Inne

To była żeglarska przygoda wszech czasów. Z dziewięciu śmiałków, którzy wystartowali w pierwszych regatach samotników dookoła świata bez zawijania do portów i pomocy z zewnątrz, do mety dotarł tylko jeden.

Wczesnym rankiem 10 lipca 1969 roku, około 600 mil morskich na zachód od Azorów, oficer wachtowy płynącego przez Atlantyk, brytyjskiego statku pocztowego Picardy, zauważył jacht. Łódź wyglądała jakby dryfowała bez celu. Na burcie miała wypisaną nazwę Teignmouth Electron. Na pokładzie nie było nikogo.

Kapitan Picardy kazał zatrzymać statek i przeszukać jacht. W środku wszystko wyglądało tak, jakby przed chwilą ktoś tam jeszcze przebywał. Ponton ratunkowy tkwił na swoim miejscu. Ostatni zapis z dziennika pokładowego wskazywał jednak, że zrobiono go dwa tygodnie wcześniej.

Marynarze orzekli, że na łodzi musiało dojść do tragicznego wypadku. Prowadzący ją człowiek wypadł zapewne za burtę. Lektura znalezionych na jachcie dokumentów ujawniła bardziej dramatyczną prawdę. Jak się okazało, kapitan Teignmouth Electron - Donald Crowhurst - popełnił samobójstwo.

Trzy lata później, 5 lutego 1972 roku, na drzewie w lesie koło wsi Ewell Minnis, niedaleko Dover znaleziono zwłoki innego żeglarza: Nigela Tetleya. Powiesił się prawdopodobnie trzy dni wcześniej.

Co łączyło te dwa, tak odległe od siebie – zarówno w sensie czasowym jak i geograficznym – wydarzenia? Na przełomie 1968 i 1969 roku obaj ci ludzie byli bardzo znani. Ich nazwiska powtarzane były z podziwem w niemal każdym zakątku świata. Brali bowiem udział w regatach Sunday Times Golden Globe, które były pierwszym w historii żeglarskim wyścigiem samotników dookoła świata non stop.

Wydaje się, że obaj nie potrafili unieść ich ciężaru. W Polsce (nakładem wydawnictwa Mayfly w serii „360 stopni”) ukazała się właśnie opowiadająca o nich znakomita książka Petera Nicholsa „Wyprawa szaleńców” i film „Na głęboką wodę” (wszystkie cytaty i zdjęcia użyte w tym artykule pochodzą właśnie z nich).

Wyzwanie dla każdego

Regaty samotników dookoła świata, choć nadal należą do największych żeglarskich wyzwań i potrafią być śmiertelnie niebezpieczne, nie wzbudzają już dzisiaj takich powszechnych emocji, jak w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Ludzie potrafili już wtedy latać w kosmos, jednak samotne okrążenie ziemi pod żaglami bez zawijania do portów i pomocy z zewnątrz wciąż pozostawało poza ich zasięgiem. Nic zatem dziwnego, że rozpalało wyobraźnię.

Pierwszym żeglarzem, który samotnie opłynął świat na jachcie Spray był, w latach 1895-1898 Joshua Slocum. W ciągu następnych siedemdziesięciu lat, zaledwie dziewiętnastu śmiałkom udało się powtórzyć ten wyczyn. Mało brakowało, a jeden z nich, również Anglik, Francis Chichester, w latach 1966-1967, na jachcie Gypsy Moth III, zrobiłby to bez przystanku. W czasie swojego rejsu dookoła świata Chichester zatrzymał się tylko raz.


Jego wyprawa stała się sławna, a on sam został bohaterem narodowym Wielkiej Brytanii. Przede wszystkim jednak jego wyczyn udowodnił, że opłynięcie świata dookoła non stop jest możliwe. Najszybciej zrozumiała to brytyjska gazeta „Sunday Times”. 17 marca 1968 roku ogłosiła ona, że organizuje wyścig dookoła świata pod nazwą Golden Globe.

Nagroda w wysokości 5000 funtów (wówczas całkiem spora suma – red.), ufundowana przez gazetę „Sunday Times”, zostanie przyznana żeglarzowi, które samotnie okrąży świat, wyruszając z portu na wyspach brytyjskich między 1 lipca a 31 października 1968 roku. Trasa wyprawy wiedzie przez trzy przylądki (Dobrej Nadziei, Leeuwin i Horn).

