Porty, logistyka
Rozpoczęta pod koniec 2007 roku inicjatywa „Bałtycka Ukraina” nie może być realizowana w elbląskim porcie, jak pierwotnie zakładano. To już jest pewne – wbrew uchwale poprzedniego rządu, kanał przez Mierzeję Wiślaną nie powstanie ani teraz, ani nawet za kilka lat. Rynek jednak nie znosi próżni – nie widząc możliwości współpracy z Elblągiem, ukraińscy partnerzy „Bałtyckiej Ukrainy” łaskawym okiem spoglądają na Gdańsk i Gdynię. Czy dojdzie do konkretnej współpracy Ukraińców z polskimi portami – to już zależy od samych portowców.

Kanału nie będzie, ale wszyscy boją się to przyznać

Na początek jednak drobne wyjaśnienie. Nie, żadnej decyzji o rezygnacji rządu z budowy kanału nie było. Wręcz przeciwnie – wiceminister infrastruktury, Anna Wypych-Namiotko oficjalnie stwierdziła, że rząd Donalda Tuska budowę popiera i zamierza ją zrealizować… ale po 2018 roku. W praktyce taka decyzja (oficjalnie spowodowana uwarunkowaniami ekologicznymi) oznacza jedno: kanał na pewno nie powstanie na czas, a nikt na Ukrainie nie będzie czekał do 2018 roku na wątpliwą realizację zamierzeń, które można zrealizować również w innym porcie.

Na osłodę Elblągowi pozostawiono możliwość wymiany handlowej z Kaliningradem i tutaj współpraca z Ukrainą jest jak najbardziej na miejscu – z tym, że w bardzo okrojonej skali. Mianowicie, przez elbląski port może być eksportowane do Kaliningradu ukraińskie zboże, popularne w Rosji ukraińskie produkty spożywcze oraz cały rząd innych grup ładunkowych. Ale tylko do Kaliningradu – i ani milę dalej. Na więcej nie pozwalają bowiem głębokości Zalewu Wiślanego. Zmienić miał to właśnie kanał i pogłębiony tor podejściowy do Portu – a skoro kanału na razie nie będzie, rozmowy o utworzeniu w Elblągu pełnomorskiego okna na świat dla Ukrainy można odłożyć na nieokreśloną przyszłość.

Ukraińcy muszą więc poszukać innego portu, który będzie dla nich bałtyckim oknem na świat. Sentymenty należy schować do kieszeni: jeżeli takiej roli nie przejmie od Elbląga Port Gdańsk lub Port Gdynia, z pewnością zrobi to Kłajpeda, Kaliningrad lub Ryga, a skłócona polska branża morska pozostanie z niczym.

W historii gospodarczej miast i regionów często pojawia się szansa, którą albo się w danym momencie wykorzysta, działając niezwykle operatywnie i dając z siebie wszystko – albo się ją zaprzepaści na zawsze. Dla Elbląga taką szansą były sprzyjające okoliczności dla budowy kanału przez Mierzeję i zainteresowanie Ukraińców utworzeniem w elbląskim porcie polsko-ukraińskiego centrum logistycznego. Niestety, małostkowość i krótkowzroczność pewnych warmińsko-mazurskich polityków spowodowała, że Elbląg swoją szansę raz na zawsze stracił.

Tusk i Namiotko chowają głowę w piasek

W tym miejscu należą się też słowa krytyki wobec nieeleganckiego sposobu, w jaki rząd Donalda Tuska rozegrał sprawę kanału przez Mierzeję. Owszem, kanał jest inwestycją budzącą skrajne emocje i ekipa rządowa miała prawo ją zanegować. Należało jednak zrobić to na początku kadencji, nie narażając zaangażowanych w projekt „Bałtyckiej Ukrainy” osób i instytucji na niepotrzebną pracę i wydatki.

Co więcej, tak długie zwlekanie Platformy z wyrażeniem swojego stanowiska wobec kanału postawiło w niezręcznej sytuacji zarówno mnie, koordynatora „Bałtyckiej Ukrainy”, jak i moich ukraińskich partnerów. To, że kanał nie powstanie w możliwej do przewidzenia przyszłości, było już jasne na początku roku. Jednak nikt tego oficjalnie nie ogłosił. Ten fakt, przez cały ten czas wiązał nam ręce w skorzystaniu z alternatywnych możliwości realizacji naszej inicjatywy. Dopóki szanse na powstanie kanału nie były oficjalnie pogrzebane, poczucie lojalności wobec byłego pracodawcy uniemożliwiało mi związanie się z innymi ośrodkami portowymi, gdyż byłoby to równoznaczne z działalnością na jego szkodę. Aż do teraz, kiedy pani minister Namiotko w oficjalnym piśmie potwierdziła, że kanału nie będzie. Wszystko odbyło się w typowym dla pani Namiotko stylu – po kryjomu, pod pretekstem „odłożenia budowy do 2018 roku”, bez podjęcia debaty publicznej na temat tego, co dalej z inicjatywą, która po raz pierwszy od wielu lat dawała realną szansę na pozyskanie przez polskie porty dużej ilości masy ładunkowej z krajów sąsiednich.

Nie trzeba przy tym dodawać, że przyjęta w nowej decyzji rządowej data otwarcia kanału: 2017-18 r., jest tylko mydleniem oczu i zrzucaniem odpowiedzialności na następców. Trudno założyć, że zainteresowani współpracą z polskimi portami Ukraińcy i Białorusini będą bezczynnie czekać tak długo, skoro mogą już teraz nawiązać współpracę z istniejącymi tuż obok portami.

W związku z tym, trzeba będzie opracować od początku studium wykonalności dla kanału, w oparciu o nowe założenia. W obecnie obowiązującym dokumencie przyjęto, że większość ładunków będzie pochodzić właśnie z Ukrainy. Zamiast przyjętych 3 mln t, w nowym studium trzeba będzie wpisać 1 – 1,5 mln ton – tylko tyle są w stanie wygenerować niezamożne obszary Powiśla, Warmii i Mazur oraz Podlasia. Sytuacja jest więc oczywista – przy takich wskaźnikach, budowa kanału będzie po prostu nieopłacalna.

Gdańsk, Gdynia czy Szczecin? Czas na publiczną debatę!

Co w takim razie zrobić z osiągnięciami „Bałtyckiej Ukrainy”, by ich tak po prostu nie zmarnować? Publiczną debatę na ten temat inicjuje portal „Port Europa (www.porteuropa.eu, www.baltic-ukraine.com), zachęcając równocześnie przedstawicieli środowiska morskiego do dyskusji i współpracy.

Warto pokrótce przypomnieć, o jaką stawkę gramy. „Bałtycka Ukraina” – to kompleksowa koncepcja, która doczekała się poważnych analiz, zainteresowania ekspertów i oddźwięku w mediach. To również wypromowana po obu stronach granicy, opatentowana marka oraz funkcjonujący z powodzeniem niszowy portal, którego ukraińska wersja jest jednym z najpełniejszych zasobów informacji o Bałtyku w ukraińskim Internecie. „Bałtycka Ukraina” to również fakt geopolityczny – w ramach tej inicjatywy Euroregion „Bałtyk” nawiązał zinstytucjonalizowane partnerstwo z zachodnioukraińskimi samorządami, a część ukraińskich elit podjęła oficjalne starania o przystąpienie ich kraju do Konwencji Helsińskiej. Problematyka integracji ukraińskiej sieci transportowej z systemem transportowym Regionu Bałtyku była przedstawiana na kilku poważnych konferencjach i seminariach po obu stronach granicy i doczekała się analiz naukowych – również w Rosji, na uczelniach St. Petersburga. I teraz, kiedy idea „Bałtyckiej Ukrainy”, a więc intensywniejszych kontaktów Ukrainy i jej branży transportowej z polskim wybrzeżem Bałtyku i Skandynawią zdobywa na Ukrainie wielu zwolenników, nad samym Bałtykiem nie bardzo wiadomo, kto miałby występować w roli partnera. Jak już wspomniano, elbląski port takim partnerem być nie może ze względu na brak faktycznego dostępu do morza, a spośród tutejszych samorządów do takiej współpracy poczuwa się jedynie Województwo Warmińsko-Mazurskie.

