Inne

- Pracowałem dla kraju, dla szkolenia studentów, dla transportu. Innej Polski wtedy nie było. To nie były łatwe czasy. Starałem się zachowywać tak, abym nie musiał się potem tego wstydzić. I nie wstydzę się - przekonuje kapitan żeglugi wielkiej prof. Daniel Duda.

 

- Panie profesorze. O pańską wiedzę i doświadczenie w sprawach gospodarki morskiej Akademie Morskie w Polsce powinny się bić. Tymczasem pracuje pan nie w Akademii Morskiej, tylko w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Dlaczego?

- Jeśli chcecie panowie zasugerować jakiś konflikt pomiędzy mną, a Akademią Morską w Gdyni, to takiego konfliktu nie ma. Nieraz, także obecny rektor, namawiał mnie na przejście do nich, ale z przykrością musiałem odmawiać. W pewnym momencie swojego życia związałem się z Akademią Marynarki Wojennej w Gdyni i tak już zostało. Nie chcę tego zmieniać. Nie byłoby to zresztą takie proste. Mam tam zobowiązania, choćby wobec swoich dyplomantów. Zaufali mi i nie chciałbym tego zaufania zawieść. Poza tym, co warto podkreślić, nie jest tak, że na Akademii Marynarki Wojennej uczę tylko studentów wojskowych. Uczelnia ta obecnie kształci w większość cywilów. Ma kilka tysięcy studentów i bardzo dynamicznie się rozwija. Nie mam więc poczucia jakiejś straty, pracując na Akademii Marynarki Wojennej. Zwłaszcza, że utrzymuję także stały kontakt z Akademią Morską, choćby pisząc recenzje prac naukowych.

- Od lat przekazuje pan swoje pamiątki związane z morzem do Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni, podarował im pan m.in. pełną dokumentację techniczną statku m/s Bochnia z lat 1976 –1995. Dlaczego akurat tam, a nie np. do Centralnego Muzeum Morskiego? Nie ma pan zaufania do tej placówki?

- Nie, to nie tak. Do CMM przekazałem jeszcze więcej eksponatów niż do muzeum w Bochni. Swój „wkład” w zasoby CMM oceniam na jakieś 2,8 tysiąca pozycji. Jestem mocno związany z tą placówką, trzy kadencje jestem członkiem jej Rady Programowej, kustoszem numer jeden żaglowca Dar Pomorza. Bardzo wysoko oceniam działalność CMM i nie mam zupełnie powodów, aby nie mieć do niego zaufania. Przecież to właśnie na wniosek CMM dostałem odznaczenie Gloria Artis. Bochnię kocham, bo to miasto, z którego pochodzę i naturalne jest, że czasami coś im tam podrzucam. Ale wspieram nie tylko muzeum w Bochni. Do Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie też przekazałem pamiątki marynistyczne. Dzięki mnie również Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, czy Muzeum Ziemi Puckiej wzbogaciło się o wiele cennych pamiątek.

- Jak już jesteśmy przy Bochni. Jak to się stało, że z dalekiego południa Polski trafił pan nad morze?

- Nie potrafię chyba wskazać takiego momentu w swoim życiu, od którego wiedziałem już, że zwiążę się z morzem. Po prostu od dzieciństwa miałem takie marzenie i starałem się je konsekwentnie realizować. Pierwszego marynarza w swoim życiu zobaczyłem w 1946 roku, w Bochni, stał na schodach pociągu, jeszcze z karabinem. Dla mnie, chłopaka z takiego miasteczka jak Bochnia, morze było czymś niezwykle egzotycznym i pociągającym. Chciałem się wyrwać w wielki świat. Bochnia wydawała mi się zbyt mała, zbyt szara. Co ciekawe, dzisiaj z wielką przyjemnością, kilka razy do roku, tam wracam i już tak o niej nie myślę.

- Państwową Szkołę Morską w Gdyni ukończył pan w 1955 roku. Studiował pan więc na niej w najcięższych stalinowskich czasach. Jak pan to wspomina?

- Mówicie panowie „najcięższe stalinowskie czasy”. Ale ja tego tak nie pamiętam. Byłem dumny, że mogę się uczyć w takim miejscu jak Państwowa Szkoła Morska w Gdyni. Nauka nie była łatwa. Panowała dyscyplina, trzeba była naprawdę przykładać się do lekcji. Zajmowało nas to całkowicie. W szkole nie czuło się atmosfery strachu czy terroru. Było to wielką zasługą pracującej tam kadry. To byli ludzie niezwykli i tak ich zapamiętałem.

- Po szkole pływał pan na statkach, aż do uzyskania w 1963 roku dyplomu kapitana żeglugi wielkiej. Kiedy pan odwiedzał obce porty, musiał pan jednak dostrzegać różnicę pomiędzy tym co było w Polsce, a tym co na świecie. Nie korciło pana, aby jak to zrobiło w tym czasie wielu innych, zejść ze statku i jak się wtedy mówiło - wybrać wolność?

- Oczywiście, że widziałem różnice. Choć początkowo to porównanie nie wypadało dla Polski źle. Po szkole pływałem głównie na Daleki Wschód, do Indii i Chin, i bieda jaką tam widziałem była większa niż u nas. Nawet gdybym chciał uciec ze statku to chyba nie w takich miejscach? Co nie znaczy, że gdzie indziej nie było okazji, aby to zrobić. Ale nie zrobiłem i nie żałuję. Oczywiście nie potępiam tych, którzy zeszli. To był ich wybór, nic mi do tego. Ja nie umiałbym żyć nigdzie poza Polską.

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0044 4.0852
EUR 4.285 4.3716
CHF 4.3754 4.4638
GBP 4.995 5.096

Newsletter