Któż z nas, spacerując dziś Skwerem Kościuszki i Molo Południowym w Gdyni, nie spojrzy z podziwem na cumujący przy nabrzeżu okręt. Dla wielu z nas ORP "Błyskawica" na stałe wpisała się już w krajobraz tego miejsca. Młodsi już jednak nie pamiętają, że w latach 1960-1975 rolę okrętu muzeum pełniła inna jednostka, nie mniej zasłużona - ORP "Burza".
Trudne początki...
Pierwszymi, pełnowartościowymi jednostkami zamówionymi przez Polską Marynarkę Wojenną były kontrtorpedowce, jak wtedy nazywano niszczyciele, ORP "Wicher" i "Burza". Choć plan rozbudowy floty z początku lat 20. ubiegłego wieku nie przewidywał budowy tego typu okrętów, w podjęciu decyzji pomogła zapewne obietnica udzielenia pożyczki stabilizacyjnej przez Francję. Ostatecznie w roku 1927 w stoczni Chantiers Naval Francais, w której udziały mieli liczni przedstawiciele francuskiego rządu, rozpoczęto budowę przyszłej Burzy.
Szybki postęp prac niebawem uległ zmianie - polska komisja odbiorcza miała pełne ręce roboty i co chwilę zgłaszała nowo wykryte niedociągnięcia. Prace - zamiast zakontraktowanych 39 miesięcy - przedłużyły się do 68! Ostatecznie, po licznych interwencjach i wyroku Sądu Arbitrażowego, 19 sierpnia 1932 roku okręt przybył do Gdyni i praktycznie od razu rozpoczął żmudną służbę szkoleniową, przerywaną jedynie rejsami zagranicznymi.
Najważniejszym z nich był udział ORP "Burza" w rewii na cześć koronacji króla Jerzego VI w maju 1937 roku. W okresie międzywojennym "Burza" przeszła też kilka modernizacji w stoczni, m.in. zamontowano dodatkowe karabiny maszynowe, wymieniono dalmierze oraz wzmocniono falochron dziobowy.
Pierwsze poważne sygnały o możliwości nadciągającego konfliktu na "Burzy" pojawiły się już w marcu 1939 roku - wobec aneksji Kłajpedy przez Rzeszę Dywizjon Niszczycieli postawiono w stan podwyższonej gotowości. Polskie dowództwo obawiało się, że w drodze powrotnej niemieckie okręty zawiną do portu w Wolnym Mieście Gdańsku i również dokonają jego aneksji. Na szczęście do żadnego incydentu nie doszło, a pogotowie odwołano pod koniec marca.
W kwietniu 1939 roku "Burza" brała udział w nietypowym incydencie, jakim było uprowadzenie z prób okrętu podwodnego "Sęp". Stało się to przy sprzeciwie strony holenderskiej, która uważała, że nie ukończono jeszcze wszystkich testów i okręt powinien wrócić jeszcze do stoczni.
Na nic jednak zdały się protesty - "Sęp" udał się w rejs do Polski, do której zawinął... na holu "Burzy", gdyż skończyło mu się po drodze paliwo. W sierpniu 1939 roku jasne było, że wybuch wojny to jedynie kwestia dni. Postanowiono więc chronić najbardziej potrzebne jednostki, choć dziś - z perspektywy czasu - decyzja ta nadal pozostaje dyskusyjna. Ostatecznie 30 sierpnia 1939 roku ORP "Grom", "Błyskawica" i "Burza", wykonując założenia planu Pekin, udały się w rejs do Wielkiej Brytanii.
Czas wojny
Początkowo z polskich okrętów stworzono jedną grupę, która wychodziła na patrole w pobliżu wysp brytyjskich. Choć były to spokojne rejsy, gdyż ani razu nie napotkano nieprzyjaciela, o tym, że jest to jednak wojna, przypomniała tragedia HMS "Gipsy", który wszedł na minę i zatonął niecałe 150 metrów od "Burzy".
Oprócz wypatrywania wroga, załoga musiała zmagać się również z własnym okrętem. Podczas atlantyckich rejsów okręt miał silne przechyły, a wewnątrz w większości pomieszczeń pojawiła się woda. Pojawiały się coraz to nowe awarie, które zresztą załoga szybko i sprawnie usuwała przy niekłamanym podziwie Wolnych Francuzów, którzy wycofali swe jednostki tego typu z atlantyckich rejsów, jako nieprzystosowane do nich.
Kolejne rozkazy skierowały polską jednostkę do walk w Norwegii. Tam też przyjęła na swój pokład marynarzy z zatopionego w fiordach "Groma". Radość z uratowania prawie wszystkich mącił jedynie fakt utraty tak wartościowej jednostki w tak niespodziewany sposób. Choć w walkach o Narwik "Burza" przeszła swój pierwszy chrzest bojowy, cięższe chwile były jeszcze przed nią.
