Największy problem nie tkwi jednak w ilości, ale w jakości. A dokładniej mówiąc w wieku jednostek. Zaczyna dawać o sobie znać polityka „zbierania złomu” prowadzona w latach dziewięćdziesiątych, a polegająca na przyjmowaniu na stan wysłużonych jednostek podarowanych nam przez sojuszników. Średnia wieku głównych jednostek bojowych przekracza 30 lat. Najbardziej wysłużone są cztery okręty podwodne typu „Kobben”. Badeński i Sołkiewicz : „Należy nadmienić, że w chwili osiągnięcia docelowego okresu służby, okręty podwodne typu Kobben będą w służbie od 48 do 50 lat, co stanowi ewenement w skali światowej (podkreślenie autorów - red). Nie można już dalej narażać życia młodych ludzi stanowiących ich załogi, którzy są długoletnimi profesjonalistami w unikatowych (niszowych) specjalnościach morskich.” To niezwykle groźnie brzmiące ostrzeżenie. Czy musimy czekać aż się spełni?
Także z uzbrojeniem okrętów nie jest najlepiej. „Na wyposażeniu (dwóch fregat rakietowych typu „Oliver Hazard Perry” – red.) znajdują się obecnie przestarzałe systemy pokładowe, w tym system rakiet typu Harpoon Block 1, których nie używa już żadna flota NATO” - dodaje Marciniak.
Aby utrzymać potencjał przeciąga się maksymalny czas służby okrętów. Nie można tego jednak robić w nieskończoność. Siłą rzeczy będą one wycofywane ze służby. I tak w latach 2010-2015 kasacją objętych będzie 10 okrętów, w latach 2015-2020 - 20 okrętów, a w latach 2020-2025 - kolejnych 16 jednostek. Od 2016 roku polska Marynarka Wojenna utraci większość swojego potencjału bojowego. W 2016 rok! A więc nie za jakieś odsunięte w czasie, a przez to mało wyobrażalne kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt lat, tylko w przeciągu następnej pięciolatki!
Z tej perspektywy zdumiewające jest dobre samopoczucie decydentów. Większość państw morskich w Europie i na świecie właśnie przebudowuje albo wzmacnia swoje siły morskie, a my beztrosko robimy dokładnie na odwrót. W efekcie może nas to bardzo drogo kosztować. I to nie w przenośni, ale dosłownie.
„Popuszczając nieco wodze fantazji, bez trudności można sobie jednak wyobrazić dysputę publiczną, która wybuchnąć może koło roku 2020, gdy poseł kolejnej kadencji zapyta kolejnego ministra obrony, dlaczego Polska finansuje operacje niemieckiej fregaty o swojsko brzmiącej nazwie Schleswig-Holstein prowadzone na Zatoce Gwinejskiej. Cóż ów nieszczęśnik odpowie? Zapewne jedynie to, że ochrona gazowców wynika z dyrektywy Komisji Europejskiej, a my nie mogliśmy niczego wysłać w ów odległy rejon, bo ostatnie blachy z ORP Pułaski trafiły do stoczni złomowej pięć lat wcześniej.” - wieszczy kmdr por. rez. dr hab. Krzysztof Kubiak, mając jednak nadzieję, że ta czarna wizja nigdy się nie spełni.
Gorzej niż w 1939 roku
To, że w tej sytuacji Marynarkę Wojenną stać na udział w operacjach NATO takich jak Active Endeavour (Bielik, Kondor, Gen. K. Pułaski), czy dowodzenie zespołem przeciwminowym (Kontradmirał Xawery Czernicki) zakrawa na cud. I jeśli ten cud był możliwy, to dzięki zaangażowaniu służących w niej ludzi. Ale jak długo jeszcze będzie się im chciało chcieć? Przyszłości floty wojennej nie można budować wyłącznie na pasji służących w niej oficerów, podoficerów i marynarzy. Im też w końcu mogą opaść ręce.
Polska, jako członek NATO, paktu bądź co bądź państw morskich, nie może sobie pozwolić na likwidację Marynarki Wojennej. Jest tylko jeden sposób, aby tak się nie stało. Państwowe gwarancje na budowę nowych okrętów. Poprzedni dowódca polskiej floty wojennej wiceadmirał Andrzej Karweta, który zginął w smoleńskiej katastrofie, był zwolennikiem takiego właśnie rozwiązania. Nie chodziło o jakiś rozdmuchany, nierealny projekt.
Miał nadzieję, że uda się przekonać polityków do przyjęcia Narodowego Programu Budowy Okrętów. Miał on mieć rangę ustawy, tak aby był realizowany niezależnie od tego, kto jest aktualnie u władzy. W programie zapisane zostałoby czego, ile, kiedy i za ile należy zbudować. Według naszych potrzeb i możliwości. „Finansowanie Narodowego Programu Budowy Okrętów należałoby przeprowadzić analogicznie jak program wyposażania Sił Powietrznych w samoloty wielozadaniowe F-16, a główne przedsięwzięcia realizować po zakończeniu realizacji programu lotniczego” - podpowiada dr hab. Paweł Soroka.
Niestety. Choć udało mu się uzyskać dla swojego projektu poparcie posłów z Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, rząd Donalda Tuska odrzucił ten pomysł. Obecnie nic nie wskazuje, aby został on zrealizowany.
Szkoda, że Polski na to nie stać, tak jak stać było władze II Rzeczypospolitej, chociaż warunki przedwojenne były nieporównywalnie gorsze. Tak samo były ważniejsze potrzeby, tak samo nie było pieniędzy. Pomimo tego, paradoksalnie, w 1939 roku polska flota wojenna była w znacznie lepszym stanie niż jest dzisiaj. Polska dysponowała wtedy czterema nowoczesnymi niszczycielami, dużym stawiaczem min, pięcioma okrętami podwodnymi i sześcioma trałowcami typu „Jaskółka”. Najstarszy z tych okrętów miał zaledwie 9 lat!
Benedykt Krzywiec, w 1929 roku, tak napisał: „Floty bowiem nie można improwizować – tworzy się ją latami, żmudnym ciągłym wysiłkiem (…) chociaż flota wojenna kosztuje drogo, lecz przegrana wojna będzie kosztowała jeszcze drożej”.
Tomasz Falba
- «« Poprzedni artykuł
- Następny artykuł
Gospodarka w rękach pazernego PSL-u, które nic poza rolą nie widzi...
"Miałeś chamie złoty róg....."
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.