Złoty Glob przyznany zostanie pierwszemu żeglarzowi, któremu uda się samotnie okrążyć świat bez zawijania do portów. Zarówno meta, jak i start muszą znajdować się w tym samym porcie, położonym na północ od 40 stopnia szerokości geograficznej północnej. Trasa wyprawy prowadzić ma przez trzy przylądki.

W obu przypadkach podróż musi odbyć się bez żadnego wsparcia osób trzecich. Po starcie na pokład łodzi nie można dostarczać paliwa, żywności, wody ani sprzętu.

Oto jedyne warunki wyścigu. Ten sam żeglarz może odebrać obie nagrody. (…) Do imprezy przystąpić mogą żeglarze każdej narodowości, a ich łodzie mogą być skonstruowane w dowolny sposób i w dowolnym miejscu.” - stwierdzało ogłoszenie.

Otwarty charakter wyścigu spowodował, że mógł się do niego zgłosić każdy, nawet zupełny żeglarski żółtodziób. Ostatecznie wystartowało dziewięciu ludzi.

Pierwszy, 1 czerwca 1968 roku, na 9-metrowym slupie z włókna szklanego o nazwie English Rose IV, wyruszył 29-letni kapitan brytyjskiej armii John Ridgway. Tydzień później, 8 czerwca, wypłynął były sierżant armii brytyjskiej 27-letni Chay Blyth. Jego łódka – Dytiscus III – była niemal bliźniakiem konstrukcji Ridgwaya. Obaj panowie znali się zresztą dobrze, bo w 1966 roku pokonali wspólnie Atlantyk szalupą wiosłową. Kolejny był 28-letni kapitan brytyjskiej marynarki handlowej Robin Knox-Johnston. 18 czerwca opuścił Falmouth na 9,5 metrowym keczu Suhaili zbudowanym z drewna tekowego w Indiach.

Potem nastąpiła przerwa aż do 22 sierpnia, kiedy to na prawie 10-metrowym stalowym keczu Joshua, wyruszył w rejs 45-letni Francuz Bernard Moitessier, żeglarz i pisarz. Tego samego dnia w drogę, na 9-metrowym stalowym kutrze gaflowym o nazwie Captain Browne, wybrał się inny Francuz (zarazem przyjaciel Moitessiera) Loick Fougeron. Miał 42 lata. Był właścicielem firmy motocyklowej w Casablance. 24 sierpnia wystartował kolejny Anglik, 57-letni były dowódca okrętu podwodnego Royal Navy (wtedy już farmer), Bill King. Prowadził 13-metrowy drewniany szkuner Galway Blazer II. Był najstarszym żeglarzem w stawce.

16 września dołączył do nich Nigel Tetley, 45-letni komandor podporucznik Królewskiej Marynarki Wojennej. Płynął swoją długą na 12 metrów i szeroką na prawie 7 metrów łodzią – trójkadłubowym keczem Victress wykonanym ze sklejki.

Niemal w ostatnim momencie – 31 października – do regat dołączyło jeszcze dwóch ludzi. 36-letni włoski żeglarz Alex Carozzo na 20-metrowym, formowanym na zimno, drewnianym keczu Gancia Americano zbudowanym specjalnie na potrzeby Golden Globe i 36-letni angielski inżynier elektryk Donald Crowhurst na 12-metrowym trimaranie ze sklejki z ożaglowaniem typu kecz o nazwie Teignmouth Electron (była to zmodyfikowana kopia łódki Nigela Tetleya).

Kłamstwa Crowhursta

Golden Globe nie miał pewnych faworytów. I nie musiał mieć. Wyścig sam szybko eliminował najsłabszych. Pierwszy wycofał się z regat Carozzo powalony chorobą wrzodową już kilka tygodni po starcie. Niewiele później zrezygnował Ridgway, którego pokonały usterki jachtu. Wkrótce po nim, 13 września, pogoda zamknęła drogę do sławy Blythowi. Dwa miesiące później to samo stało się z Fougeronem i Kingiem.

