Ponad 200 rybaków z Ustki, Darłowa, Łeby oraz rejonu Zatoki Puckiej i innych portów morskich pikietowało 27 bm. pod Kancelarią Premiera RP w Warszawie. Rybacy przyjechali do Warszawy, aby chronić Bałtyk, który ich zdaniem jest coraz bardziej niszczony przez wielkie kutry paszowe i polityków, którzy nie potrafią skutecznie zadbać o zasoby ryb.

Na rozmowy z protestującymi wyszedł szef Kancelarii Premiera RP Michał Dworczyk. Ponadto, delegacja protestujących udała się na rozmowy z ministrem Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej Markiem Gróbarczykiem w budynku Kancelarii Premiera. Strony uzgodniły przygotowanie programu ratunkowego dla polskiego rybołówstwa małoskalowego i zdynamizowanie prac administracji w innych aspektach, w tym w kierunku wzmocnionej ochrony strefy 12-milowej.

Czytaj także: Rybacy przybrzeżni u ministra Gróbarczyka

Planowane są dalsze negocjacje oraz spotkanie pod koniec marca.

Do protestu w Warszawie zmusiły rybaków: tragiczna sytuacja dorsza bałtyckiego, szczególnie w strefach przybrzeżnych – głównych łowiskach rybaków małoskalowych, a także wpływ wciąż rosnącej populacji fok szarych na zasoby ryb i tym samym rybołówstwo. Podstawowym postulatem rybaków była ochrona zasobów ryb i ekosystemów przybrzeżnych – siedlisk, bez których ryby, podstawa istnienia zawodu rybaka, nie mają szans na przeżycie.

Jako, że rybołówstwo jest zarządzane w dużej mierze przez Unię Europejską, protest miał także wymiar regionalny i unijny. Podstawowym problemem podnoszonym przez rybaków jest kształt nowego Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego na lata 2021-2027, a w nim – kwestia definicji rybołówstwa małoskalowego.

Z najnowszych informacji wynika, że w negocjacjach w Parlamencie Europejskim przewagę zaczynają zdobywać zwolennicy rozszerzenia tej definicji na kutry do długości 24 m, co w praktyce odbierze rybakom małoskalowym tak ważny, preferencyjny dostęp do środków unijnych. Rybacy oraz organizacje rybackie, w tym LIFE i wiele innych zdecydowanie opowiedziało się za pozostawieniem w mocy obecnej definicji rybołówstwa małoskalowego – długość łodzi poniżej 12 metrów i używanie wyłącznie pasywnych narzędzi połowowych.

- Połowy dorsza w strefie przybrzeżnej pogorszyły się w tym roku drastycznie – mówi Marcin Ruciński z LIFE, który w Warszawie obserwował protest rybaków.  

-  Wielu z rybaków nie złowiło jeszcze ani jednego dorsza lub pojedyncze sztuki, a mówimy tu o rybie tradycyjnie będącej podstawą ich egzystencji. Choć naukowcy również dostrzegają ten drastyczny problem o wielu aspektach, decydenci polityczni nie podjęli jeszcze realnych działań dających szansę na odwrócenie sytuacji, mimo propozycji ze strony m.in. LIFE - podkreśla Ruciński.

Jednym z podstawowych i wciąż nierozwiązanych problemów, na który wskazują rybacy, jest dostępność pożywienia dla dorsza, a więc ryb pelagicznych, czyli szprota i w mniejszym stopniu śledzia. Są one w polskich wodach (i w całym centralnym Bałtyku) intensywnie łowione przez duże jednostki pelagiczne, z przeznaczeniem głównie na mączkę rybną. Zamknięcie strefy 6-milowej dla tych połowów jest dla rybaków niewystarczające i chcą je rozszerzyć na całą strefę 12-milową.

Problemem dla rybaków, szczególnie małoskalowych, którzy przyjechali do Warszawy jest także szybko rosnąca populacja fok szarych w Bałtyku. Wiele z tych zwierząt wyspecjalizowało się w używaniu stawnych narzędzi połowowych jak przysłowiowego „szwedzkiego stołu”. Duże lokalne znaczenie, szczególnie dla protestujących z regionu Zatoki Puckiej, ma pogarszająca się sytuacja ekologiczna jej wód – spowodowana rosnącym w ostatnich latach poziomem zanieczyszczeń. Wiadomo, że rybacy mają rozmawiać o swoich problemach z ministrem gospodarki morskiej w marcu.

Hubert Bierndgarski