
Grudzień 2008 r. Stoczniowcy z Gdyni manifestują przeciw zwolnieniom
fot. Rafa3 Malko / Agencja Gazet
- Work Service zgłosił Agencji Rozwoju Przemysłu możliwość wycofania się z umowy, ARP się zgodziła - powiedział "Gazecie" wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik. - To nie znaczy, że przy jej wyborze doszło do naruszenia przepisów prawa czy procedur. Tego nie wiem. Procedury sprawdza rada nadzorcza ARP.
W sobotę ujawniliśmy, że firma Work Service, której współwłaścicielem i szefem rady nadzorczej jest Tomasz Misiak (wtedy senator PO), zajmuje się pośrednictwem pracy dla zwalnianych stoczniowców w Gdyni i Szczecinie. Firma Misiaka razem z agencją DGA dostała od ARP kontrakt wart kilkadziesiąt milionów złotych kontrakt bez przetargu. A wcześniej Misiak pracował w komisji gospodarki nad specustawą stoczniową.
"Gazeta" opisała też inne przypadki, w których senator mógł popaść w konflikt interesów, pracując nad ustawami.
Wczoraj pierwsi o wycofaniu się firmy Misiaka dowiedzieli się od Gawlika posłowie na posiedzeniu komisji skarbu. - Odetchnąłem. To memento dla parlamentarzystów: polityk odpowiada za skutki, nie tylko za intencje - mówi Tadeusz Aziewicz, poseł PO i szef komisji skarbu.
Jeszcze w weekend Misiak przekonywał, że nie ma sobie nic do zarzucenia. W poniedziałek zapowiedział, że rezygnuje z fotela szefa rady nadzorczej Work Service. A we wtorek zrezygnował z członkostwa w klubie parlamentarnym i partii. Wcześniej szef PO, premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie o to wnioskował.
Non profit? Nie do końca
W Gdyni i Szczecinie zwolnienia stoczniowców już się zaczęły (tylko wczoraj w Gdyni pracę straciło ok. 400 osób). Do końca maja zwolnione będą załogi obu stoczni - ok. 8 tys. osób. Kto zapewni im gwarantowaną przepisami pomoc? DGA miało odpowiadać za szkolenia, Work Service - za doradztwo i pośrednictwo pracy. - Pewnie w miejsce Work Service wybierzemy inną firmę. Ale znów musimy szybko pomyśleć o procedurach: normalny przetarg zająłby trzy miesiące, a jak byłyby odwołania - dłużej. Tyle czasu nie mamy - mówi wiceminister Gawlik.
Przedstawiciele ARP od kilku dni zapewniali, że przyznanie firmie Work Service i DGA kontraktu bez przetargu było dobrym rozwiązaniem. - Tryb z wolnej ręki uzasadniony był brakiem czasu, prawidłowość takiej decyzji potwierdzili kontrolerzy z Urzędu Zamówień Publicznych. Wybraliśmy najlepsze firmy. Do przeczytania tekstu w "Gazecie" nie miałem pojęcia, że w jednej z nich udziały ma senator - twierdzi Zbigniew Mularzuk, dyrektor departamentu organizacji ARP, który odpowiadał za wybór firm.
Innego zdania są związkowcy. - Jeśli kontrakt został rozwiązany, pewnie znaleziono w nim nieprawidłowości - mówi Marek Lewandowski z "S" Stoczni Gdynia.
Kontrakt opiewał na 48 mln zł (łącznie dla DGA i Work Service). Misiak przekonywał, że jego firma nic na nim nie zarobi. - Dał mi słowo honoru, że to kontrakt non profit - mówiła Julia Pitera, pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją.
- To nie do końca prawda - przyznał wczoraj Mularzuk: - Poza wynagrodzeniem pracowników projekt obejmował koszty zarządzania, choć nie są na wysokim poziomie.
Misiak na ołtarzu, w PO zaskoczeni
Wtorkowa decyzja Tuska o rekomendowaniu wykluczenia Misiaka zaskoczyła wielu polityków PO. Dowiedzieli się o niej - jak wszyscy - z konferencji prasowej.
Oficjalnie większość chwali "bezkompromisowego premiera". Ale nie wszyscy. - Opisana przez "Gazetę" sytuacja Tomka Misiaka stawiała go w niekorzystnym świetle, ale trudno nie odnieść wrażenia, że premier położył go na ołtarzu kulturowej edukacji PSL-u - powiedział nam jeden z dolnośląskich parlamentarzystów PO, przypominając, że wicepremiera Waldemara Pawlaka oskarżonego o nepotyzm spotkały tylko słowa potępienia.
Jeden z senatorów PO powiedział nam, że winne są władze partii, które nie reagowały, gdy Misiak był wybierany na szefa komisji gospodarki. - Były wtedy wątpliwości - dodał.
Wczoraj szef klubu PO Zbigniew Chlebowski powiedział, że na prośbę premiera przygotował listę posłów i senatorów Platformy, którzy prowadzą działalność gospodarczą lub mają udziały w spółkach prawa handlowego. Bo w ich przypadku też może wystąpić konflikt interesów. Ich praca będzie monitorowana, nie będą pracowali nad ustawami, z których mogą czerpać korzyść jako przedsiębiorcy.
Powiedział, że to "kilkanaście nazwisk". Na razie PO nie będzie nalegać na zbycie udziałów w spółkach lub zaprzestanie działalności gospodarczej. - Byłoby to z mojej strony nieuczciwe - mówi Chlebowski. - W czasie kryzysu wartość udziałów często jest poniżej faktycznej wartości.
Chlebowski przypomniał, że marszałek Sejmu Bronisław Komorowski prowadzi prace nad ustawą, która ma doprowadzić do profesjonalizacji zawodu posła i senatora. - Jeśli ktoś zostaje politykiem, musi się godzić z konsekwencjami - mówi Chlebowski. Rozwiązaniem mogą być m.in. fundusze powiernicze, w których będzie można ulokować udziały w spółkach.
Bo PiS był za spokojny
Wczoraj w otoczeniu Tuska usłyszeliśmy, że decyzję o karze dla Misiaka podjął w obawie, że sprawa kontraktu nie jest jedyną, którą senator może mieć na sumieniu. Podejrzenia wzbudziły... spokojne reakcje PiS. - Nie atakowali ostro. Ograniczyli się do komentarzy, że jest konflikt interesów, ale Misiak powinien najwyżej zmienić komisję. Wyglądało, jakby mieli na niego coś jeszcze. A gdyby premier powiedział, że zawiesza Misiaka i daje mu czas na wyjaśnienie, zaatakowaliby nas za brak standardów - mówi nam polityk PO.
Według naszych rozmówców Misiaka nie bronił nawet wicepremier Grzegorz Schetyna, choć to on forsował wcześniej jego kandydaturę na szefa kampanii europejskiej PO. Obaj są z Wrocławia, dobrze się znają. - Misiak sprawiał wrażenie, jakby nie rozumiał powagi sytuacji. Powtarzał, że nie ma sobie nic do zarzucenia. To przekonało Tuska, że on nie przestał być biznesmenem. A na polityka się nie nadaje, bo brakuje mu wyczucia - mówi nam polityk z otoczenia premiera.
Mikołaj Chrzan, Paweł Wroński, Renata Grochal
{jathumbnail off}
