
(© Grzegorz Mehring/POLSKA)
W ciągu kolejnych godzin w całej Gdyni było głośno od plotek. Mówiło się o nieudanej salwie honorowej, o wypadku ze ślepym pociskiem i - najczęściej - o strzałach z karabinu kaliber 7,6 mm.
Policja, która w początkowej fazie pojawiła się w porcie, aby sprawdzić, czy ktoś nie został poszkodowany, odmawiała jakiegokolwiek komentarza, odsyłając nas do Prokuratury Wojskowej. Ta z kolei odesłała nas do Żandarmerii Wojskowej.
Jej rzecznik - ppłk. Marcin Wiącek - przyznał początkowo, iż "badane są okoliczności zdarzenia". Stwierdził także, że wedle jego wiedzy nikt nie został w wypadku poszkodowany. Nie był jednak w stanie powiedzieć nam, kto i dlaczego strzelał. Po kilku godzinach , gdy zwróciliśmy się do niego z prośbą o więcej informacji, skierował nas do... Prokuratury Wojskowej.
- Materiały powinny do nas wpłynąć w czwartek rano, wtedy będę mógł udzielić jakiś informacji - stwierdził płk Dariusz Furmański, wojskowy prokurator garnizonowy w Gdyni.
Gdy z nim rozmawialiśmy, formalnie prokuratura śledztwa w sprawie tajemniczych wystrzałów jeszcze nie wszczęła.
O śledztwie takim wspomniał jednak komandor porucznik Tom Williamson, attaché wojskowy ambasady Stanów Zjednoczonych w Polsce. Zapewnił nas także, że stronie amerykańskiej bardzo zależy na wyjaśnieniu całego incydentu. - USS "Ramage" będzie stał w Gdyni tak długo, jak będzie potrzeba. To, kiedy opuści port, zależy od polskiej żandarmerii - stwierdził.
O tym, gdzie konkretnie okręt będzie czekać na wyjaśnienie sprawy, nie poinformował nas jednak. Na pewno już wczoraj po południu nie było go przy Nabrzeżu Francuskim gdyńskiego portu, gdzie cumował wcześniej przez kilka dni, podczas swojej wizyty Polsce. W kapitanacie gdyńskiego portu dowiedzieliśmy się, że okręt wypłynął w morze.
Jak zapewnił komandor Tom Williamson, nikt nie został ranny. - Nie stwierdzono też żadnych zniszczeń - stwierdził.
Piotr Weltrowski{jathumbnail off}