Inne

- Miałem 21 lat, gdy przepłynąłem tratwą przez Bałtyk. To była wielka wyprawa, nie wymiarem drogi, tylko przebiciem się. Ale żeglarstwu nie poświęcam więcej niż 25 procent swego czasu - mówi Andrzej Urbańczyk.

- Panie Andrzeju, czy czuje się pan w Polsce niedoceniany?

- Każdy człowiek czuje się niedoceniony. Jeśli dostanie nagrodę wojewódzką – chce krajowej, dostanie krajową – chce Nagrody Nobla, ma Nobla – chce drugiego.

- Pytamy o to, bo na swojej stronie internetowej pisze pan o festiwalu nienawiści, jaki urządzono wobec pana. Jak pan myśli: komu i dlaczego się pan nie podoba?

- Oddzielmy niedocenienie od nienawiści. Jeżeli ktoś nam nie klaszcze, to nas nie docenia. Jeżeli ktoś gwiżdże i rzuca kamieniem, to już jest nienawiść. Trzy lata temu była pięćdziesiąta rocznica mojej twórczości jako autora książek (napisałem ich ponad pięćdziesiąt), celebracja owej pięćdziesiątej książki i przy okazji siedemdziesięciolecie moich urodzin. Dostałem z Polski kilka listów, treść ich była mnie więcej taka: panie, jak się u pana załapać do roboty w USA. To tyle, jeżeli chodzi o temat docenienia mnie przez rodaków.

- Na wspomnianej stronie internetowej wymienia pan osoby, instytucje…

- Przykład: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich odmówiło zrobienia choćby jakiegoś małego jubileuszu.

- Pan im to proponował, czy oni sami powinni, według pana, o tym pamiętać?

- Oni powinni to zorganizować, a ja im o tym przypomniałem. Ale nie chciałbym żebyśmy tu przeprowadzali śledztwo, bo po co zaczynać od żalów? Ja nie mam żalu.

- Z wpisu na stronie wynika co innego, bo wspomina pan o tym bardzo dobitnie. Dlaczego w kraju, który nie ma aż tak wielu sukcesów morskich nie docenia się, a wręcz sekuje, takiego wybitnego żeglarza jak pan?

- Jestem typem wojownika, więc mnie to jakoś specjalnie nie boli. Jestem poza Polską i to co się tutaj dzieje, to jest kwestia poczucia sprawiedliwości, a nie jakiejś straty. Kiedyś Polski Związek Żeglarski debatował nad tym, że trzeba temu Urbańczykowi dać jakąś nagrodę. Wszyscy już komandorię dostali, więc w końcu PZŻ przesyła mi zaproszenie na wręczenie wysokiego odznaczenia państwowego. Mam pisemną obietnicę PZŻ otrzymania dwóch złotych medali za wybitne dokonania sportowe. Jadę na tę imprezę do Warszawy, akurat byłem w Europie, tam na miejscu celebra, minister, ustawiają nas. I widzę, że stoję w tej kolejce ostatni. Jakiś pan za 25 lat działalności w biurze związkowym: komandoria, inny, który organizował regaty: krzyż… A ja w tym szeregu stoję ostatni… I zrobiło mi się bardzo głupio. Już raz odmówiłem przyjęcia „wysokich odznaczeń”, kiedy opłynąłem świat proponowano mi nagrodę za „najlepszy rejs okręgu gdańskiego”. Rektor Politechniki, zresztą mój szkolny kolega, wybiegł z taką glorią. Ja na to: „Przepraszam, mój rejs nie był najlepszy w okręgu. Był najlepszy na świecie”. Bo tak się akurat złożyło, że w tym roku tylko jeden jacht samotnie opłynął świat i to był mój jacht. A oni mi dają jakieś okręgowe odznaczenie, co było nietaktem. Rektor się zaczerwienił i poszedł. Stowarzyszenie Marynistów, w którym przez lata działałem, chciało mnie nagrodzić pamiątkowym medalem bitwy pod Oliwą. Ponieważ trochę mnie ich przedstawiciel rozbawił, powiedziałem: „Odmawiam przyjęcia tego medalu. Nie brałem udziału w bitwie pod Oliwą”. Nie zrozumiał ironii i zaczął mi udzielać informacji, co to była bitwa pod Oliwą. To mnie zdenerwowało i powiedziałem: „Niech pan weźmie sobie ten medal bitwy pod Oliwą i wsadzi gdzieś sobie z oliwą lub bez!”.

- A może jest tak, że ponieważ ma pan tak wiele osiągnięć, łącznie z rekordem w księdze Guinessa, to po prostu irytuje ludzi i mówią: - O znowu pojawił się Urbańczyk, ten megaloman.

- Megalomania to jest to, co zarzucamy ludziom, którzy osiągnęli więcej niż my. A przecież tylko jeden wyczyn polskich żagli, jest wyczynem na skalę światową: mój rejs przez północny Pacyfik na tratwie. Bo tego oceanu nikt nie przepłynął na tratwie. To jest jedyny taki wyczyn i ja nie muszę tego ciągle powtarzać, bo u mnie leży księga Guinessa i tylko ja tam z polskich żeglarzy jestem.

- Jako doktor historii, a więc też znawca historii polskiego żeglarstwa, nie powinien mieć pan problemu z ocenieniem własnego w nim miejsca.

- Ja się plasuję poza konkursem, bo żeglarstwo jest tylko częścią mojej działalności. Jeżeli zabierzemy Heniowi Jaskule – znakomitemu zresztą żeglarzowi, mojemu przyjacielowi – jego jeden rejs dookoła świata non stop, to Jaskuły nie ma. Jeśli zabierzemy Krystynie Liskiewicz – mojej koleżance, znakomitemu żeglarzowi, którą bardzo szanuję – jej rejs dookoła świata, to Krystyny Liskiewicz już nie ma. Jeżeli ktoś wycina w PZŻ Urbańczyka-żeglarza, to zostaje jeszcze Urbańczyk-pisarz: pięćdziesiąt książek, zostaje Urbańczyk-muzyk, kompozytor piosenek, zostaje inżynier Urbańczyk, który budował w życiu różne rzeczy do, w wieku 70 lat, ogromnego domu na Hawajach. Wstaję o godzinie czwartej rano i pracuję 12 godzin dziennie. Ja jestem również żeglarzem. Ale, dodam nieskromnie, najczęściej nagradzanym żeglarzem w rankingu „Rejs roku”.

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9983 4.0791
EUR 4.2806 4.367
CHF 4.3691 4.4573
GBP 5.0068 5.108

Newsletter