Z powodu awarii dwóch śmigłowców ratowniczych i długiego oczekiwania w szpitalu, 65-letni Michał Wesoły, szyper kutra UST-38 dopiero po 7 godzinach trafił do odpowiedniego oddziału szpitalnego w Wejherowie. Mężczyzna jest po ciężkim wylewie. Jego ciało jest sparaliżowane.
Rodzina chorego obwinia ratowników, którzy korzystając z niesprawnego sprzętu znacznie opóźnili akcję ratowniczą. Ratownicy przyznają, że do takiego zbiegu awarii jeszcze nigdy nie doszło.
Do wypadku doszło w sobotę, 16 lutego, na pełnym morzu, około 30 mil morskich w linii prostej od latarni morskiej w Czołpinie. Około godziny 20 rybacy z kutra UST-38, których szyper nagle zasłabł, wezwali na pomoc ratowników morskich. Podejrzewano zawał lub wylew. Śmigłowiec ratowniczy Marynarki Wojennej Anakonda, który został skierowany do akcji nad kutrem pojawił się o godzinie 21.09.
Niestety, po kilku minutach kapitan śmigłowca zadecydował o przerwaniu akcji, z powodu poważnego uszkodzenia maszyny. Okazało się bowiem, że nie działa instalacja przeciwoblodzeniowa i śmigłowiec w każdej chwili może spaść do morza. Po jego odwołaniu, wezwano natychmiast statek ratowniczy Huragan z Łeby. Jednocześnie pracownicy Morskiego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni wezwali na pomoc drugi śmigłowiec ratowniczy MI-14, który stacjonuje na lotnisku w Darłówku.
Ratownicy z Huragana przejmują chorego szypra o godzinie 22.37. Uznają, że stan chorego jest na tyle poważny, iż powinien zostać zabrany przez znajdujący się już w okolicy śmigłowiec z Darłowa. Ten jednak nie podejmuje chorego, bo jak się okazuje, uszkodzeniu uległa wyciągarka, którą mają być spuszczone nosze. Dlatego chory zostaje odwieziony drogą morską do Łeby, skąd karetka zabiera go do szpitala w Lęborku. Na miejsce docierają około północy.
- W Lęborku okazało się, że lekarze nie mają odpowiednich leków, które powinno się podać w momencie wylewu - mówi Waldemar Wesoły, syn szypra, rybak. - Dlatego po kilkudziesięciu minutach zapada decyzja, aby zawieźć mojego ojca do szpitala w Wejherowie. Trafia tam po drugiej w nocy, ale na miejscu lekarz mówi, że na leki rozkurczowe jest już za późno. Ojciec został w szpitalu, jego stan jest zły. Jest sparaliżowany i nie może mówić, ani się poruszać.
Waldemar Wesoły najwięcej pretensji ma do ratowników morskich, którzy przybyli na miejsce akcji nieprzygotowani. Chodzi o awarie śmigłowców. Jego zdaniem tak stare maszyny nie powinny być już dopuszczane do lotów ratowniczych.
- Moi koledzy z kutra UST-38 mówili mi, że ratownicy nie chcieli podjąć mojego ojca prosto z kutra, choć ta jednostka jest do tego przystosowana. Zabrakło czasu, który jest w takich sytuacjach bardzo ważny - dodaje Wesoły.
Bartosz Zajda, oficer prasowy Marynarki Wojennej w Gdyni, której załogi śmigłowców prowadzą akcje ratownicze na morzu przyznaje, że z taką sytuacją spotyka się pierwszy raz.
- Pracuję w biurze prasowym od piętnastu lat i nigdy nie zdarzyło się, że w czasie jednej akcji niesprawności uległy dwie maszyny - mówi Zajda. - Mówię tu o niesprawności, bo do awarii urządzeń w śmigłowcach doszło już w czasie akcji ratowniczej. W pierwszym przypadku, w śmigłowcu Anakonda posłuszeństwa odmówiła instalacja przeciwoblodzeniowa. Z relacji załogi wiem, że kilkakrotnie próbowano ją zrestartować i na nowo uruchomić. Przy pierwszym podejściu dowódca załogi poprosił o zmianę kursu kutra o 180 stopni tak, aby mógł bezpiecznie podejść i podjąć chorego. Później wykonał tak zwane drugie zajście i podczas tego manewru przestała działać instalacja przeciwoblodzeniowa. Piloci byli zdeterminowani i chcieli podjąć chorego. Niestety, nie udało się. Kapitan śmigłowca prawidłowo zdecydował o natychmiastowym powrocie na lotnisko. W innym przypadku mogłoby dojść do większej tragedii, kiedy śmigłowiec wpadłby do morza. Również w przypadku drugiej maszyny do awarii doszło już w trakcie akcji. Tutaj także ratownicy podjęli odpowiednie decyzje. Z powodu awarii wyciągarki, nie mieli możliwości zabrania chorego. Mogę tylko powiedzieć, że wszystkie maszyny są na bieżąco serwisowane, a ich stan techniczny monitorowany.
Bartosz Zajda przyznał nam w rozmowie telefonicznej, że śmigłowce ratownicze nie są najmłodsze. Są jednak sprawne i co roku biorą skutecznie udział w kilkudziesięciu akcjach ratowniczych na morzu.
- Czekamy na nowe maszyny - dodaje oficer prasowy. - Mają pojawić się po ogłoszeniu nowego przetargu na sprzęt wojskowy. Wtedy zakupione zostanie aż sześć nowych śmigłowców przystosowanych do ratownictwa morskiego.
Tekst i fot.: Hubert Bierndgarski
Powinno być tak, że statek ratowniczy wyrusza razem ze śmigłowcem!
To nie jest wina ani POLRATOKu, ani SAR. To Marynarka ma problem ze swoim sprzętem. Z drugiej strony dyspozytor MRCK wysyłając do akcji drugi śmigłowiec wysłać też statek.
ty jak i inni anonimowo na forach .
po pierwsze - nigdy biuro prasowe MW nie pomijało działań służb cywilnych. Zawsze w przypadku wspólnych działań koordynujemy udzielanie informacji z MRCK Gdynia;
po drugie - o tym kto informuje na temat danej akcji decyduje fakt, na kim spoczywa główny ciężar jej prowadzenia. Jeśli rozbitka podejmuje MW, to informuje Biuro Prasowe MW, jeśli służby cywilne, to informują służby cywilne, a jeśli jest akcja połączona i wysiłek obu służb rozkłada się pół na pół to informujemy wspólnie;
po trzecie - w przypadku tej ostatniej akcji, w wyniku niesprawności śmigłowców, akcję przeprowadził "Huragan", który podjął i przetransportował chorego, dlatego MW nie informowała o przebiegu akcji;
po czwarte i najważniejsze - czy w jakiejkolwiek informacji zabrakło mojego komentarza? czy komukolwiek odmówiłem informacji? przedstawiłem dziennikarzom dokładnie taką sytuację, jaka miała miejsce podczas akcji ratowniczej, co zresztą można przeczytać w tym artykule.
Dlatego proszę jedynie o powstrzymanie się od ironizowania na nasz temat i zapoznanie się z moimi argumentami, które przedstawiłem w tym komentarzu.
rzecznik prasowy MW - kmdr por. Bartosz Zajda
jeśli synek szypra taki mało zadowolony powinien kiedyś sam iść w morze by ratować czyjeś życie. najlepiej bez wynagrodzenia jak większość ratowników i na takim sprzęcie jak oni....
awarie się zdarzają (niestety) i szkoda ludzi na pokładzie tych statków ratowniczych którzy próbują ratować życie innych....
masakra...
niezadowolony syn szypra i te gamonie pod artykułem....
pokłon i wielkie dzięki panowie że próbujecie i się staracie nam pomagać w najgorszych monetach naszego życia. za to ze pojawiacie się tam z skąd inni uciekają.
Kropek masz racje co byś dalej nie pisał...
ja dziękuje im za to ze próbują i poświęcają swoje zdrowie i życie by pomagać tym co na morzu
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.