Wykonawcy nowego odcinka autostrady A4 do Zgorzelca zostały już tylko prace kosmetyczne, ale się z nimi nie spieszy, bo Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie chce mu zapłacić za szybsze oddanie drogi do użytku.
- Warunki kontraktu, który podpisaliśmy z wykonawcą, nie przewidują wypłacenia dodatkowego wynagrodzenia za szybsze zakończenie prac - mówi Robert Radoń, dyrektor wrocławskiego oddziału GDDKiA
Fot. Joanna Skrzyniarz/AG
Konsorcjum, którego liderem jest firma Strabag, już w listopadzie zeszłego roku zgłosiło Dyrekcji Dróg, że budowa nowego odcinka autostrady między Krzyżową a Wykrotami jest już na ukończeniu i wkrótce można ją oddać dla ruchu. Do dziś jednak kierowcy jadący do Zgorzelca przeciskają się przez wioski i miasteczka, korzystając z wąskiej drogi krajowej nr 4, a nowa autostrada wciąż jest zamknięta. Strabag uzależnił jej oddanie od tego, czy dostanie dodatkowych 36 mln euro za oddanie drogi przed terminem.
GDDKiA jednak zdecydowanie odmawia jakichkolwiek pertraktacji w tej kwestii. - Warunki kontraktu, który podpisaliśmy z wykonawcą, nie przewidują wypłacenia dodatkowego wynagrodzenia za szybsze zakończenie prac - mówi Robert Radoń, dyrektor wrocławskiego oddziału GDDKiA. - Zresztą Strabag żąda zapłaty za przyspieszenie, którego nie było. W lutym przysłał nam pismo, że inwestycja wcale nie jest zakończona. Załączył listę prac, które należy jeszcze wykonać. To 150 różnych pozycji, m.in. oznakowanie, budowa ekranów akustycznych i barier energochłonnych, czyli rzeczy, bez których nie można otrzymać pozwolenia na użytkowanie.
Strabag twierdzi z kolei, że to zaledwie kosmetyczne prace, bo w 95 proc. autostrada jest gotowa. - Już dawno byśmy ją ukończyli, ale przestaliśmy się spieszyć, skoro Generalna Dyrekcja odmówiła nam zapłaty - tłumaczy Damian Kublik, dyrektor finansowy firmy Strabag.
Oznacza to, że kierowcy autostradą do Zgorzelca pojadą dopiero wtedy, gdy minie termin zawarty w umowie między GDDKiA a Strabagiem, czyli w sierpniu tego roku.
Wykonawca przyznaje, że rozważa skierowanie sprawy do sądu. - Należy nam się dodatkowe wynagrodzenie, bo nie ze swojej winy musieliśmy ponieść większe koszty związane z budową - uważa Kublik. - Gdy 10 kwietnia 2007 roku przystąpiliśmy do realizacji prac, okazało się, że nie możemy ich prowadzić na długości około 7 km, bo Dyrekcja nie przejęła działek. Zgodnie z prawem powinna wyznaczyć nam nowy, późniejszy termin oddania inwestycji. Przez rok nie przedstawiła jednak aneksu do umowy. Musieliśmy więc mimo wcześniejszych problemów z dostępem do placu budowy prowadzić prace tak, jakby obowiązywał dotychczasowy termin, czyli do listopada 2008 roku. To wymagało m.in. opłacenia dodatkowych pracowników i sprzętu. Teraz nie zamierzamy sprezentować Generalnej Dyrekcji tych 36 mln euro.
Magda Nogaj
Porty, logistyka
Autostrada A4 wciąż nieczynna, choć już gotowa
13 marca 2009 |
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.