Inne

- Domyślam się, że to przejście Europy do specjalizacji wykazał Pan na przykładach?

- Tak. Dobrym przykładem jest Polska, w której wartość produkcji sprzedanej mierzona stosunkiem 1 EUR do 1 CGT (tony skompensowanej brutto, przyjętej przez OECD miary pracochłonności) zmieniła się z poziomu ok. 1,5 tys. w latach 90., gdy w Europie wynosiła 2,4 tys. do 4 tys. obecnie, czyli osiągnęła 100 proc. poziom dzisiejszej średniej europejskiej.

Drugim przykładem jest koszt 1 kg wyrobu. Porównałem "malucha" (fiata 126p), kiedy to w latach 1995 - 96 było to około 4,60 EUR za 1 kg, a nasze flagowe stoczniowe produkty, czyli kontenerowce miały 3,35 EUR za 1 kg, czyli 20% poniżej ceny samochodu! Dzisiaj nasze wyroby są na poziomie od kilkunastu do dwudziestu paru EUR za kg, w zależności od typu statku, czyli są na poziomie mercedesa.  Dla porównania - ford mondeo w 90. latach kosztował 10,50 EUR za 1 kg, dziś kosztuje ok. 13 EUR za 1 kg. My pominęliśmy forda i przeskoczyliśmy na pułap mercedesa. To pokazuje siłę polskiego przemysłu okrętowego i polskiej myśli technicznej w całym łańcuchu produkcyjnym, począwszy od pomysłu (projektu), przez prefabrykację, montaż, dostawy, aż po uruchomienie, testy i oddanie gotowego wyrobu. Wskazuje jak ogromny wysiłek innowacyjny został wykonany, wysiłek, którego w ogóle się nie dostrzega...

- OECD to także Chiny. Czy na panelu byli chińscy obserwatorzy? Co oni na to?

- Na ten temat się nie odzywali (śmiech). Mówili oczywiście, że oni także chcą wejść na podobny poziom specjalizacji produktowej, ale to wszystko mówili w czasie przyszłym, stwierdzili nawet, że jeszcze długa droga przed nimi...

- Skoro o tym, w kwestii pozycji Chin słyszy się ostatnio dwie opinie. Jedna mówi o przywództwie kosztowym, produkcji prostych statków towarowych - masowców, druga zaś, podkreślając ten aspekt produkcji, mówi jednak o pewnym transferze wiedzy i kopiowaniu pomysłów, spowodowanych brakiem skutecznej ochrony europejskiej własności intelektualnej, co w połączeniu z efektem szybkiego uczenia się, sprawia, że możemy już mówić o chińskiej konkurencji także w produkcji tonażu specjalistycznego. Mamy się czego obawiać?

- Słowo "konkurencja" jest grubo przesadzone. Chiny zaczynają dopiero raczkować w takiej produkcji z różnymi efektami. Jeśli już zdobywają kontrakt na budowę wycieczkowca, to przeważnie mają kłopoty z jego realizacją i nie mogą zdobyć następnych zamówień. Oczywiście, próbują szukać nowych nisz produktowych, tym bardziej, że mają problemy z ogromną nadwyżką stoczniowych mocy produkcyjnych oraz wynagrodzeniami pracowników, które u nich także rosną i rola lidera kosztowego zaczyna się chwiać. Z biegiem czasu ta konkurencja będzie przybierać na sile, ale pamiętajmy, że Europa poprzez innowacje kupuje sobie czas, bo także się rozwija w kierunku zupełnie nowych rynków. Jakich? Można wymienić co najmniej dwa. Arktyka - i to zarówno w zakresie nowych tras żeglugowych jak i obszarów wierceń i wydobycia nośników energii, oraz nowy offshore, czyli wydobycie minerałów z dna morskiego - rynek, którego wielkość firma BALANCE szacuje na kilkadziesiąt miliardów EUR rocznie! Firmy europejskie już zaczynają nad tym pracować i prędzej, czy później my jako kraj także pójdziemy w tym kierunku, a nawet już zaczęliśmy, bo np. w stoczni Remontowa Shipbuilding realizowana jest budowa pierwszego statku AHTS dla Arktyki.