Sytuacja wyklarowała się po minięciu Przylądka Horn. Pierwszy z powrotem na Atlantyku znalazł się Knox-Johnston, drugi Moitessier, trzeci Tetley. Stało się jasne, że to pomiędzy tymi żeglarzami rozegra się walka o zwycięstwo. Za nimi nieoczekiwanie uplasował się Crowhurst.

Początkowo niewielu zwracało na niego uwagę. Nie był typem żeglarza. Do startu w regatach zmusiła go rozpaczliwa sytuacja finansowa, w której znalazł się przez nieudane interesy i troska o przyszłość swojej rodziny. Crowhurst był kochającym ojcem czwórki dzieci. Na filmie „Na głęboką wodę” dołączonym do wspomnianej wyżej książki Nicholsa wygląda na nieśmiałego, nieco zagubionego człowieka z niepokojącym wyrazem oczu.


Crowhurst startował pod ogromna presją. Dla niego zwycięstwo w regatach nie było tylko sprawą prestiżu, oznaczało być albo nie być. Niestety, od samego startu Crowhurst nie radził sobie z żeglowaniem i jachtem. Jeszcze na Atlantyku zorientował się, że samotne opłynięcie ziemi jest poza zasięgiem jego możliwości. W grudniu postanowił więc uciec się do oszustwa. Zaczął podawać fałszywe dane dotyczące swojego położenia, tak aby w Anglii myślano, że posuwa się naprzód. W rzeczywistości zaś czekał na południowym Atlantyku aż jego rywale miną Horn. Wtedy miał się wśliznąć między nich i wrócić do domu jako jeden z pierwszych.

Dzisiaj, w dobie wszechobecnej elektroniki i GPS-u, realizacja takiego planu nie byłaby możliwa. Położenie jachtu można w każdej chwili precyzyjnie ustalić, kontakt zaś z zawodnikiem zapewnia telefonia satelitarna, komórkowa i internet. Wtedy było inaczej. Nie było satelitów, a komunikację zapewniały niedoskonałe radia, które nieraz się psuły. Bywało, że żeglarz nie mógł przesłać żadnej wiadomości przez całe tygodnie, a nawet miesiące. Jeśli miał szczęście, mógł to zrobić kiedy napotkał po drodze jakiś statek, ale często uczestnicy regat pływali trasami odległymi o setki czy tysiące mil morskich od uczęszczanych szlaków handlowych.

Plan Crowhursta mógł się zatem udać. Nie był on zresztą jedynym, któremu myśl o oszustwie przyszła do głowy. Zastanawiałem się nawet, czy przez rok nie wylegiwać się na słońcu, a potem nie wrócić do domu i nie powiedzieć, że opłynąłem cały świat…” - wyznał John Ridgway. Szybko się jednak opamiętał: „Po pierwsze, sądziłem, że nie można tego dokonać – zbyt wielu ludzi mogłoby domyślić się, że to kłamstwo. Po drugie – i najważniejsze – ja sam nie mógłbym żyć ze świadomością oszustwa na tak wielka skalę”.

Crowhurst postanowił jednak spróbować. Musiał postępować ostrożnie. Zdawał sobie sprawę, że nie może przypłynąć na metę na pierwszym miejscu, bo byłoby to zbyt grubymi nićmi szyte. Bał się, że wtedy zostanie dokładnie sprawdzony i oszustwo może wyjść na jaw. Najlepiej gdyby wrócił do Anglii w środku stawki, bez wielkiego sukcesu, ale i bez wielkiego wstydu. Los jednak zrządził inaczej.

Wszystko skończone

Końcówka Golden Globe miała nieoczekiwany przebieg. Najpierw z regat wycofał się Moitessier. W pewnym momencie, będąc już na Atlantyku, zawrócił na południe w kierunku Australii podejmując decyzję o niewracaniu do Europy.

