Inne

- Zgadzam się całkowicie co do tego, że jestem dzieckiem szczęścia i wszystko, za co się z sercem zabieram, mi się udaje. Byłem z PZPR i się tego nie wstydzę, a wręcz się tym chlubię - powiedział nam Zygmunt Choreń.

- Poprzednie miesiące nie były szczęśliwe dla pańskich konstrukcji: najpierw złamane maszty Pogorii, potem również złamane maszty Chopina...

- W międzyczasie problem z masztami na Pałładze… Nie wiem czemu to przypisać. Statki, tak jak ludzie, starzeją się: najpierw jest młody, sprawny chłopak, później, po czterdziestu latach, zdrowie już mu tak nie dopisuje. Wystarczy, że w jednym miejscu wkradnie się korozja i idzie to lawinowo. Na przyszłość będę musiał te maszty tak konstruować, żeby awaria jednego nie pociągała za sobą zawalenia kolejnych.

- Ile w złamaniu na skutek korozji masztów Pogorii było błędu konstrukcyjnego, a ile wadliwego wykonania?

- Był pewien niuans wadliwie wykonany. To już wprawdzie etap wykonawstwa, ale konstruktor ma na całość swego dzieła wpływ i w pełni za nie odpowiada. Nie było to karygodne uchybienie wykonawcze, choć czas pokazał, że można to było zrealizować inaczej i wówczas ten maszt nie złamałby się po trzydziestu, a po pięćdziesięciu latach.

- Czy ta seria nieszczęśliwych wypadków ma wpływ na pańskich klientów, nie odstrasza ich?

- Tych klientów i tak już nie ma zbyt wielu, nie ma już tak wielkiego zapotrzebowania na żaglowce jak kiedyś, ale nie przypuszczam, by to mogło kogoś odstraszać.

- Niewielu ludzi na świecie może się pochwalić zaprojektowaniem i zbudowaniem aż siedemnastu dużych żaglowców. A pan może. Jakie to uczucie?

- Jest to powód do satysfakcji.

- Miał pan szczęście w życiu. Ale trzeba też powiedzieć, że gdyby nie PRL, być może nie udałoby się panu zbudowanie tylu żaglowców. Czuł się pan pieszczochem Polski Ludowej?

- Zgadzam się całkowicie co do tego, że jestem dzieckiem szczęścia i wszystko, za co się z sercem zabieram, mi się udaje. Co do pieszczocha – no byłem w jakimś sensie. Byłem z PZPR i się tego nie wstydzę, a wręcz się tym chlubię. I szczerze mówiąc, obserwując co się teraz dzieje, uważam że była to o wiele bardziej moralna partia niż wszystkie inne, które powstały po tak zwanej transformacji. Udało mi się, bo właśnie jestem dzieckiem szczęścia, być członkiem rejsu okołoziemskiego na Otago, z kapitanem Zdzisławem Pieńkawą. A po powrocie z tego rejsu akurat tak się zdarzyło, że Związek Radziecki zainteresował się budową statków żaglowych. Stocznia Gdańska nie chciała ich budować, ponieważ miała się całkiem dobrze budując dziesiątkami trawlery, statki towarowe, drewnowce. Statek żaglowy był czymś nowym i dyrekcja miała rozliczne obawy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, w stoczni było silne lobby żeglarskie, które powstało głównie dzięki społecznej żeglarskiej działalności Mieczysława Czarniawskiego, dyrektora stoczniowego biura konstrukcyjno-projektowego i twórcy Jacht Klubu Stoczni Gdańskiej. W Jacht Klubie było wielu żeglarzy stoczniowych, więc powstało lobby, które wspierało ideę budowy żaglowca. Ale, że jak wspomniałem, dyrekcja z różnych powodów bała się tego zadania, żaden z doświadczonych głównych konstruktorów stoczniowych nie chciał się go podjąć. Więc szukano kogoś nowego, choć szczerze mówiąc dyrekcja miała cichą nadzieję, że się to nie uda i będzie mogła powiedzieć: zrobiliśmy co było można, ale się nie udało. Ale siłą jest propaganda. Powstała idea Daru Młodzieży, Związek Młodzieży Socjalistycznej i publikatory rozhuśtały tę ideę. I chwała im za to.

- Ale zanim powstał Dar, była Pogoria, pierwszy pański żaglowiec. Zaprojektowany ewidentnie na polityczne zamówienie. Jego autorem była przecież telewizja pod rządami wszechwładnego wówczas Macieja Szczepańskiego zwanego „krwawym Maciusiem”. Jak to się stało, że to właśnie pan otrzymał to zadanie?

- Nic mi nie wiadomo o krwawych czynach Szczepańskiego. Dla mnie, kiedy obserwowałem zmiany programowe w TVP po tak zwanej transformacji ustrojowej, jego następcy byli obrzydliwi. A polityka nie miała z tym nic wspólnego. Pogoria powstała bowiem dzięki Krzysztofowi Baranowskiemu. Był człowiekiem, który kochał żeglować. Szczepański, z którym szczerze mówiąc miałem niewiele wspólnych kontaktów, popierał tę ideę, ale to było dzieło Baranowskiego. Przekonał go, że jest mu potrzebny żaglowiec. I chwała im obu za to.

- A jak pan się znalazł w tym projekcie?

- Bardzo prosto. Baranowski jechał do Finlandii zamawiać żaglowiec dla telewizji, spotkaliśmy się w kawiarni, mówię mu: Krzysztof, po co masz tam zamawiać, kiedy my tutaj własnymi siłami w Gdańsku zrobimy? Szybko udało się nam znaleźć wspólny język. Trzeba było jednak przekonać stocznię. Przekonaliśmy wspólnie, że trzeba zrobić próbę przed Darem Młodzieży, przetrzeć szlak, zbudować Pogorię. I to było łamanie ludzkich, a nie politycznych, barier. Było żeglarskie lobby, które cieszyło się, że będziemy mieli nasz, polski żaglowiec i dlatego się udało. A wracając do pieszczochów: żaglowce powstawały, politycy zobaczyli, że ludzie się tym interesują, że przynosi to nam sławę i może faktycznie uczynili nas wówczas owymi pieszczochami.

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0243 4.1057
EUR 4.2863 4.3729
CHF 4.4168 4.506
GBP 5.01 5.1112

Newsletter