
Andrzej Żarnoch - w latach 90. był wiceprezesem Stoczni Szczecińskiej SA, a potem stoczniowego holdingu odpowiedzialnym za marketing. Zajmował się kontraktowaniem statków. Ma znakomite kontakty w całej branży okrętowej. Z jego umiejętności korzystała też Stocznia Szczecińska Nowa. Żarnoch był jednym z oskarżonych w procesie kierownictwa stoczniowego holdingu. Sąd uniewinnił jego i jego współpracowników miażdżąc akt oskarżenia.
Fot. Dariusz Gorajski / AG
Szefowie norweskiej stoczni Ulstein we wtorek i środę gościli w Szczecinie. Są zainteresowani kupnem części Stoczni Szczecińskiej Nowa. Przetarg na majątek zakładu zostanie ogłoszony 16 marca.
Rozmowa z Andrzejem Żarnochem*
Andrzej Kraśnicki jr: Czemu Ulstein przymierza się do zakupu Stoczni Szczecińskiej w czasach kryzysu?
Andrzej Żarnoch: Wszystkie kadłuby statków, które buduje Ulstein ze względu na niższe koszty powstają w stoczniach poza Norwegią - w Gdańsku i na Ukrainie. Potem są holowane do Norwegii i tam wykańczane. Jednak ze względu na dalszą racjonalizację kosztów i efektywność lepsza byłaby budowa kadłubów w kontrolowanej przez Ulsteina stoczni. Norwedzy szukają takiego zakładu od wielu miesięcy.
Czy Szczecin przejąłby budowę wszystkich kadłubów budowanych obecnie w Gdańsku i na Ukrainie?
- Tak. Zresztą wystarczy popatrzeć na mapę i zobaczyć, na jaką odległość trzeba holować do Norwegii jednostki z Gdańska, Ukrainy, a jak daleko do celu jest od nas.
Ulstein nie chce jednak całej stoczni.
- To nie wchodzi w rachubę. A jaka to będzie część, to już zależy od planu sprzedaży i warunków przetargu.
Czy szczecińscy stoczniowcy mogliby budować coś więcej niż tylko "gołe" kadłuby?
- To realne, a wynika z tego, że od wielu lat odchodzi się od takiego sposobu budowy statków, jaki znamy w Szczecinie: że najpierw buduje się kadłub, a potem go wyposaża. Technologie stosowane obecnie w nowoczesnych stoczniach są bardziej efektywne. Jak najwięcej prac wyposażeniowych wykonuje się w trakcie budowy kadłuba, a nawet pojedynczych sekcji. Ulstein chce pójść w tym kierunku, ale potrzebuje własnej stoczni.
Jakie miałoby to znaczenie dla szczecińskiego okrętownictwa?
- Ulstein praktycznie od dziesięciu lat w ogóle nie zajmuje się już typowymi statkami handlowymi. Skupił się tylko na jednostkach offshore, czyli specjalistycznych, nasyconych technologią, konstruowanych dla przemysłu związanego z wydobywaniem ropy i gazu. My w Szczecinie od wielu lat planowaliśmy dojść do tego sektora. Na "plecach" Ulsteina wjechalibyśmy więc na zupełnie inny poziom.
Sporo musimy jednak się nauczyć, sporo trzeba też w stocznię zainwestować.
- Z pewnością Ulstein zacząłby od zlecania jedynie kadłubów, które budują mu teraz inne stocznie. Potem jednak środek ciężkości by się przesuwał. Wiązałoby się to oczywiście z inwestycjami w nowe maszyny i urządzenia po to, by uzyskać wydajność taką jak w Norwegii. Do tego może być wykorzystane także doświadczenie około 250 Polaków pracujących w Ulsteinie w Norwegii. To w większości byli pracownicy Stoczni Szczecińskiej. Ci ludzie wykonują prace, które można byłoby wykonywać w Szczecinie.
A co z potencjałem biura projektowego naszej stoczni?