I tu nasuwa się pytanie: czy taką rolę chciałby podjąć któryś z Zarządów Portów: Gdańsk i Gdynia, lub Szczecin-Świnoujście? Czy zainteresowani współpracą w ramach „Bałtyckiej Ukrainy” są operatorzy największych terminali kontenerowych, zarządcy centrów logistycznych, trójmiejskie samorządy, miejscowe agencje rozwoju przemysłu? Wreszcie, jak do tej koncepcji i udziału w niej Pomorza odnoszą się instytucje stanowiące intelektualne zaplecze branży morskiej, a więc instytuty naukowe, firmy consultingowe, związki gmin, agencje rozwoju miasta? I – last but not least – czy do władz Elbląga i do dyrektora elbląskiej delegatury Urzędu Marszałkowskiego nareszcie dotrze, że już na przełomie 2008 i 2009 roku de-facto zaprzepaścili niepowtarzalną szansę na rozwój ich miasta jako ośrodka portowego, podejmując nieprzemyślane decyzje personalne i rezygnując z doprowadzenia do końca spraw, których się wcześniej podjęli? Miejsca dla dyskusji na pewno nie zabraknie i pozostaje mi jedynie życzyć sobie, by była to dyskusja konstruktywna.

Tym bardziej, że możliwości rozwoju współpracy w ramach „Bałtyckiej Ukrainy” jest zadziwiająco wiele. Jako dziennikarz ekonomiczny wpływowego ukraińskiego periodyku („Dzerkało Tyżnia”) oraz redaktor portalu „Bałtycka Ukraina” otrzymuję wiele zapytań na temat możliwości współpracy z polskim Wybrzeżem. Moi ukraińscy partnerzy nie mogą się też nadziwić, dlaczego pomorskie porty i firmy z branży morskiej nie są obecne na ukraińskich targach i konferencjach transportowych, dlaczego Polska oddaje walkowerem ładunki swoim litewskim konkurentom. Proponuję wspólnie wykorzystać możliwości, które wiążą się z „Bałtycką Ukrainą” – ale także z intensywniejszą współpracą polskiej branży morskiej ze Słowacją czy Białorusią. Kierownictwo trójmiejskich portów morskich oraz innych firm i instytucji branży morskiej zachęcam do kontaktu i współpracy przy wspólnych projektach. A wszystkich czytelników portalu oraz dziennikarzy – zachęcam do publicznej dyskusji.


Jakub Łoginow

Autor jest pomysłodawcą „Bałtyckiej Ukrainy”, właścicielem i redaktorem portalu „Port Europa” oraz korespondentem zagranicznym ukraińskiego tygodnika „Dzerkało Tyżnia”

Źródło: www.porteuropa.eu
0 Pytanie czy zależy na tym
ludziom związanym z PO
10 listopad 2009 : 18:20 x | Zgłoś
0 w kolko to samo
mam juz dosc artykulow tego loginowa sa nudne i bezsensowne wiekszosc mozna by zatytulowac "co by bylo gdyby" albo "co panstwo powiedza na..." widac wyraznie slaby warsztat dziennikarski no i delikatnie zajezdza to wspolpraca z ugrupowaniami politycznymi/lobbistycznymi tak wiec panie jakubie lepiej pan zrobi jak sie pan zabierze za inna prace pozdrawiam
11 listopad 2009 : 20:42 marian | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9517 4.0315
EUR 4.2733 4.3597
CHF 4.3648 4.453
GBP 4.9875 5.0883

Newsletter