Inne

- Nawet jeśli dzisiaj Stocznia Gdańska nie buduje już żaglowców takich, jak Dar Młodzieży, to w Polsce nadal jest wielu znakomitych projektantów statków, także takich zajmujących się jachtami i żaglowcami - mówi w rozmowie z nami Mikael Krafft, prezes i dyrektor zarządzający Star Clippers Cruises. - Żyjecie w "bardzo morskim" zakątku świata i wierzę, że jesteście z tego dumni.

- Jak to się wszystko zaczęło? Jaka była pana droga do pozycji armatora największej floty prawdziwych żaglowców na rynku cruisingowym?

- Miałem przyjemność dorastać blisko morza, nad Bałtykiem. Moja rodzina mieszkała na jednej z wysp archipelagu w pobliży Sztokholmu. W rejonie tym jest silne, tradycyjne centrum budowy małych statków - klasycznych jachtów i łodzi. Było tam wiele stoczni jachtowych. Tak więc dzieciństwo spędziłem pośród jachtów, żaglówek.

- A duże statki?

- Zawsze marzyłem o wielkich żaglowcach. Odwiedzałem je m.in. podczas regat Tall Ships Races, których flotylle pojawiały się, podobnie jak w portach polskich, także w Szwecji. To było bardzo inspirujące i napędzało moje marzenia. Później pracowałem w shippingu i kierowałem przedsiębiorstwem żeglugowym eksploatującym statki towarowe. I cały czas dojrzewało we mnie pragnienie stworzenia floty dużych żaglowców, które można by, na zasadach komercyjnych, wprowadzić na rynek wycieczek morskich.

- Skąd wziął się pomysł na komercyjną flotę żaglowców?

- Gdy ok. ćwierć wieku temu, na swoim prywatnym, dużym jachcie pływałem po Karaibach, widywałem często duże wycieczkowce - statki z jednego z najmłodszych rynków i biznesów żeglugowych, który na dobre, na dużą skalę zaczął rozkwitać dopiero na przełomie lat 70. i 80. Bywałem też na takich wycieczkowcach. Zapraszałem na pokład swojego jachtu ludzi tam poznanych, głównie turystów amerykańskich, lub znajomych, którzy mieli na koncie niejeden rejs na takim statku. Dużo rozmawialiśmy. Co z tych rozmów wynikało?... Wszyscy podzielali opinię, że cruising to świetna forma odpoczynku i turystyki. Odpowiadałem: no tak, ale to nie jest prawdziwe żeglowanie… Macie na pokładzie jednorękich bandytów i kasyna, salony bingo, kina, bardzo "upakowany" program dnia i tłumy na pokładzie, jak w lądowym kurorcie albo w Las Vegas. Gdzie tu miejsce na morską przygodę?... Ale to jest fajne, atrakcyjne, "this is fun" - odpowiadali, zapewne nie zaznawszy rejsu żaglowcem. Wtedy mówiłem: a co by było, gdybyście mogli podróżować po Karaibach, czy innych pięknych zakątkach świata na mniejszym statku, np. takim jak mój, czy na jachcie Onassisa, które mogą zawijać do mniejszych, kameralnych, uroczych portów, w komfortowych warunkach, ale w mniejszej grupie, ze współpasażerami, których moglibyście dobrze poznać, pływając od wyspy do wyspy, kąpać się czy uprawiać sporty wodne przy statku, albo zjeść lunch na plaży jednej z urokliwych wysp, przy której kotwiczyłby statek… "Tak, to by było świetne" – mówili…, "ale takie statki nie są dostępne na szerszym rynku wycieczek morskich"... Faktycznie - wynajęcie megajachtu może kosztować 200 tys. euro za tydzień.
Zacząłem się zastanawiać: gdybym zbudował jacht większy niż mój obecny, mógłbym zaoferować podobne doznania, "jachtowe życie" bliżej morza i zaproponować pobyt i atrakcje na takim statku za półtora tysiąca euro dla jednej osoby, a nie za 200 tysięcy…

- Co wynikło z tych pierwszych przemyśleń?

- Zainteresowałem się żaglowcami, zwłaszcza dużymi - tall ships. Zacząłem poznawać kapitanów takich statków, w tym Polaków. Rozmowy, poznawanie statków i rynku prowadziło mnie do opracowania produktu, który diametralnie różni się od "masowego cruisingu" na typowych statkach wycieczkowych. Myślałem też wtedy, 25-30 lat temu, że cruising musi także na większą skalę pojawić się w Europie (przez lata rozwijał się głównie na rynku północno-amerykańskim), a Europejczycy będą bardziej doceniać ten inny rodzaj cruisingu - pod żaglami.
I tak się stało. Zdarza się, że mamy wśród gości nawet ok. 20 narodowości, większość na ogół stanowią Europejczycy, ale są także Amerykanie, Australiczycy, goście z RPA i Ameryki Południowej.

- Czym wyróżnia się na tle branży cruisingowej oferta Star Clippers? Ile jest w pływaniu pana żaglowcami cruisingu, a ile żeglarskiej przygody?

- Poza romantyzmem pływania pod żaglami, nasze statki mogą zaoferować tzw. "megayacht experience", czyli luksus, miłą, kameralną atmosferę połączone z możliwością zawijania do wielu portów niedostępnych dla dużych wycieczkowców. Niezapomnianym przeżyciem jest kąpanie się przy statku na wodach karaibskich. Oferujemy nurkowanie i sporty wodne z "przystanią - pomostem wodniackim" na statku. Wszystkie nasze statki wożą ze sobą małe żaglówki - "lasery" i deski surfingowe. Instruktorzy oferują lekcje nurkowania.
Większość pasażerów to ludzie preferujący aktywne spędzanie czasu. Nie interesują ich np. kasyna, wolą naturę, ruch. U nas mogą aktywnie uczestniczyć w życiu statku, np. w stawianiu żagli. Pod opieką i nadzorem załogi naturalnie, mogą też pochodzić sobie po masztach. To moja mantra: "żaglowce zbliżają ludzi". Po dwóch dniach rejsu wszyscy się znają...

- Wszystkie trzy statki we flocie Star Clippers to jednostki z napędem motorowym i żaglowym. Jak dużo pływa się na nich pod żaglami?

- Oferujemy rejsy wycieczkowe i musimy dotrzymywać określonych terminów zawinięć do kolejnych portów. Nie da się więc uniknąć używania silników. Bywają też jednak tygodnie, w których nasze statki do 70 proc. czasu spędzają pod żaglami. To wciąga. W wielu rejsach zdarza się, że 60-70 proc. gości było już wcześniej na naszych statkach. Mamy bardzo wysoki wskaźnik "powrotów klientów".

- Jakie są pana i pańskiej firmy związki z Polską?

- Mamy polskich kapitanów. Pływają także na naszej jednostce flagowej. Również samo powstanie naszych żaglowców wiąże się z Polską, zwłaszcza największego z nich - największego żaglowca świata - Royal Clippera. Został przecież zbudowany w Gdańsku. A ja od dawna jestem z tym miastem związany. Bywałem tu, by przyjrzeć się budowanym w Stoczni Gdańskiej żaglowcom, szczególnie trzymasztowym fregatom z serii, do której należy Dar Młodzieży. Spędziłem tu też jedną z najlepszych nocy mojego życia.

- Czy to wspomnienie ma związek z żaglowcami?

- Byłem w Gdańsku, by przyjrzeć się niedokończonemu, porzuconemu, nietypowemu żaglowcowi Gwarek, który miał być statkiem "wczasowym" dla polskich górników. Przez długi czas nie mogłem sobie wyobrazić, jak mógłbym - od strony czysto technicznej, architektonicznej - zaadaptować go dla własnych potrzeb, jak uczynić z niego efektywny żaglowy wycieczkowiec. Nie był on zaprojektowany od początku do pełnienia takiej funkcji, jego rozplanowanie przestrzenne nie było odpowiednie. Nosiłem się z tym problemem, aż pewnej nocy, którą spędzałem w jednym z hoteli na starym mieście w Gdańsku, obudziłem się o czwartej rano z pomysłem, jak poprzesuwać korytarze wewnątrz zbudowanego już kadłuba, by nie zaburzało to konstrukcji i nie było zbyt kosztowne. Byłem bardzo szczęśliwy. Wcześnie rano zamówiłem butelkę szampana, by uczcić nowy pomysł: "Tak, to jest sposób, tak zrobimy". To było ok. 15 lat temu.

- Potem był projekt żaglowca "na bazie" niedoszłego Gwarka, adaptacja jego konstrukcji, właściwie przebudowa w gdańskiej stoczni Cenal i wreszcie wyposażenie w Holandii…

- Tak się złożyło, ale byłem bardziej zadowolony z jakości i sumienności polskiej stoczni…

- Szkoda, że w Polsce nie buduje się już wielkich żaglowców…

- Nawet jeśli dzisiaj Stocznia Gdańska nie buduje już żaglowców takich, jak Dar Młodzieży, to w Polsce nadal jest wielu znakomitych projektantów statków, także takich zajmujących się jachtami i żaglowcami. Wszystkie moje statki, łącznie z jachtami, przechodziły badania modelowe kształtu kadłuba w Ośrodku Hydromechaniki Okrętowej Centrum Techniki Okrętowej. Żyjecie w "bardzo morskim" zakątku świata i wierzę, że jesteście z tego dumni.

- Czy planuje pan kolejny statek i czy powstanie on, przynajmniej częściowo, jak Royal Clipper, w Polsce?

- Można powiedzieć, że zawsze, nieustannie planujemy nowe statki… [śmiech]. W ostatnich latach bardzo szybko postępowało zaostrzanie przepisów dotyczących budowy i eksploatacji statków pasażerskich. Intencja jest oczywiście dobra - chodzi o bezpieczeństwo - ale ten postęp w przepisach zachodzi głównie z powodu rynkowej tendencji do budowania coraz większych statków i nie bierze pod uwagę specyfiki (technicznej, rynkowej) statków małych. Te przepisy są często bardzo trudne do spełnienia, a zarazem niezbyt sensowne dla mniejszych statków, jak nasze. Czynią też nawet niewielkie statki pasażerskie bardzo drogimi w budowie i eksploatacji.
Dlatego do budowy kolejnego statku przymierzamy się powoli i żadne ostateczne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Mogę jednak zdradzić, że obecnie mamy na testach w Gdańsku siedmiometrowy model kadłuba naszej kolejnej jednostki. Jeżeli powstanie, będzie nieznacznie większa od Royal Clippera.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję i zapraszam pod żagle Star Clippers.

Rozmawiał: Piotr B. Stareńczak

Czytaj także: Człowiek, który marzenia złapał w żagle 

Fot. Piotr B. Stareńczak

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0048 4.0858
EUR 4.2823 4.3689
CHF 4.3852 4.4738
GBP 4.9827 5.0833

Newsletter