Miał 160 m długości i zabierał ponad 700 pasażerów w trzech klasach. Jednostka została zwodowana w 1935 roku we włoskiej stoczni i przez 4 lata odbywała regularne rejsy przez Atlantyk do Stanów Zjednoczonych.
MS Piłsudski był luksusowym statkiem. Wystrojem wnętrza zajęli się najlepsi polscy projektanci i artyści lat 30. XX wieku. Na pokładzie znajdowały się obrazy Juliana Fałata czy grafiki Zofii Stryjeńskiej.
Analogia z Titanikiem nie przypadła go gustu gościowi radiowej Jedynki, Monice Rogozińskiej, prezesowi Oddziału Polskiego The Explorers Club, współorganizarorce wyprawy:
- Titanic stał się symbolem ludzkiej pychy, a MS Piłsudski może być symbolem naszej dobrze pojętej dumy narodowej - mówi. - Po odzyskaniu niepodległości mieliśmy tylko 70 km morskiego wybrzeża, byliśmy po 123 latach niewoli, więc pomysł, że będziemy mieli transatlantyki, uchodził za szalony.
Mimo to dorobiliśmy się transatlantyków.
- W ciągu kilkunastu lat okazało się, że mogliśmy to zrobić - mówi Monika Rogozińska. - To także dowód, że Polacy potrafią zawierać doskonałe umowy międzynarodowe. Przetarg ogłoszono w najlepszych europejskich stoczniach. Wygrała włoska, statek został zamówiony, ale z zastrzeżeniem, że wyposażenie wnętrza będą projektowali Polacy. Stąd wspaniały polski design na Piłsudskim.
Statek pływał na trasach transatlantyckich, np. do Nowego Jorku. Miał jednak problemy z dziobem, więc postanowiono, że w okresie sztormów będzie pływał z Nowego Jorku na Karaiby.
- Amerykanie zakochali się w elegancji tego statku, w jego pięknie, wyposażeniu, kuchni i załodze, która składała się z polskich dżentelmenów - opowiada Monika Rogozińska.
Zamówiono też siostrzaną jednostkę. Tak powstał drugi polski transatlantyk, MS Batory, którego dziób był już poprawiony.
Początek II wojny światowej zaskoczył liniowiec u wybrzeży Wielkiej Brytanii, w drodze powrotnej z Nowego Jorku. MS Piłsudski został zawrócony przez brytyjskie lotnictwo z pierwotnie obranej drogi do Kopenhagi i skierowany do Szkocji, gdzie zakotwiczył w fiordzie Firth of Forth i przeszedł pod dowództwo brytyjskie. Po dwóch miesiącach - przerobiony i przystosowany do zadań wojennych - wyruszył w drogę do Australii. Niedługo po wyjściu z portu rejs przerwały dwa potężne wybuchy, które na tyle poważnie uszkodziły jednostkę, że okręt zaczął w szybkim tempie nabierać wody i w efekcie poszedł na dno.
Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną zatonięcia. Czy były to torpedy, a jeżeli tak, to kto je wystrzelił? Bo żaden U-Boot nie pochwalił się zatopieniem tego dnia wrogiej jednostki u wybrzeży brytyjskich. Może więc MS Piłsudski wszedł na miny? Jest również hipoteza o sabotażu.
Przyczyny tragedii chcą wyjaśnić polscy nurkowie, którzy planują dotrzeć do wraku. Drugie pytanie, które stawia sobie ekipa poszukiwawcza, brzmi: co stało się z dziełami sztuki i elementami architektonicznymi wyposażenia wnętrza statku?