Stocznie, Statki
- Najbliższe wodowanie będzie otwarte, nikt w stoczni nie ma co do tego wątpliwości - mówi Andrzej Markowski, od ośmiu dni prezes Stoczni Szczecińskiej Nowa.

Na biurko Andrzeja Markowskiego właśnie trafił dwutomowy "Szczegółowy plan podziału majątku Stoczni Szczecińskiej Nowa". Na jego podstawie zakład będzie wyprzedany
Na biurko Andrzeja Markowskiego właśnie trafił dwutomowy "Szczegółowy plan podziału majątku Stoczni Szczecińskiej Nowa". Na jego podstawie zakład będzie wyprzedany
Fot. Andrzej Kraśnicki jr

Rozmowa z ostatnim prezesem SSN

Andrzej Kraśnicki jr: Tydzień temu został pan prezesem Stoczni Szczecińskiej Nowa. Powiedział pan wówczas, że przed udzieleniem wywiadu musi się pan rozejrzeć po firmie, przejrzeć dokumenty. Ma pan to już za sobą. I jakie wrażenia?

Andrzej Markowski, prezes Stoczni Szczecińskiej Nowa: Najbardziej uderzyła mnie, utkwiła mi w pamięci cisza w wielu miejscach stoczni. Tym bardziej że doskonale pamiętam stocznię, która żyła, którą było słychać. Przygnębiające wrażenie zrobiły też te miejsca, gdzie widać, że jakaś robota została rozpoczęta, ale dalej nic już się nie dzieje.

W stoczni zaczynał pan swoją karierę zawodową.

- Zaczynałem w 1968 r. jako monter kadłubowy. Rozpoczynałem od produkcji sterów, potem nadbudówek i poszyć burtowych. Potem skończyłem wieczorowo studia. Zająłem się matematycznym opisem kształtów kadłuba, co było wykorzystywane przy nowej technice cięcia blach. Mam ogromny sentyment do stoczni. To była moja pierwsza praca i być może będzie ostatnią. Ale moją ostatnią. Bo stocznia powinna dalej istnieć.

Jak to jest być prezesem, który prowadzi firmę do demontażu? To niewdzięczne zajęcie.

- W wieku 60 lat, a ja za chwilę będę tyle miał, nie robi się już karier. Chcę swoje doświadczenie spożytkować tak, by stocznia i stoczniowcy jak najmniej boleśnie przeszli przez kolejny zakręt w dziejach firmy. Ja zresztą nie traktuję tego procesu jako demontaż stoczni, ale jako proces przekształcenia zakładu w inny lub inne podmioty gospodarcze. Oczywiście w części powinna być zachowana produkcja statków. Nie wyobrażam sobie, by nie dokończyć rozpoczętych już jednostek. W tej chwili kończone są trzy z nich. Jeden statek, który jest na wodzie, ma być przejęty przez Agencję Rozwoju Przemysłu. Są też sekcje do dwóch kolejnych jednostek. Jedna jest gotowa w około 30 proc., druga - w około 10 proc. Mamy też gotowe w 90 proc. projekty techniczne dwóch promów dla PŻM.

Tyle że Stocznia Szczecińska Nowa w czerwcu przestanie istnieć. Kto wtedy dokończy te statki?

- Mogą być zbudowane pod innym szyldem, ważne, by stało się to w Szczecinie. Każde inne rozwiązanie będzie na pewno droższe. Problem w tym, że decyzje nie zapadają w Szczecinie, ale na poziomie Ministerstwa Skarbu Państwa i Agencji Rozwoju Przemysłu. Ludziom z tych instytucji trzeba dać materiały i pokazać, że dokończenie statków wprawdzie będzie się wiązać ze stratą, ale ich niedokończenie będzie jeszcze kosztowniejsze [bo trzeba by wtedy m.in. zwrócić armatorom włożone w budowę pieniądze - przyp. red.]. Po zamknięciu Stoczni Szczecińskiej Nowa statki mogłaby dokończyć powołana do tego celu spółka celowa, w której pracę znaleźliby stoczniowcy. To rozwiązanie pozwoliłoby zatrzymać kadrę oraz utrzymać w ruchu urządzenia, dzięki czemu nie straciłyby certyfikatów. Taki majątek zawsze będzie łatwiej sprzedać.

Teraz może być z tym problem, bo rynek okrętowy także odczuwa kryzys.

- Zgodzę się, że rynek inwestorów w tej branży dziś nie jest głęboki. Mówi się, że kryzys, jeśli chodzi o okrętownictwo, może potrwać dwa do pięciu lat. Co można w związku z tym robić? Staram się wykorzystać moje stare kontakty. W przyszłym tygodniu mam wizytę bardzo poważnego potencjalnego inwestora, który ma na rynku niemieckim trzy duże kontrakty na wielkogabarytowe konstrukcje stalowe. Oczywiście to są dopiero wstępne rozmowy. Będę jednak namawiał do tego, by jeszcze przed przetargiem na majątek stoczni [ma się odbyć 9 marca - przyp. red.] zechciał swoje zamówienia zrealizować w Szczecinie. Taki partner mógłby wydzierżawić część majątku firmy i przejąć część stoczniowców. Nie chcę jednak niczego obiecywać, bo wiem, że ludzie kolejnego zawodu nie wytrzymają.

Kiedy odbędzie się wodowanie kontenerowca dla rosyjskiego armatora i czy będzie ono otwarte?

- 7 marca, w sobotę. Na pewno będzie otwarte. W stoczni nikt nie ma wątpliwości, że taki powinno mieć charakter.

Andrzej Markowski pracował w Stoczni Szczecińskiej w latach 1962-1982 oraz w latach 90. Był szczecińskim radnym, a w latach 1998-2002 prezesem Zakładów Chemicznych Police. Później, do sierpnia 2008 r., kierował Szczecińsko-Polickim Przedsiębiorstwem Komunikacyjnym.

rozmawiał Andrzej Kraśnicki jr
{jathumbnail off}
1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter