Od kilku miesięcy najbardziej poszukiwanym zwierzęciem w naszym kraju jest... żółw czerwonolicy. Za znalezienie przedstawiciela tego gatunku przewidziana jest nawet nagroda!
Akcję poszukiwania żółwia czerwonolicego prowadzi Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody "Salamandra". Czym północnoamerykański podgatunek żółwia "podpadł" "Salamandrze"? Tym, że jest go w naszym kraju coraz więcej.
- Wprowadzanie do środowiska w Polsce obcych gatunków inwazyjnych roślin i zwierząt jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, które ma negatywny wpływ na rodzimą różnorodność biologiczną - argumentują członkowie towarzystwa. - A coraz popularniejszy u nas żółw czerwonolicy znajduje się na opracowanej przez Grupę Specjalistów ds. Gatunków Obcych (ISSG) Światowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) liście 100 najgroźniejszych gatunków inwazyjnych.
Tylko w latach 1994-97, alarmuje organizacja, bezpośrednio z USA do Polski przywieziono blisko 450 tysięcy okazów tego żółwia. W celu ochrony rodzimych zasobów przyrodniczych, w 1997 roku Unia Europejska wprowadziła całkowity zakaz importu na teren Wspólnoty żółwia czerwonolicego, (a także żółwia malowanego). Naturalnym środowiskiem tego gada jest środkowo-wschodnia część USA, jest jednak obecny na wszystkich kontynentach. Według "Salamandry", głównymi winowajcami tego stanu rzeczy są hodowcy hobbyści, którzy, gdy pupil dorośnie, wypuszczają go do najbliższych zbiorników wodnych, skąd zwierzęta migrują do zbiorników większych...
Komu zagraża amerykański żółw? Żółwiowi... polskiemu. Konkretnie błotnemu. Badania przeprowadzone we Francji wykazały, że czerwonolicy skutecznie rywalizuje z europejskim błotnym, przede wszystkim o miejsca do wygrzewania się na słońcu, lęgowe i o pokarm. Na starym kontynencie żółwie błotne praktycznie nie miały konkurencji, nie wykształciły więc w sobie waleczności. A czerwonolicy pochodzi z okolic, gdzie są także inne gatunki żółwi. Jest więc silniejszy i bardziej agresywny. Poza tym, czerwonolice mogą przenosić groźne choroby z innych regionów świata. Tymczasem żółwie błotne są już bardzo rzadkie. Każde zagrożenie może sprawić, że znikną na zawsze. To nasz jedyny rodzimy żółw, wszystkie pozostałe są obce.
"Salamandra" chce poznać prawdziwą skalę rozprzestrzenienia się obcych gatunków żółwi, rozpoczęła więc tworzenie spisu stanowisk obcych gatunków słodkowodnych w naszym kraju. Na stronie internetowej organizacji znajduje się specjalny formularz, dzięki któremu każdy może wskazać miejsca obserwacji tych gadów w naturze.
- Dzięki zgromadzonym danym poznamy skalę inwazji i będziemy mogli podjąć działania ochronne gatunków rodzimych. Docelowo chcielibyśmy, aby powstał azyl dla żółwi obcych gatunków, aby każdy, kto chce pozbyć się żółwia lub znajdzie okaz w naturze, mógł go przekazać do miejsca, gdzie nie będzie zagrażał rodzimej przyrodzie - tłumaczą członkowie organizacji.
Półtora miesiąca temu Zespół Ochrony Środowiska Biura Rozwoju Gdańska zawiadomił Stację Morską Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu o zaobserwowaniu żółwia w Zatoce Gdańskiej, na kąpielisku w rejonie gdańskich Stogów. Oznaczałoby to, że żółw ze stawów i jezior przenosi się także do morza, czego dotychczas nie obserwowano.
Jak tłumaczy Krzysztof Skóra, szef helskiej stacji, biologiczne cechy żółwia czerwonolicego raczej nie pomogą mu w "kolonizacji" Morza Bałtyckiego. Chociaż...
- ...jak się ostatnio okazało, żółw ten toleruje zasolenie nawet do 10 promili, a w Zatoce Gdańskiej wynosi ono średnio tylko ok. 7,5 - tłumaczy. - Przeżywa natomiast w temperaturze od 0 do 40° C. Zatem zagrożenie ocieplenia klimatu (jeśli się spełni), może sprzyjać jego dalszej inwazji.
Według "Salamandry" nie tylko wymieniony wyżej żółw z Ameryki staje się u nas coraz bardziej popularny. Mimo embarga, na polski rynek trafiają inne żółwie wodno-błotne pochodzenia północnoamerykańskiego, m.in. żółw żółtobrzuchy, ostrogrzbiety i jaszczurowaty.
Amerykański żółw to oczywiście nie jedyny gatunek obcy, który atakuje nasz kraj. W 1999 r. w Instytucie Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, na zlecenie Ministerstwa Środowiska, została przygotowana baza danych "Gatunki introdukowane w Polsce". Jest systematycznie uzupełniana. I wskazuje, że obecnie liczba gatunków obcych - roślin, zwierząt i grzybów - wynosi 1236. Część stanowią rośliny i zwierzęta wodne, chociażby jesiotr syberyjski, pstrąg tęczowy, babka bycza, krewetka nakrapiana, karaś srebrzysty czy rak pręgowany, zwany też rakiem amerykańskim.
Ciekawa jest historia tego ostatniego. Od około 1860 roku rodzime gatunki raków europejskich zaczęły wymierać z powodu grzybiczej choroby - raczej dżumy (Aphanomyces astaci), która została zawleczona na nasz kontynent z Ameryki Północnej. Zmniejszone połowy raków powodowały straty gospodarcze. Pod koniec XIX wieku hodowcy wpadli więc na pomysł sprowadzenia z północno-wschodniego rejonu Stanów Zjednoczonych wspomnianego raka pręgowanego, który jest odporny na tę chorobę. Rak znalazł się w kilku miejscach północnej Europy jednocześnie, w tym na Pomorzu, które w roku 1860 należało do Niemiec.
Obecnie gatunek ten opanował wody wielu krajów europejskich i rozszerza zasięg w kierunku południowym i południowo-wschodnim, a w Polsce jest najpospolitszym gatunkiem raka. Jego destrukcyjne oddziaływanie na rodzime ekosystemy wodne przejawia się m.in. konkurencji z rodzimymi gatunkami raków i ich wypieraniu, wyjadaniu ikry ryb i przenoszeniu raczej dżumy. Przy tym jest bezpieczny, wykształcił bowiem specyficzną reakcję obronną. Atakowany, przybiera postać kolczastej kuli, trudnej do połknięcia przez drapieżniki.
Czesław Romanowski
Fot. www.salamandra.org.pl. www.hel.univ.gda.pl