Według ekologów rządowy "Program ochrony brzegów morskich" spowoduje zabetonowanie polskich plaż. A według rządowej opozycji - programem objętych jest za mało obszarów.
W zeszłym miesiącu Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej zaprosiło do udziału w konsultacjach społecznych na temat rządowego "Programu ochrony brzegów morskich", a ściślej oceny jego oddziaływania na środowisko. Organizacja ekologiczna WWF Polska skrytykowała program. Według ekspertów WWF, niesie on za sobą "niebezpieczeństwo zniszczenia cennych przyrodniczo siedlisk wybrzeża Bałtyku i zakłada zatrzymanie naturalnego procesu kształtowania się morskich brzegów".
Jak piszą w oświadczeniu na ten temat: "...rząd planuje objęcie programem blisko 300 z około 770 kilometrów brzegu morskiego w granicach Polski, z czego jedynie około 10 proc. to tereny zagospodarowane w stopniu uzasadniającym działania wymagające umacniania brzegów oraz takie, które mają zatrzymać erozję wybrzeża. Nie ma uzasadnienia powstrzymywania procesu kształtowania brzegu przez morze, a sztuczna ochrona linii wybrzeża powinna mieć miejsce wyłącznie tam, gdzie istnieje rzeczywiste zagrożenie dla dóbr kultury i istniejącej od dawna infrastruktury, głównie w granicach nadmorskich miejscowości. Fragmenty wybrzeża, gdzie nie ma takiego zagrożenia, powinny zostać pozostawione morzu i naturze".
Ekolodzy obawiają się także, że z powodu sztucznego uregulowania brzegu niezagrożonego przez morze, zwiększy się presja na rozwój zabudowy i coraz bliżej Bałtyku powstawać będą (już powstają) domy, hotele i pensjonaty, które w przyszłości staną się pretekstem do kolejnych, niemałych nakładów na działania ochrony brzegów.
Przykładem zasadności tych obaw jest chociażby Ustronie Morskie, gdzie rok temu na klifie wycięto 173 zdrowe drzewa - w przyszłości mają tam zostać zbudowane budynki mieszkalne.
- Jako geolog i przyrodnik zupełnie nie potrafię zrozumieć decyzji samorządu gminy Ustronie Morskie, który zezwolił na zabudowę klifowego wybrzeża, dewastację roślinności porastającej jego koronę, a tym samym na świadome zagrożenie procesami abrazji - dziwił się wówczas Ryszard Dobracki z Państwowego Instytutu Geologicznego w Szczecinie, członek Regionalnej Rady Ochrony Przyrody Województwa Zachodniopomorskiego. - To wszystko dzieje się przy akceptacji Urzędu Morskiego w Słupsku, który jak się wydaje zapomniał o ustawie o ustanowieniu wieloletniego „Programu ochrony brzegów morskich”. Ustawa ta wprowadza dla odcinka brzegu morskiego na wysokości Ustronia Morskiego protekcję w formie sztucznego zasilania i budowę umocnień brzegowych. Czyżby w rozumieniu Urzędu Morskiego dopuszczenie do zabudowy obiektów stricte komercyjnych to właściwe umocnienia brzegowe?
- Na realizacji programu ucierpi nie tylko przyroda, ale w konsekwencji sektor usług turystycznych - tłumaczy dr Marta Majka Wiśniewska z WWF Polska. - Plażowicze poszukują naturalnych plaż, a nie uzbrojonych masywnymi konstrukcjami miejsc na wybrzeżu.
Z drugiej strony jednak na rządowym programie zyskali mieszkańcy i turyści w Kołobrzegu. Po silnym sztormie w marcu 2010 r. zniszczeniu uległa grobla oddzielająca Ekopark Wschodni (znajdujący się pod ochroną użytek ekologiczny) od morza. Opaska z narzutu kamiennego (koszt jej budowy to 9,5 mln złotych, środki pochodziły właśnie ze wspomnianego programu) od lipca tego roku chroni to miejsce przed podobnymi zdarzeniami.
Według nowych założeń, program ma kosztować do roku 2023 ponad 900 milionów złotych. Fundusze pochodzą z budżetu państwa oraz Unii Europejskiej (Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko). Na co jeszcze zostaną przeznaczone? Między innymi na próg podwodny i ostrogi brzegowe za ponad 50 mln zł w Kołobrzegu, modernizację istniejących już budowli zabezpieczających brzegi na wschód od Darłowa (180 mln zł), na budowę 53 ostróg i dobudowę kolejnego odcinka wału na mierzei jeziora Kopań, na wały przeciwpowodziowe chroniące mierzeję jeziora Jamno (prawie 30 mln zł). W 2011 r. z puli programu na całe wybrzeże wydano już blisko 54 mln zł. W tym roku ma to być 70 mln zł.
W opinii ekologów, ograniczenie programu do niezbędnego minimum, uwzględniającego uwarunkowania przyrodnicze, spowodowało, że mniej pieniędzy podatników zostałoby wydanych niepotrzebnie.
Tymczasem według części posłów opozycji, rząd robi i wydaje zbyt mało, by zabezpieczyć nasze plaże przed zabieraniem lądu przez morze. Joachim Brudziński, poseł Prawa i Sprawiedliwości, w niedawnym piśmie do ministerstwa twierdzi m.in., że "od ostatnich 5 lat Rada Ministrów nie podejmuje żadnych efektywnych działań, aby ten jakże szkodliwy proces zabierania przez Morze Bałtyckie znaczącej części terytorium naszego kraju powstrzymać. Nie przeznacza się na to adekwatnych środków, ani też nie tworzy się planów, a w ślad za nimi niezbędnych inwestycji, które osłabiłyby lub wyeliminowałyby proces abrazji".
"Program ochrony brzegów morskich" był przedmiotem czerwcowej debaty sejmowej, z udziałem podsekretarz stanu w MTBiGM, Anny Wypych-Namiotko, która została przez posłów zasypana gradem, często bardzo szczegółowych pytań.
- Czy część brzegu od połowy Karwi w kierunku zachodnim doczeka się prawidłowych, trwałych zabezpieczeń? - pytał poseł Marek Matuszewski z PiS. - Tak jest w tej chwili zabezpieczona Karwia od strony wschodniej. Pani minister, niektóre wejścia na plażę w obrębie wydm w rejonie Karwia – Ostrowo były zabezpieczone przez rok czy dwa lata siatką, aby nie zniszczyć wydm. W tym roku ogrodzenia z siatek zniknęły lub je ukradziono. Czy powrócą one na swoje miejsce?
Minister Wypych-Namiotko nie potrafiła odpowiedzieć, ale zapowiedziała przyjrzenie się sprawie. Oznajmiła również, że "jeżeli tylko uda nam się przebić z tym w programie prac legislacyjnych rządu, projekt nowelizacji ustawy o ochronie brzegów morskich będzie procedowany przez nas już w najbliższym czasie."
Czy opinia ekologów, którzy w ostatnim zdaniu swojego pisma do ministerstwa piszą, iż program "w żadnym razie nie może być zrealizowany", wpłynie na zmianę lub korektę planów - na razie nie wiadomo.
Tekst i fot. Czesław Romanowski
