Z Rami Ungarem, armatorem, właścicielem Ray Car Carriers Ltd., głównym klientem Stoczni Gdynia w jej ostatnich latach, rozmawia Piotr B. Stareńczak
Skoro twierdzi pan, że polskie statki są lepszej jakości i zawierają „coś więcej” ponad standardy, to może właśnie to stanowiło problem? Może przez to stocznie nie mogły wyjść na swoje w ostrej, rynkowej, międzynarodowej konkurencji?
- Nie zgadzam się z takim podejściem. Może dawały więcej, ponad panujące na świecie standardy, ale jednocześnie dysponowały znacznie tańszą pracą. Polscy stoczniowcy zarabiali o wiele mniej. Managerowie i właściciel stoczni (państwo) nie potrafili wykorzystać tej przewagi dla obniżenia kosztów produkcji, ponieważ, co zyskali na niższych płacach - tracili na innych polach.
Znam Stocznię Gdynię SA bardzo dobrze. Przez trzy lata usiłowałem ją kupić. Skończyło się na tym, że na kilka lat stałem się jej mniejszościowym udziałowcem i jako taki, nie miałem wpływu na politykę firmy. Problemem Stoczni Gdynia SA i jak mi się wydaje innych dużych stoczni, było to, że należały do państwa. Top managerami byli tam ludzie z nadania rządowego czy partyjnego, często znajomi polityków z Warszawy, którzy nie znali przemysłu okrętowego i nie rozumieli jego specyfiki. Nie mieli też od rządu - właściciela - narzędzi do prawdziwej naprawy stoczni. Byli tylko „namiestnikami” wyznaczonymi do nadzorowania i doraźnego gaszenia kolejnych pożarów.
Po czasach Janusza Szlanty, który też nie znał branży okrętowej, ale przynajmniej był bardzo inteligentnym biznesmenem, w gdyńskiej stoczni praktycznie nie było prezesa, który znałby się na rzeczy. Okrętowcami nie byli ani Ziółkowski, ani Lewandowski, ani Smoliński… Niestety, okres transformacji okazał się zabójczy dla stoczni. Przemysł, który wyrósł w okresie gospodarki sterowanej centralnie nie doczekał się odpowiednich managerów na nowe czasy.
Przypomnijmy sobie Mojżesza, jak prowadził naród wybrany z niewoli egipskiej do ziemi obiecanej. Zajęło mu to 40 lat. A nawet w tamtych czasach można było odbyć tę drogę w osiem miesięcy. Dlaczego zdecydował się na błądzenie po pustyni przez 40 lat? Bo musiał przeczekać, aż zmieni się całe pokolenie. Ci, którzy urodzili się niewolnikami w Egipcie, nie mogli umieć wykorzystać wolności w ziemi obiecanej. Trzeba było poczekać na nowe pokolenie.
Polska wyszła z komunizmu, ale niestety, nadal nie może sobie poradzić z wyprowadzeniem komunizmu z umysłów i odruchów wielu ludzi, czego najlepszym przykładem jest podejście do zarządzania stoczniami przez kolejne polskie rządy. Ci, którzy urodzili się ponad 40-60 lat temu, umrą jako mentalni „komuniści”. Nie zmieni się ich. Trzeba czekać na zmianę pokolenia.
Cały wywiad – w sierpniowym „Naszym MORZU” – od 17 sierpnia w sprzedaży.
Inne
Fachowców i stoczni żal
14 sierpnia 2009 |
&quo t;Nasze MoORZE" też jest niewiele warte(!), bo nie wydają go okrętowcy, ale tylko "namiestnicy", namaszczeni przez "Remontową".
Ja sna cholera mnie bierze...
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.