- Chińskie stocznie też "robią w offshorze",  budując jednostki PSV i AHTS...

- ...tak, ale głównie na tamtejszy rynek. W Azji też działa sektor oil & gas i odbiorcami tych, znacznie  prostszych zresztą niż w Europie, statków jest Daleki Wschód. Chińscy producenci w takiej produkcji, na razie nie są naszą konkurencją, bo w Europie buduje się dla offshoru statki podobnych typów, ale znacznie bardziej złożone technicznie, lepiej wyposażone, słowem nie tanie...

- Problemem Europy jest finansowanie produkcji okrętowej. Powiedział mi o tym Wolfgang Hehn, z działu polityki ds. obronności, aeronautyki i przemysłów morskich w Komisji Europejskiej, podczas niedawnego Forum Gospodarczego w Gdyni, na którym zresztą mówił o nowej polityce reindustrializacji Europy i jej celach do roku 2020. Na forum OECD trwają negocjacje z rządem chińskim na temat przyjęcia reguł fair play w dostępie do pieniędzy - konkretnie - przyznawaniu kredytów eksportowych...

- To prawda, ale ten nieograniczony dostęp do finansów dla armatorów i stoczni chińskich odbija się teraz czkawką! Jeśli spojrzymy na okres kontraktacji jeszcze w końcówce boomu, czyli roku 2008, to zobaczymy, że Chiny zakontraktowały znacznie więcej niż w owym czasie miały zdolności przerobowych. Oczywiście te "moce" są pojęcie umownym, bo można je zawsze powiększyć, ale jeżeli podpisuje się kontrakty na 2,5 razy więcej statków, niż w danym momencie można zbudować, to tak szybko nowe stocznie nie powstają - nawet w Chinach. I w tej chwili jest problem, że sporo z tych kontraktów nie zostało zrealizowanych i wobec tego armatorzy zagraniczni, których to dotyczy, żądają zwrotu wystawionych gwarancji. Bank Chiński ma duży problem. O ile te sprawy w tamtejszych sądach zostały wygrane przez Chińczyków, to zostały skierowane do arbitrażu międzynarodowego, m. in. w Londynie i tu wszystkie wyroki są na korzyść armatorów. Jest to problem zwrotu kilkudziesięciu, a nawet mówi się o stu kilkudziesięciu miliardach w postaci gwarancji. To jest problem polityczny. Chińczycy zeznając w tych sprawach w Londynie mówili, że w ich kraju grożą wyroki... śmierci, próbując wymusić na sędziach w Londynie zmianę niekorzystnych orzeczeń. To ich dotknie. Do tego dochodzi ogromna nadwyżka mocy i masowe zamykanie stoczni - w ciągu ostatnich 2 lat, 1,5 tysiąca stoczni przestało działać.

Dziś słyszymy, że Korea występuje na forum OECD przeciwko Chinom o nieuprawnioną pomoc publiczną, gdy jeszcze nie tak dawno to Europa z tego samego powodu występowała przeciwko Korei. Myślę, że Chińczycy stojąc w obliczu tego zagrożenia zaczynają się uczyć - niegdyś na błędach Europy, a teraz na własnych.

- Czy wobec tego można powiedzieć, że mimo iż w stoczniach Europy wytwarzamy wartościowo zaledwie 10% światowej produkcji okrętowej, to jednak jesteśmy górą? Robimy przecież mercedesy...

- Nie mówimy tylko o stoczniach. Europa jest bardzo silna. 44 proc. światowej floty jest w posiadaniu armatorów europejskich. Około 48 (!) proc. wyposażenia okrętowego na wszystkie statki na świecie "fizycznie" wychodzi z Europy. De facto, ten udział jest znacznie większy, bo jeżeli firma jest europejska, ale produkuje w Chinach, to w statystykach jest to zaliczane do eksportu chińskiego. Jednak jest to nasza myśl, sprzedawana w postaci wyrobu w Chinach, czy w Korei, i to wciąż jest nasza przewaga.

- A ile konkretnie tej "myśli" i wyrobu sprzedajemy?

- Wielkość rynku morskiego Europy, na który składają się stocznie, wytwórcy wyposażenia i dostawcy usług dla tego sektora szacowana jest na ponad 93 mld EUR rocznie. Podczas panelu OECD w Paryżu mówiono, że branża morska w Europie, rozumiana jako cały przemysł okrętowy, porty i armatorzy  jest najsilniejsza i ma większą łączną sprzedaż od wszystkich innych - motoryzacyjnej, lotniczej, farmaceutycznej i pozostałych. Drugiej takiej w Europie nie ma.

- To dlaczego ten fakt z takim trudem przebija się do mediów i opinii społecznej? Nie jest wystarczająco nagłaśniany?

- Być może siłę tego przekazu osłabia rozbieżność interesów, zwłaszcza krótkookresowych, europejskich uczestników tego rynku. Armatorzy mają nieco inne interesy, niż stocznie europejskie, podobnie niektórzy producenci wyposażenia, zwłaszcza działający na rynku globalnym. 

- Skoro jednak wszyscy oni wspólnie przyczyniają się do tego, że z naszego kontynentu wychodzą wyroby klasy mercedesa, to czy jednak oni sami nie powinni się lepiej dogadywać i ze sobą współpracować? Bo może w dłuższej perspektywie to się bardziej opłaci?

- Z pewnością i tak się ostatnio dzieje. Dobrym na to przykładem jest powstanie Sea Europe, w którym europejskie stocznie i dostawcy wyposażenia próbują szukać długofalowych wspólnych korzyści, mimo, iż czasami bywają one rozbieżne, bo np. dla globalnych dostawców wyposażenia stocznie azjatyckie mogą być dobrym rynkiem zbytu na jednostkowe deale. Ale jednocześnie trzeba pilnować własności intelektualnej związanej z danym wyrobem, żeby nie wyciekła ona z firmy, bo to narusza jej interes. Takiego wspólnego spojrzenia brakuje mi natomiast czasami w odniesieniu do stoczni i armatorów. Tu krótkotrwały interes zdarza się, że bierze górę, niestety... Jednak w  długofalowym interesie leży współpraca  europejskich partnerów.

- Chodzi o utrzymanie przewagi konkurencyjnej Europy w produkcji statków?

- A co to jest statek? My nie produkujemy już statków… Odpowiem anegdotą. Zapytano kiedyś przedstawiciela firmy Rolex, jaki ma udział w rynku zegarków na świecie. Odpowiedział:  A co to jest zegarek? My nie sprzedajemy zegarków, my sprzedajemy rolexy! Europa nie sprzedaje już statków. Sprzedaje wysoko przetworzone jednostki i obiekty pływające, będące produktami wysokiej technologii, nierzadko porównywalnej z produkcją promów kosmicznych. W ujęciu kosztowym - wytwarzamy wyroby na poziomie monitorów LCD – nawet dwadzieścia parę EUR za kilogram. Nie jesteśmy liderem kosztowym. I na pewno już nie będziemy.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Grzegorz Landowski

Zdjęcia: archiwum J. Czuczmana. Wybrane ilustracje pochodzą z prezentacji  "Views on business structure: the example of shipbuilding/repair activities" -  Jerzy Czuczman, Sławomir Skrzypiński.

+9 stocznie
rodzi się pytanie kto odpowiada za to , że zmiany w wielu firmach okretowych w Polsce nie udały się? W ostatnich latach pojawiły się dziwne agendy rządowe ARP i jakieś fundusze inwestycyjne np. MARS , które podobno chciały uzdrowić polski przemysł okrętowy. Szczególnie wiele złego zrobił fundusz MARS kierowany przez pana Piotra Słupskiego.
Crist świetna kiedyś prywatna firma dzisiaj państwowa spółka akcyjna finansowana przez ARP i MARS - kupno doku suchego i in. dzisiaj ma poważne kłopoty finansowe i wygląda na to, że jej los jest przesądzony. W szczecinie doprowadzono do fuzji stoczni Gryfia i MSR ze Świnoujścia mają też kłopoty, w Gdyni dobrą stocznię remontową NAUTA zatrzymano na drodze prywatyzacji dokonali tego ludzie z nadania MARS, dzisiaj stocznia ma kłopoty ze soim zadłużeniem z tytułu pożyczek i kredytów , wyniki finansowe za 11 miesięcy 2014 roku są złe. Warto tu wspomnieć o idiotycznej polityce
jaką prowadzi MARS polegającej na niszczeniu firm stoczniowych tu sztandarowym przykładem jest spółka Konrem Nauta w przeszłości jedna z najlepszych firm wykonujacych prace stalowe - w ciągu 11 miesiecy ludzie z nadania MARS pp Fiedorowicz, Gęsicki i Sobociński doprowadzili do celowej upadłości spółki. Spółka na koniec 2013 roku wykazała oficjalnie straty ponad 7 milionów złotych, ma ponad 14 milionów złotych nie zapłaconych faktur teraz trwa sporządzanie listy wierzycieli.Zlikwidowano ponad 300 miejsc pracy w stoczni. Specjaliści z nadania MARS budowali dwa lata kadłub sejnera bud. 690 zamiast 4 miesiace tu straty ok. 25 milionów złotych. W kwietniu 2014 miał być gotowy niewielki stateczek naukowo-badawczy dla Uniwersytetu Gdańskiego do dzisiaj nie ,ma statku. Tzw zakład nowych budów na terenach dawnego wydziału K-3 żyje bo jest dofinansowywany itd. itd. Jak widać ,że rację miał pan prof. Balcerowicz, który mówił o konieczności pełnej prywatyzacj klęska państwowego holdingu stoczniowego jaki tworzył MARS jest tego dowodem
15 grudzień 2014 : 05:37 saggitarius | Zgłoś
+6 Balcerowicz i racja????
To właśnie polityka Balcerowicza (rząd Buzka) doprowadziła do tego, że prywatne stocznie (np. w Stoczni Szczecińskiej, Skarb Państwa miał mniej niz 10% akcji) zmuszone były się zwrócic do państwa po pomoc w przetrwaniu ciężkiego okresu (nie po dotacje, ale po zwykłe gwarancje kredytowe), co politykom umożliwiło atak na prywatna własność jaka były w tamtym czasie stocznie w Gdyni i w Szczecinie. To właśnie dzieki "przygotowaniu pola" przez Balcerowicza, majątek wielkich polskich stoczni dostał się w łapy ARP i jej spółek córek (Mars, Silesia). Pan Czuczuman, pali głupa, mówiąc o "mariażu" przemysłu z polityka. Powinien raczej mówić o gwałcie polityków na przemyśle stoczniowym i udanej próbie wrogiego przejecia przez polityków prywatnego majatku na drodze "paranacjonalizacji"
15 grudzień 2014 : 10:56 grzegorzp | Zgłoś
+8 Czuczman ma rację
Trzeba się było trzymać z dala od polityków - nie być naiwnym i nie wierzyć w obietnice pomocy państwa (czytaj - urzędników) dla prywatnej firmy (Porta Holding). Taka pomoc nigdy nie jest bezinteresowna (zwłaszcza towarzysza Piechoty), przeciwnie - to jest "pomoc" najdroższa z możliwych i może doprowadzić nawet do utraty kontroli nad firmą.