W maju 1939 roku "Burzę" skierowano pod Calais - wraz z dwoma brytyjskimi niszczycielami miała ostrzelać niemieckie kolumny pancerne, udające się w rejon Dunkierki. Polski okręt ze swymi czterema działami kal. 130 mm był najsilniejszą jednostką w zespole (okręty brytyjskie posiadały po cztery działa 102 mm).
Ogień prowadzony przez zespół był niezwykle skuteczny i, według zapisów w archiwach, skutecznie zatrzymał dwie kolumny niemieckie. Niestety, potem na niebie pojawiły się samoloty - w krótkim czasie jeden z brytyjskich okrętów zostaje ciężko uszkodzony. Na "Burzy" od serii bliskich wybuchów bomb uszkodzeniu ulega jeden z kotłów i okręt prawie zatrzymuje się w miejscu. Chwilę potem dwie bomby dosięgają celu, silnie uszkadzając poszycie na dziobie.
Na szczęście z załogi nikt nie zginął, a Niemcy, widząc kłęby dymu i pary, uznali jednostkę za niemalże zatopioną. "Burza", powoli płynąc rufą naprzód, dociera do portu, gdzie przechodzi remont. Podczas kolejnych miesięcy służby "Burza" najprawdopodobniej ciężko uszkadza niemieckiego U-boota, bierze udział w ratowaniu rozbitków ze zbombardowanego transportowca "Empress of Britain" (polski okręt przyjmuje na swój pokład przeszło 250 osób, to więcej niż cała załoga Burzy, która liczyła 162 członków).
Niestety, krótko potem znów wędruje do stoczni na remont, tym razem spowodowany kolizją z brytyjskim trałowcem. Wtedy też pojawił się pomysł wykorzystania "Burzy" w niezwykłej misji rajdu na francuski port Saint-Nazaire. Brytyjczycy chcieli jak najbardziej ograniczyć możliwość działania i remontowania niemieckiego pancernika "Tirpitz" - wybrany przez nich okręt wyładowany trotylem wraz z komandosami miał wpłynąć do portu, po czym wbić się we wrota dużego suchego doku. Okręt po pewnym czasie miał wybuchnąć, niszcząc dok, a w tym czasie siły specjalne miały dokonać jak największych zniszczeń na lądzie.
Wobec zdecydowanego sprzeciwu polskiego dowództwa, w akcji wykorzystano jeden z po-amerykańskich niszczycieli, pamiętających jeszcze końcówkę I wojny światowej. "Burzę" tym czasem skierowano do bitwy o Atlantyk. Weszła tam m.in. w skład grupy konwojowej komandora Heathcote'a, który potem powiedział, że zawsze chciałby mieć u siebie na lewym skrzydle polski okręt. Była także w zespole Jastrzębi Heinemana, amerykańskiej grupy konwojowej, z którą przy współudziale eskortowca "Campbell" topi niemieckiego U 606.
Niestety, czas i nieustanna służba robiły swoje. Nietypowe francuskie mechanizmy i uzbrojenie stawały się coraz bardziej zużyte i brak było możliwość zdobycia części zamiennych. Pomimo licznych remontów i modernizacji, "Burza" lata swej świetności miała już za sobą. Ostatecznie w 1944 roku postanowiono przekształcić ją w okręt szkolny, który nie opuszczał już portu.
Czas pokoju
Po zakończeniu działań wojennych Polacy chcieli wymienić leciwą "Burzę" na któryś z nowocześniejszych eskortowców. Postawa Brytyjczyków była jednak negatywna, wobec czego zapadła decyzja o powrocie jednostki do Polski. Do Gdyni "Burza" wpłynęła na holu na początku lat 50. Od razu poddano ją kapitalnemu remontowi, połączonemu z modernizacją uzbrojenia, po którym rozpoczęła służbę jako okręt obrony przeciwlotniczej.
Jedną z ostatnich ważnych dat z historii jednostki był 24 lutego 1960 roku - "Burzę" wycofano wtedy ze służby liniowej i podjęto decyzję o przekształceniu jej w okręt - muzeum. Służbę tę pełniła do 1975 roku. Ostatecznie w roku 1977 rozpoczął się proces złomowania ORP "Burzy".
Dziś w Muzeum Marynarki Wojennej możemy oglądać pozostawione elementy wyposażenia jednostki - w tym mosiężne litery, tworzące jej nazwę. Warto też wspomnieć, że na cmentarzu Marynarki Wojennej spoczywa długoletni dowódca ORP "Burza", kmdr Franciszek Pitułko.
autor Michał Lipka - doktorant Uniwersytetu Gdańskiego, badacz historii polskiej Marynarki Wojennej od chwili jej powstania do czasów obecnych.{jathumbnail off}
Inne
Gdyńskie okręty muzea - ORP Burza
26 kwietnia 2011 |
Źródło:
