To już niemal pewne - mimo zastrzeżeń środowiskowych i wielu kontrowersji, Rosjanom i Niemcom uda się zbudować gazociąg przez Bałtyk. Może to oznaczać ryzyko skażenia naszego morza oraz problemy z bezpieczeństwem energetycznym, co każdy z nas odczuje we własnej kieszeni.
"Gazprom" ma powody do świętowania - w październiku i listopadzie oficjalną zgodę na budowę gazociągu wyraziły trzy państwa, które do tej pory skutecznie hamowały tę inwestycję: Dania, Finlandia oraz Szwecja.
Według planów szwedzkich dyplomatów, przeciwwagą dla niemiecko-rosyjskiego tandemu miała być polityczno-gospodarcza oś współpracy na linii Sztokholm - Warszawa - Kijów, uzupełniona o unijny program "partnerstwa wschodniego". Ta koncepcja poniosła porażkę, a osamotniona Szwecja okazała się zbyt słaba, by w pojedynkę blokować strategiczny rosyjsko-niemiecki projekt.
Zagrożenia dla Bałtyku
Pospieszna zgoda wrażliwych na ekologię Skandynawów wcale nie oznacza, że spółka "Nord Stream" rozwiązała problemy środowiskowe, wiążące się z budową gazociągu. Wciąż ogromną zagadką jest sposób utylizacji broni chemicznej, zalegającej na dnie Bałtyku. Według szacunków profesora Tadeusza Kasperka z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, przy obecnym stanie wiedzy bezpieczne rozwiązanie tego problemu trwałoby aż 10 lat i kosztowało kilka miliardów dolarów - mniej więcej tyle, ile wynosi cały budżet "Północnego Potoku".
W tej i innych sprawach (niebezpieczne wraki, miny morskie, toksyczne osady denne) Rosjanie wyraźnie chcą iść na skróty, co z punktu widzenia ekologii i bezpieczeństwa jest niedopuszczalne. Takie wnioski zawiera m. in. oficjalny raport Parlamentu Europejskiego, przyjęty z inicjatywy polskiego deputowanego, Marcina Libickiego.
Główny promotor projektu, czyli Rosja, od wielu lat ignoruje przyjęte przez siebie zobowiązania ochrony środowiska morskiego Bałtyku, związane m. in. z członkostwem w HELCOM. Rosyjski fragment zlewiska Bałtyku wywołuje na ten akwen najbardziej szkodliwy wpływ, głównie poprzez spuszczanie nieoczyszczonych ścieków wprost do rzek i morza. Stąd też trudno wierzyć Moskwie, że w przypadku Gazociągu Północnego dotrzymane będą najwyższe standardy ekologiczne, skoro ani myśli wywiązywać się z poprzednich deklaracji, podjętych w temacie bałtyckim.
Będzie droga energia
Chociaż budowę gazociągu bałtyckiego można odsuwać w czasie, to jednak jest niemal pewne, że rurociąg powstanie przed 2015 rokiem. Nie będzie za to większej ilości gazu, która miałaby popłynąć nową rurą. - Nie jest to potrzebne, bo prawdziwym celem gazociągu jest osłabienie pozycji tranzytowej Polski i Białorusi - przyznał wpływowy rosyjski analityk, Michaił Korczemkin.
Dlatego w pierwszej kolejności należy liczyć się ze znaczącym osłabieniem znaczenia Gazociągu Jamalskiego z Białorusi przez Polskę do Niemiec, a po zbudowaniu "Południowego Potoku" (gazociągu przez Morze Czarne) - również gazociągów dochodzących do nas przez Ukrainę.
W tej sytuacji gazociągi przechodzące przez Polskę stracą swoją funkcję tranzytową, a Polska będzie ostatnim odbiorcą przepływającego przez nie gazu.
Niemcy, Czechy i inne kraje Europy Zachodniej i Środkowej będą otrzymywały "błękitne paliwo" z innych źródeł. Dlatego należy liczyć się z tym, że Polska zostanie zmuszona do odbioru gazu rewersem od strony Niemiec, Czech i Słowacji, co oczywiście będzie miało swoje przełożenie na jego wyższą cenę.
Bez gazu z pewnością nie zostaniemy, gdyż Polska zabezpiecza się przed tą ewentualnością m. in. poprzez budowę gazoportu. Jednak gaz, który będzie do nas dopływał statkami lub rurociągami od strony zachodniej, będzie o wiele droższy. Odczujemy to wszystko w naszej kieszeni, płacąc wyższe rachunki za energię oraz ponosząc koszty spowolnienia wzrostu gospodarczego i wzrostu inflacji. Jedyny plus drogiego gazu jest taki, że zaczniemy systemowo oszczędzać energię i wprowadzać proekologiczne technologie, w tym zgazowywanie węgla, co może nam wyjść tylko na dobre.
Kuba Łoginow{jathumbnail off}
Porty, logistyka
Północny Potok popłynie Bałtykiem
28 grudnia 2009 |
Źródło:
