Jastarnicy na pomerankach zdobyli Sandomierz. Ale nie w komplecie, bo po drodze ekipa się rozdzieliła. Połowa łodzi zawróciła. Jedenaście dni trwała wyprawa jastarników z półwyspu do Sandomierza. I wreszcie dobiegła końca - prawie, bo przed ekipą Kaszubów jeszcze powrót nad morze.
- Ale "z góry" płynie się o wiele łatwiej - przyznaje Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni i jeden z uczestników wyprawy. Kaszubskie jednostki zacumowały w Sandomierzu przy bulwarze im. Józefa Piłsudskiego. - Swój jednodniowy tylko pobyt w nadwiślańskim grodzie wodniacy wspominali jako bardzo udany. Zauroczeni architekturą, zapowiedzieli swój powrót - podaje oficjalny serwis miasta.
Czytaj więcej: Na pomerankach chcą dotrzeć aż do Sandomierza
Jastarnicy, wraz z podarowaną flagą Sandomierza, odpłynęli w poniedziałek przed południem. Ale zanim ekipa wyprawy "Kaszebe w Krój" dotarła na metę, trzeba było pokonać ciężkie etapy. Żeglarze znad morza musieli nocować m.in. na jednej z wiślanych wysepek, których sporo utworzyło się na rzece.
Czytaj więcej: Pomeranki zdobywają Wisłę. Jastarnicy dotarli do Warszawy
Jastarnicy sporo problemów mieli też z manewrowaniem po rzece, bo sporo było płycizn. Ale Kaszubi nie byli pozbawieni pomocny. - Od kilku dni nieustannie stan rzeki monitorował i podawał nam Tomasz Budzisz - mówi Narkowicz. - To marynarz pochodzący z Jastarni, obecnie pływający po Wiśle.
W Dęblinie zostać musiały Merk i Stronia - pokonały blisko 600 km. Merk miał problemy z zanurzeniem w stosunkowo płytkich wodach Wisły, a Stornia z silnikiem. - Praktycznie szli na holu, co mocno spowalniało nasz cały rejs - tłumaczy Tyberiusz Narkowicz. - Ale sami (...) postanowili wrócić.
Czytaj więcej: Pomeranki już za Warszawą. Mielizny krzyżują plany
W dalszą drogę ruszyły więc tylko Waśleuper i Deneszka. Przed Solcem nad Wisłą nasze załogi spotkały dwie jednostki miejscowych wodniaków. - I resztę drogi do Sandomierza przepłynęliśmy razem - relacjonuje burmistrz Jastarni.
pen