Inne

Współrzędne tego wypadku zapamięta do końca życia, bo jego życie zależało właśnie od zapamiętania tych kilku cyfr. Tak szczeciński żeglarz Radosław Kowalczyk opisuje dramatyczne chwile wypadku na trasie regat samotników Mini Transat, po którym musiał wycofać się z wyścigu.

To była wtorkowa noc na Atlantyku. Trzecia doba regat. Wiał silny wiatr. Nagle mierzący 6,5 metra jacht zderzył się z dryfującą przeszkodą i zaczął nabierać wody. W liście przesłanym do mediów żeglarz pisze, że mogła to być skrzynka albo beczka. Jedno jest pewne, uderzenie było tak silne, że przechyliło jacht jak łupinę orzecha i na pokład wdarła się lodowata woda.

Pod wodą w ciągu kilku sekund znalazły się kanistry, worki z zapasowymi żaglami i - co najgorsze - baterie. Nim padło zasilanie Kowalczyk zdążył zrobić dwie rzeczy - zapamiętać wyświetlone na ekranie GPS położenie i nadać sygnał "Mayday" ze swoją pozycją.

Dzięki temu tonącą jednostkę namierzył inny jacht i historia zakończyła się szczęśliwie - ewakuacją szczecinianina.

Żeglarz jest już bezpieczny, na pokładzie statku handlowego wraca do portu w Las Palmas. Powinien dopłynąć tam w środę do północy.

Regaty samotników Mini Transat odbywają się od 1977 roku. Trasę przez Atlantyk żeglarze pokonują samotnie na 6,5 metrowych łodziach. W tym roku trasa regat wiedzie z Francji przez Wyspy Kanaryjskie na Gwadelupę. 

 

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0044 4.0852
EUR 4.285 4.3716
CHF 4.3754 4.4638
GBP 4.995 5.096

Newsletter