Jastarnicy na pomerankach już za Warszawą. A na pokładzie kolejny pasażer - autostopowicz ze stolicy. - To był ciężki dzień - przyznają Kaszubi. Czwartek był wietrznym, ale i jednocześnie trudnym, pełnym wyzwań dniem. A ten zaczął się dość szybko, bo łodzie wyruszyły już o godz. 4:50.
Kaszubskie pomeranki - dzieło półwyspowego szkutnika Jacka Strucka - płynęły przez większość dnia na żaglach. - Pół dnia Waśleuper i Deneszka szły na pełnych żaglach, z postawionym fokiem i grotem - relacjonuje Tyberiusz Narkowicz. - Ale to był bardzo trudny odcinek, bo między Warszawą a Górą Kalwaria roiło się od licznych mielizn. Sam wodny szlak też był słabo oznakowany.
W efekcie Waśleuper cztery razy wylądował na piaszczystej łasze. Podobny los kilka razy spotkał także pozostałe łodzie pomerankowej wyprawy z Jastarni do Sandomierza - Merka, Stornię i Deneszkę. Gdy "kaszubska armada" minęła Górę warunki się poprawiły: wiatr osłabł, więc można było ściągnąć główne żagle, a łodzie szły na fokach z silnikowym wsparciem.
Czytaj więcej: Na pomerankach chcą dotrzeć aż do Sandomierza
Gdy wczoraj rozmawialiśmy z jastarnikami ok. godz. 20 łodzie było na ok. 445 kilometrze. Wprawdzie w planach było dotarcie do Kazimierza, ale to raczej jest niewykonalne - z uwagi na pogodę. Łodzie staną zapewne gdzieś na brzegu między Magnuszewem a Puławami. - I tam będziemy nocowali - mówi burmistrz Jastarni.
Jak odnotowali jastarnicy, na Wiśle panuje dość mały ruch. W ciągu dnia pomeranki spotkały parę kajaków i łodzi rybackich, a ok. godz. 20 Kaszubi mijali się z kabinowym jachtem, na którego pokładzie tkwiło sześć rowerów. Żeglarze szli z Krakowa. - A jednak można! - komentuje Narkowicz. - Widać wyraźnie, że trzeba mocno promować ten szlak, bo jest słabo wykorzystywany turystycznie.
Kaszubi o promocję dbają dobrze. Łodzie oflagowane są dość bogato. Na bokach wiszą flagi Jastarni, stowarzyszeń Pomarenk i Merk oraz Północnokaszubskiej Lokalnej Grupy Rybackiej. A na pokładach nie brakuje materiałów reklamowych, które trafiają do mieszkańców przywiślańskich miast.
Czytaj więcej: Pomeranki zdobywają Wisłę. Jastarnicy dotarli do Warszawy
A po drodze dołączają kolejni chętni. Pierwszy był Gdynianin, teraz na pokładzie zameldował się... autostopowicz z Warszawy. Najpierw mieszkaniec Wilanowa pojawił się razem z grupą osób, które witały Jastarnię w Porcie Czerniakowskim, a potem... - Wypływamy rano z Warszawy i nagle na brzegu widzimy człowieka, który stoi z plecakiem i łapie "okazję" - opowiada Tyberiusz Narkowicz. - To był Mariusz Długosz. Dziś już nasz kolejny załogant.
Przypomnijmy, że Kaszubi ze swoimi gośćmi płyną do Sandomierza. A gospodarze już wypatrują ekipy znad morza. - Dzwonił do nas burmistrz tego miasta i zapowiadał, że szykuje dla nas grilla - śmieje się Tyberiusz Narkowicz.
W Sandomierzu jastarnicy mają jeszcze jedną "tajną misję": muszą buchnąć, czyli ukraść, rower księdzu Mateuszowi - bohaterowi popularnego serialu telewizyjnego. - Załoga dowcipkuje sobie, że bez roweru do domu nie wracamy - śmieje się burmistrz Jastarni.
pen
Dacie radę.
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.