- Kiedy rok temu Ulstein po raz pierwszy zainteresował się Szczecinem, to biuro projektowe stanowiło jeden z "cukierków". Ich statki wymagają bowiem ogromnego wkładu projektowego. Ulstein bez ustanku robi prototypy! Nie budują statków seriami. Norwedzy mają bardzo silne biuro projektowe u siebie, ale założyli też biura w Turcji, Brazylii, Singapurze. Nasze biuro jest dla nich istotne w wymiarze długoterminowym.
Świat jest obecnie w kryzysie, zamawianie nowych produktów jest rzadkością. Nie sądzę, by w najbliższej perspektywie w znaczący sposób potrzebowali dodatkowego potencjału w postaci naszych projektantów. Muszę jednak zwrócić uwagę na to, że nasi ludzie nie zajmują się tylko projektowaniem. W praktyce stanowią oni główny element wsparcia technicznego produkcji na różnych etapach.
Nie ulega też wątpliwości, że Ulstein wykorzysta od razu część projektantów. Trudno mi jednak na razie na ten temat spekulować.
Na czym polega sukces Ulsteina?
- Ta stocznia jeszcze dziesięć lat temu budowała różne statki, także handlowe, także dla tych armatorów, dla których budował Szczecin. Pod koniec lat 90. Ulstein zdecydował się na zwrot w kierunku produkcji offshorowej. Dla mnie to fascynujące, bo poszli w zupełnie inną stronę niż Szczecin. My zakładaliśmy, że istotą sukcesu będzie seryjna budowa jednostek. Bo im dłuższa seria, tym większa wydajność i mniejsze koszty. Ulstein projektuje najnowocześniejsze jednostki, buduje jeden, dwa takie statki i robi kolejny krok do przodu. Wykorzystane projekty sprzedaje innym stoczniom. Ten bieg po szczytach dał im ogromy atut: za każdym razem oferują coś, czego jeszcze nie ma. Klient musi im zapłacić tyle, ile oni chcą, bo nie ma alternatywy.
Ta polityka okazała się trafna i skuteczna. Od kilku lat Ulstein jest w czołówce norweskich firm osiągających najlepsze wyniki. W 2008 roku zarobili przeszło 300 mln koron norweskich.
Do czego właściwe służą statki budowane przez Ulsteina?
- To w dużym skrócie statki do obsługi przemysłu związanego z poszukiwaniem i wydobyciem surowców spod dna morskiego. Norwedzy robią coś, bez czego ta gałąź przemysłu nie może się obejść.
Kryzys ich nie dotyczy?
- Dotyczy, nie są niezależni od globalnych zjawisk. Kiedy niedawno ropa była bardzo droga, takie statki zarabiały kosmiczne pieniądze. Teraz pewne zamierzenia inwestycyjne oddalają się. Jednak budowa tych statków nie jest związana z taką konkurencją jak przy typowych jednostkach.
Tu nie ma tak, że klient powie: masz fajny statek, ale w Chinach zapłacę za podobny 15 mln dolarów, a ponieważ robisz trochę lepiej, to dostaniesz 16 mln. W przypadku Ulsteina wygląda to zupełnie inaczej. Tu ciągle wymyśla się nowe rozwiązania dopasowane do oczekiwań i potrzeb klientów. Oczywiście źródłem sukcesu jest też głęboka wiedza na temat potrzeb branży wydobywczej.
Gdyby Ulstein "wszedł" do Szczecina, jak mogłaby wyglądać stocznia za 10 lat?
- Na pierwszym planie mamy teraz wygenerowanie stabilnych miejsc pracy. Co dalej? Ja wyobrażam sobie, że za 10-15 lat Ulstein w Norwegii zajmie się tylko sprawami koncepcyjnymi związanymi z identyfikacją potrzeb przemysłu naftowego. Budowa samych statków i ich projektowanie mogłoby się już odbywać w Szczecinie.
Rozmawiał Andrzej Kraśnicki jr {jathumbnail off}