Inne
Nie ma wątpliwości, to na pewno wrak WŁA-127: potwierdzili polscy marynarze, którzy od poniedziałku są na miejscu, w którym zatonął polski kuter rybacki. Wrak WŁA-127 rzeczywiście leży tam, gdzie wcześniej wskazali Duńczycy: na wschód od wybrzeży Bornholmu. I to w zasadzie koniec pewnych wiadomości, które przekazali nam polscy marynarze. Wiadomo już, że nurkowie z Lecha nie będą mieli łatwej pracy. Przypomnijmy, że WŁA-127 leży na głębokości aż 68 m.

Akcja ratownicza
Fot. polska db

- Dla nurka oznacza to, że będzie mógł pracować zaledwie 40 min, a kolejnych sześć godzin spędzić musi w komorze dekompresyjnej - tłumaczy kpt. Grzegorz Łyko z Biura Prasowego Marynarki Wojennej.
Wczoraj przy kutrze najpierw pojawił się specjalny bezzałogowy pojazd z kamerą. Marynarze cieszą się, że udało im się wprowadzić go do wnętrza sterówki, czyli miejsca skąd kieruje się rybackim statkiem. Niestety, wewnątrz żadnych ciał nie znaleziono.

- Kuter leży przechylony na prawą burtę i to nie jest dla nas dobra wiadomość - mówi - Takie położenie utrudni nam wejście do wnętrza.

To nie koniec złych wieści spod wody. Okazało się, że pod wodą widoczność jest fatalna, bo sięga zaledwie pół metra. A dno w okolicy kutra jest strasznie muliste.
- W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że gdy nurek wyciągnie swoją rękę, to palce giną mu już z oczu - relacjonuje kp. Łyko.

To m.in. z tych przyczyn wczoraj aż do godzin popołudniowych żaden z ludzi jeszcze nie zszedł w okolice wraku. Marynarze najpierw chcieli mieć pewność, że dokładnie obejrzą wykonanych w Bałtyku filmów i bezpiecznie zaplanują wszystkie przedsięwzięcia. Zdjęcia mają pozwolić określić jakie ewentualne zagrożenia czają się pod wodą. Nurkowie chcą uniknąć przede wszystkim sieci, w które mogliby się zaplątać. A o te, przy rybackim statku przecież nietrudno.

- Filmy, którymi dysponować będzie załoga "Lecha", ważne są z dwóch powodów: bezpieczeństwa i dokumentacji - mówi kpt. Łyko. - Pozwolą nam przeanalizować okoliczności i przyczyny wypadku. Udokumentują także obraz leżącego na dnie kutra, który zastaliśmy w poniedziałek.

Aby uszczegółowić dane otrzymane z pojazdów wczoraj pod wodę w godzinach popołudniowych miała zejść pierwsza para płetwonurków. W pierwszej kolejności ich zadaniem było przyjrzenie się sterówce oraz zbadanie szans na spenetrowanie pozostałych pomieszczeń WŁA-127.

- Nurkowie, wyposażeni w swój ekwipunek, to postacie o bardzo potężnych rozmiarach - przypomina kpt. Łyko.

Co w praktyce oznacza, że niekoniecznie mogą zmieścić się np. we włazach, którymi do kabin czy ładowni w normalnych warunkach wchodzą członkowie załogi statku. Jak się dowiedzieliśmy to jednak nie przekreśla ewentualnej penetracji wraku przez ekipę ORP "Lech". Nurkowie na miejscu przyjrzą się dokładnie wrakowi i ocenią czy np. trzeba będzie poszerzyć istniejące już otwory, czy może konieczne okaże się wykonanie nowych.

WŁA-127 wypłynął z Darłowa
Kuter WŁA-127 zaginął nocą z 30 kwietnia na 1 maja
Nocą ok. godz. 2 odebrano ostatni komunikat z polskiej jednostki, która w okolicy Bornholmu poławiać miała szproty. Potem wszelki ślad się urwał. Szybka i szeroko zakrojona akcja ratownicza niestety nie przyniosła spodziewanych efektów.

W kolejnych dniach na wodzie znajdowano m.in. tratwę i koła ratunkowe. Jednak na ślad wraku po kilku dniach przypadkowo natknęli się Duńczycy, którzy na wodzie zauważyli plamę paliwa.
Na pokładzie znajdowało się pięciu członków załogi. Najmłodszy miał 34 lata, najstarszy 54.

Piotr Niemkiewicz
{jathumbnail off}
1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter