Wymienionym przez niego „strusiom” odpowiada się od kilkudziesięciu lat tak samo. Argumentuje się, że okręty najlepiej reprezentują państwo poza jego granicami, że flota wojenna zabezpiecza linie komunikacyjne, że stanowi potencjał odstraszania, że dzięki niej wypełniamy zobowiązania sojusznicze, że bierze udział w zabezpieczeniu energetycznym kraju, że wysłanie okrętu w rejon konfliktu jest tańsze niż kontyngentu wojsk lądowych, ba, że od Marynarki Wojennej mogą nawet zależeć ceny nie tylko ropy, ale i wielu innych produktów sprowadzanych przez morze do Polski, np. z Chin.
Nie ma sensu wymieniać wszystkich powodów (niektórych tak oczywistych jak choćby, że MW zajmuje się ratowaniem życia na morzu, pracami hydrograficznymi czy saperskimi), dla których niezbędne jest posiadanie odpowiedniej floty wojennej. Marynarka Wojenna nie potrzebuje tego, bo nie jest kosztowną, niepotrzebną zabawką, dla której musimy to robić. W oficjalnym, państwowym dokumencie, jakim jest „Strategia obronności RP” możemy przeczytać: „Marynarka Wojenna przeznaczona jest do obrony interesów państwa na polskich obszarach morskich, morskiej obrony wybrzeża oraz udziału w lądowej obronie wybrzeża we współdziałaniu z innymi rodzajami sił zbrojnych w ramach strategicznej operacji obronnej. Zgodnie ze zobowiązaniami międzynarodowymi Marynarka Wojenna utrzymuje zdolności do realizacji zadań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa zarówno w obszarze Morza Bałtyckiego jak i poza nim. Podstawowym zadaniem Marynarki Wojennej jest obrona i utrzymanie morskich linii komunikacyjnych państwa podczas kryzysu i wojny oraz niedopuszczenie do blokady morskiej kraju. W czasie pokoju Marynarka Wojenna wspiera działania Straży Granicznej w obszarze morskich wód terytorialnych i wyłącznej strefy ekonomicznej. W ramach dostosowania sił morskich Rzeczypospolitej Polskiej do wymagań sojuszniczych, Marynarka Wojenna dysponować będzie jednostkami zapewniającymi aktywny udział w projekcji sił połączonych NATO i UE. Trzon struktury Marynarki Wojennej tworzą flotylle okrętów, Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej, a także brzegowe jednostki wsparcia i zabezpieczenia działań oraz ośrodki szkolne.”
Ten zapis powinien kończyć wszelkie spory. Marynarka Wojenna jest Polsce potrzebna. Możemy oczywiście pytać, jaki kształt powinna przybrać. Ile i jakiego rodzaju jednostek posiadać, czy na których akwenach operować. Nic więcej. Z tych kilku przytoczonych zdań wynika, że państwo nie robi łaski utrzymując własną flotę wojenną.
Rzeczywistość jest jednak inna. Politycy kolejnych rządów zachowują się, jakby tego nadal nie rozumieli. W efekcie Marynarka Wojenna jest obecnie najbardziej zaniedbanym rodzajem Sił Zbrojnych RP, postawionym niemal w stan likwidacji, żeby nie powiedzieć jeszcze mocniej. Winę za ten stan rzeczy ponoszą wszyscy odpowiedzialni za zarządzanie naszą armią od 1989 roku. Kolejni prezydenci, premierzy i ministrowie obrony narodowej. Najbardziej boli, że są wśród nich także ludzie znad morza, którym wydawałoby się, że spraw morskich tłumaczyć nie trzeba.
Policzone dni małej floty
Kontradm. w st. spocz. dr Zbigniew Badeński i wiceadm. w st. spocz. dr Henryk Sołkiewicz wyliczyli, że w minionej dekadzie polskie siły morskie zostały zmniejszone o ponad 100 okrętów (62 proc.), lotnictwo morskie zredukowano o połowę, a stan osobowy o 36 proc. Także udział budżetu Marynarki Wojennej w budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej, po 1999 roku, systematycznie maleje. W 2009 roku wynosił zaledwie 2, 9 proc., czyli było trzy razy mniejszy niż dziesięć lat temu, kiedy osiągał pułap 8 proc. Do rangi upokarzającego symbolu urósł fakt nierównego traktowania marynarzy służących poza granicami kraju. Dostają oni za to mniej pieniędzy niż ich koledzy z sił lądowych. Tak jakby ich wysiłek był mniej wart.
Pół biedy gdyby zmniejszając flotę, zastępowano wycofane jednostki nowymi. Nic z tego. Od 15 lat nie wprowadzono do służby ani jednego nowego okrętu. Zaś budowy korwety wielozadaniowej typu „Gawron” nie można ukończyć od dziesięciu lat. I nie wiadomo czy to się w ogóle uda. Zakup innych okrętów stoi pod znakiem zapytania. Szumne deklaracje kolejnych ministrów obrony narodowej niczego w sytuacji nie zmieniają, bo jak do tej pory, żadna z tych obietnic nie została spełniona.
Na papierze polska flota wojenna wygląda całkiem nieźle. W sumie to 40 okrętów, kilkanaście samolotów oraz 30 śmigłowców. „Dla porównania, potencjał okrętowych sił uderzeniowych niewielkiej Holandii oblicza się na dwukrotnie większy od polskiego, nie mówiąc już o potencjale niemieckiej marynarki, przewyższający polski o trzy i pół raza. Równie niekorzystnie potencjał naszych sił uderzeniowych wypada w porównaniu do stanu posiadania Floty Bałtyckiej Federacji Rosyjskiej” - zauważa kmdr Krzysztof Marciniak.
Gospodarka w rękach pazernego PSL-u, które nic poza rolą nie widzi...
"Miałeś chamie złoty róg....."
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.