15 grudzień 2014 : 14:06 Gryfiak | Zgłoś
+3 ale jak,
fakt, trzeba sie było trzymac z dala od polityków, jest tylko jeden problem - jak to zrobić. Nawet małe firemki (z biurem w teczce) nie bardzo maja szanse ucieczki przed politykami, bo to oni swoimi głupimi pomysłami wpływaja na życie firm. Czy Stocznia miała ogłosic eksterytorialność? wprowadzic własna walutę, itd. Jak będąc firmą znaczącą w Europie, uciec przed zainteresowaniem róznych politycznych kombinatorów.
16 grudzień 2014 : 13:52 grzegorzp | Zgłoś
+17 ARP i MARS największą zbrodnią na przemyśle stoczniowem....
Urzedników wpuszczono do zarzadzania stoczniami. W Szcezcinie rozwalono w biały dzień dwie stocznie remontowei które osobiście rozwałił p. Słubski. Z dwóch stoczni wartych przy przejęciu przez ARP 270 mln zł w/g aktualnych wycen i sprzedaży 300 mln rocznie doprowadzonom dzisiaj do ich prawie zerowej wartości , potężnego zadłużenia, ograniczenia zdolności produkcyjnych i rozwojowych i co ???? ....Dalej opowisadają te dyrgymały o restrukturyzacji stocznii o której nie mają zielonego pojęcia...Dodać do tego należy już władowane bezsebsownie setki milionów państwowych pieniądzy. Mam tylko nadzieje, że ktoś to draństwo niedługo dokładnie rozliczy ....
15 grudzień 2014 : 08:49 stoczniowiec | Zgłoś
+3 subsydia???
zastanawiam się o jakich to subsydiach gaworzy pan Czuczuman, z tego co sie orientuję, to w latach 90-tych stoczni w Gdyni i w Szczecinie raczej nie "subsydiowano", Jeśli juz były jakies subsydia, to były to subsydia dla niemieckich armatorów, przyznawane im przez rózne niemieckie instytucje. Rozumiem, że to było powodem, żeby niszczyć polskie stocznie, bo w ten sposób kwoty subsydiów pozostawały na rynku niemieckim, a nie "uciekały" do Polski
15 grudzień 2014 : 11:10 grzegorzp | Zgłoś
+6 No i co z tego?
Subsydiowano. Oficjalnie Unia pozwalała w tych latach na dopłaty 6% do kontraktu. Nieoficjalnie - ile kasy dostały stocznie w formie pomocy publicznej albo gwarancji - pozostanie słodką tajemnicą tych, którzy kierowali stoczniami i tych, którzy dawali. W stoczniach budowlanych kontraktowano radośnie bardzo długie serie statków nie ubezpieczając się od zmian kursów walut i nie przewidując zwyżki kosztów w kolejnych latach. Unia zezwalała na subsydia, dla ochrony swoich stoczni realizujących kontrakty, bo chińska i koreańska konkurencja była dotowana przez swoje rządy. Nic to nikomu nie dało.Dziś nie ma dużych stoczni budowlanych w Polsce i w Niemczech też już nie ma. Subsydia nikomu nie pomogły. Nie pomogły zakładom i nie uratowały miejsc pracy. Wniosek jest z tego jeden - polityków za bramę!!!!!!!!!!
15 grudzień 2014 : 13:39 stoczniowiec | Zgłoś
+2 subsydia?
ale ja piszę o czasach przedunijnych .... Subsydiowanie na warunkach unii to dopiero po 2004 r.
16 grudzień 2014 : 13:55 grzegorzp | Zgłoś
-3 Czyli proste
A może na lampy z nimi to i tak leka kara
15 grudzień 2014 : 16:04 ja | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9983 4.0791
EUR 4.2806 4.367
CHF 4.3691 4.4573
GBP 5.0068 5.108

Newsletter