Samotna podróż dookoła świata zmieniła Francuza. Jak sam twierdził, nadała nowy sens jego życiu. W tym nowym życiu nie było miejsca na blichtr i sławę. W Moitessierze było coś z mistyka i ascety. Chcę kontynuować podróż, wciąż bez zawijania do portu, w kierunku Australii i Oceanii – tam, gdzie jest o wiele więcej słońca i spokoju niż w Europie. Proszę, byście nie myśleli, że próbuję pobić rekord. Na morzu „rekord” to idiotyczne słowo. Ruszam dalej bez zachodzenia do portu w stronę Wysp Pacyfiku, ponieważ szczęśliwy jestem na morzu, a może i dlatego, by uratować moją duszę.” - napisał w liście do „Sunday Timesa”.


Tuż przed metą z wyścigu odpadł także Tetley. Sztorm zatopił jego jacht. W regatach pozostali więc już tylko Robin Knox-Johnston i Donald Crowhurst. Ten pierwszy dotarł do Falmouth 22 kwietnia o godz. 15.25. Na lądzie przywitały go wiwatujące tłumy. „Wkrótce potem, gdy znalazł się już na spokojniejszych wodach przybrzeżnych, do Suhaili dołączyła motorówka Królewskiego Urzędu Cła i Akcyzy. Urzędnicy weszli na pokład zniszczonego kecza, by dopełnić formalności.

Skąd płynie łódź? – zapytał starszy rangą celnik, nie potrafiąc zachować powagi.

Z Falmouth – odparł Robin Knox-Johnston.” Tak scenę powitania opisuje Nichols.

Teraz wszyscy czekali już tylko na Crowhursta. Mimowolnie, i na nieszczęście dla siebie, stał się wielką sensacją. Anglicy szykowali kolejną fetę na jego przyjęcie. Tymczasem żeglarz, samotny na swojej łódce, świadom oszustwa, zaczął pogrążać się w szaleństwie. Świadczą o tym olbrzymie ilości zapisków odnalezionych po jego śmierci. Bełkotliwe, pełne niejasnych mistyczno-matematycznych wynurzeń, z których wynika, że czuł się jakby odkrył jakąś prawdę, która ma ocalić świat. Jak potem obliczono, musiał je pisać bez przerwy przez 150 godzin! Wszystko skończone. TO ŁASKA” - to byłe jedno z ostatnich zapisanych przez niego zdań. Co było potem? Nie wiadomo. Jak wspomnieliśmy wyżej, dwa tygodnie potem, jego jacht został odnaleziony, pusty, na środku oceanu.

Regaty Golden Globe miały jednego wielkiego zwycięzcę. Był nim Robin Knox-Johnston, wkrótce obdarzony tytułem szlacheckim jako pierwszy człowiek, który opłynął świat samotnie pod żaglami bez zawijania do portów. Dzisiaj jest szefem firmy, która organizuje etapowe regaty samotników dookoła świata Velux 5 Oceans.

Losy innych uczestników Golden Globe potoczyły się różnie. Jak napisaliśmy wyżej, główny rywal Knoxa-Johnstona, Tetley, tak jak Crowhurst popełnił samobójstwo kilka lat po zakończeniu regat. Moitessier dopłynął do Pacyfiku, a potem kontynuował swój żywot żeglarskiego wagabundy. Zmarł na raka w 1994 roku. John Ridgway dwukrotnie opłynął świat jachtem. Blyth zrobił to non stop i na dodatek w odwrotnym kierunku. King zaś pokonał Horn. Carozzo i Fougeron zniknęli z życia publicznego.

Golden Globe otworzyły erę samotnych regat dookoła świata. Wydawać się może, że w dzisiejszych czasach rejs dookoła świata jest dużo łatwiejszy. Otóż nie. Nadal jesteśmy sami z dala od lądu i pomocy. Przez ostatnie cztery dekady zmieniło się wiele na Ziemi, natomiast wiem, że Ocean Południowy się nie zmienił od tysięcy lat. Był, jest i będzie ogromy, niebezpieczny dla człowieka, który jest intruzem w świecie wody.” - napisał w przedmowie do książki Nicholsa Zbigniew „Gutek” Gutkowski, pierwszy Polak, który (pod patronatem Naszego MORZA”) bierze udział w wokółziemskich regatach samotników Velux 5 Oceans (patrz str. 5).

Tomasz Falba

Fot. materiały prasowe www.360stopni.org

 

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9877 4.0683
EUR 4.2675 4.3537
CHF 4.3848 4.4734
GBP 4.9599 5.0601

Newsletter