie. Jakoś człowiek się przez te lata zabezpieczał. Przecież od 1992 r. mówiło się, że to wszystko padnie. Jak ktoś spał przez te lata, to je przespał. Ja nie spałem, zawodów mam pół wiadra.
Co robiliście w stoczni?
Roman: - Na dźwigach pracowaliśmy na pochylni Odra Nowa.
To niezły fach macie i spore doświadczenie. Pracę poza stocznią też znajdziecie. Szukaliście już?
Zdzisław: - Kiedyś tak. Ale teraz, patrz pan, co się dzieje. Stocznia upada, Załom upada, inne firmy też. Roboty coraz mniej.
To może gdzieś na budowę się przyjmiecie?
Zdzisław: - Zobaczy się. Najpierw zobaczymy, co tu będzie. Bo teraz to nikt nic nie wie. Do maja się wszystko rozstrzygnie. Na działce sobie posiedzę, a potem zobaczę, czy mnie wybiorą, bym tu pracował, czy trzeba będzie szukać roboty gdzieś indziej.
Roman: - Na jaką budowę pójdę i za jakie pieniądze? Pięć czy osiem złotych na godzinę? I robota od rana do nocy? Po co? Żeby później do emerytury wliczyli takie stawki. Parę lat mi zostało do wieku emerytalnego, to przepękam gdzieś na czarno, popracuję za normalną stawkę, a to, co tutaj teraz zarabiałem, policzą mi jako podstawę do emerytury. Jak się stocznia rozleci i nic z tego nie będzie, to zarobki na budowach też polecą w dół. Kupa ludzi będzie przecież szukać roboty.
A jak teraz wygląda robota w stoczni?
Roman: - Jak w Niemczech. Statki się buduje, ale bez pośpiechu, nie na wariata, jak kiedyś bywało. Przecież kiedyś myśmy oddawali tu 23 statki rocznie. Koledzy z niemieckich stoczni pytali nas, jak to robimy.
Będzie dalej stocznia w Szczecinie?
Zdzisław: - Kto to wie? Nikomu na tym nie zależy. Zachodnie stocznie zabezpieczenie mają na ponad 20 lat. U nas rozwalili od razu. O to mam żal do polityków.
Rozmawiał Mariusz Rabenda
{jathumbnail off}
