Gdańsk będzie miał Ławę Morską, która na zasadzie non-profit będzie zgłaszać i opiniować inicjatywy, służące rozwojowi gospodarki morskiej – poinformował kilka dni temu portal trojmiasto.pl (http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Gdansk-bedzie-mial-Lawe-Morska-n36531.html?&id_news= 36531&) Artykuł wywołał falę komentarzy, wśród których przeważały opinie skrajnie krytyczne. „Po co powoływać kolejne towarzystwo wzajemnej adoracji, skoro już teraz wiadomo, czego branża potrzebuje, a już istniejące organizacje lobbingowe nie w pełni wykorzystują swoje możliwości” – takimi słowami można streścić najczęściej powtarzające się opinie czytelników.
Istotnie, „Ława Morska” nie jest ani pierwszym, ani najoryginalniejszym tego typu organem doradczym. Już teraz działają, z różnym skutkiem, takie organizacje, jak Związek Miast i Gmin Morskich, Stowarzyszenie Miast Autostrady Bursztynowej, a także międzynarodowe instytucje z siedzibą na polskim wybrzeżu: Euroregion Bałtyk i Organizacja Portów Bałtyckich. Organizacje te zajmują się dokładnie tym, co ma być celem „Ławy Morskiej”. Mają one jednak niezaprzeczalną zaletę, której nie posiada nowa gdańska inicjatywa: stoją za nimi zrzeszone w tych stowarzyszeniach gminy (w przypadku BPO – porty), a tym samym realne pieniądze, kompetencje i instrumenty wpływu na rząd centralny. Tymczasem „Ława Morska” ma być jedynie kolejnym zespołem doradczym, bez śladu decyzyjności, pozbawionym nawet skutecznych narzędzi PR-owskich.
Wspomniane już związki miast od kilku – kilkunastu lat realizują działalność lobbingową i doradczą w zakresie gospodarki morskiej. Każda z nich regularnie organizuje konferencje i seminaria poświęcone problemom branży, wydaje własne publikacje i czasopisma (np. kwartalnik „Czas Morza” wydawany przez ZMiGM), organizuje spotkania z udziałem ekspertów, którzy zgłaszają na tym forum swoje inicjatywy. Do tych wszystkich wydarzeń należy dodać też mniej zinstytucjonalizowane spotkania i imprezy branżowe, takie jak „Wspólna Kaczka”, „Dni Morza”, czy też bankiety organizowane z okazji otwarcia nowej inwestycji czy połączenia żeglugowego. Co charakterystyczne, na każdym z tych spotkań przewijają się ciągle te same osoby, a wśród nich również członkowie-założyciele „Ławy Morskiej”. Przy czym wystarczy pobyć na pięciu tego typu konferencjach czy posiedzeniach grup roboczych, by odnieść wrażenie, że wszystko już zostało dokładnie przedyskutowane. Teraz trzeba dla tych postulatów po prostu pozyskiwać wsparcie wgłębi kraju: dotrzeć z nimi do rządu i ogólnopolskich mediów oraz zainteresować sprawami morza mieszkańców Krakowa, Wrocławia czy Górnego Śląska.
Jeżeli już chcemy koniecznie utworzyć nową organizację (nawet nieformalną, działającą non-profit) – to należałoby raczej pomyśleć o rozszerzeniu formuły Stowarzyszenia Miast Autostrady Bursztynowej o nowe kierunki. Wszak nie tylko autostrada A1 jest ważna z punktu widzenia pozyskania ładunków dla polskich portów. Branża morska potrzebuje jeszcze kilku innych arterii, o które trzeba dość ostro zabiegać w Warszawie i Brukseli. A skuteczna formuła lobbingu na rzecz A1 (pozyskanie wsparcia Łodzi, Częstochowy, Katowic) może służyć za wzór dla promocji nowych magistrali, łączących Trójmiasto z zapleczem.
Dla przykładu, władze Podlasia oraz samorządowcy kilku gmin z Warmii i Mazur są żywotnie zainteresowani wykreowaniem nowego korytarza transportowego (zmodernizowanej linii kolejowej) na trasie Trójmiasto – Elbląg – Olsztyn – Szczytno – Białystok – Grodno – Mińsk, służącego tranzytowi białoruskich towarów do polskich portów. Ten korytarz ma strategiczne znaczenie dla Portu Gdańsk, który chce utworzyć Białoruskie Centrum Towarowo-Logistyczne w rejonie Stogów. Ze strony podlaskiego wicemarszałka Ignacego Jasionowskiego padła latem zeszłego roku oficjalna propozycja zinstytucjonalizowania tej współpracy i podjęcia wspólnego lobbingu Pomorza, Warmii i Mazur oraz Podlasia na rzecz nowej arterii. Niestety, pismo w tej sprawie ugrzęzło w gabinetach pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, a zainteresowania sprawami morskimi, które wykazują białostoccy samorządowcy, nie docenił nawet pies gdańskiego ogrodnika.
Dlatego myślę, że hucznie powołana „Ława Morska” jest niepotrzebnym dublowaniem już istniejących inicjatyw i odwraca uwagę od najważniejszego problemu branży morskiej. Ekspertów od spraw morskich mamy w Trójmieście wystarczająco wiele - problemem jest natomiast hermetyczność tego środowiska, które nie potrafi (nie chce?) wyjść ze swymi inicjatywami na zewnątrz, pozyskując sympatyków spraw morskich w głębi kraju i za granicą. „Ława Morska” ma duże szanse podzielić los „Społecznego Komitetu Wsparcia Euro-2012” czy Krajowej Izby Gospodarki Morskiej, które również powołano z wielkim (słomianym) zapałem, a o ich sukcesach raczej zbyt wiele nie słychać.
Jakub Łoginow
www.porteuropa.eu
{jathumbnail off}
Inne
„Ława morska” – słomiany zapał i dzielenie włosa na czworo
26 lutego 2010 |
