Przewrócenie remontowanego statku w gdyńskiej stoczni było nieszczęśliwym wypadkiem - powiedział w czwartek posłom członek zarządu MS Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, zarządzającego funduszem Mars Konrad Konefał.

Konefał uczestniczył w czwartek we wspólnym posiedzeniu sejmowych Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej i Obrony Narodowej, gdzie przedstawiono m.in. informację nt. wypadku statku, który miał miejsce pod koniec kwietnia br. w Stoczni Remontowej Nauta w Gdyni. Remontowana dla Norwegów jednostka, która była ustawiona w doku pływającym, przechyliła się wtedy, razem z dokiem, i częściowo znalazła się w wodzie. Nauta należy do Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Czytaj także: AKTUALIZACJA: Akcja ratunkowa w Stoczni Remontowej "Nauta" 

Czytaj także: Po wypadku w "Naucie": Konwent Morski apeluje, "Remontowa" pomaga

"Miał miejsce nieszczęśliwy wypadek" - powiedział Konefał. "W stoczni została powołana komisja awaryjna, która wskazała na kilka przyczyn, z których prawdopodobnie gdyby każda wystąpiła osobno, to nic by się nie stało. Splot kilku wydarzeń związanych z formalnym procesem produkcji w stoczni doprowadził do tego, że ten dok się przewrócił" - dodał.

Konefał powiedział także, że dok był wykonany ponad pięćdziesiąt lat temu w technologii, której się już nie używa.

"Na nasze szczęście obroty generowane na tym doku wynosiły około 1 proc. całkowitych rocznych obrotów stoczni. Z punktu widzenia bezpośrednich ekonomicznych konsekwencji to nie jest jakieś znaczące zdarzenie dla stoczni, ale zgadzam się, że wizerunkowo, jeżeli chodzi o wiarygodność wobec armatorów, to trochę straciliśmy" - powiedział Konefał.

Dopytywany przez posłów o szczegóły sprawy Konefał powiedział, że było kilka głównych przyczyn wypadku. "Po pierwsze prawdopodobnie balast statku, z jakim statek wpłynął był wyższy niż armator to zgłosił, po drugie ustawienie rusztowań na doku, które też obciążyły ten dok, po trzecie ruch dźwigu po burcie doku, po czwarte zaś otwarcie włazów w doku w celu ich remontowania" - wyliczał.

Konefał podkreślał, że "dok miał należyte dokumenty Polskiego Rejestru Statków i wyporność na tym doku w czasie prowadzenia prac nie była przekroczona".

"Trudno jest przypisać komuś osobistą odpowiedzialność, ponieważ tam nie było takich decyzji, które należałoby zidentyfikować jako bezpośrednio wpływające na ten wypadek" - podkreślał.

"Dok był ubezpieczony i odpowiedzialność stoczni wobec armatora jest ograniczona do wysokości ubezpieczenia tego doku. Natomiast postępowanie ubezpieczyciela jeszcze nie zostało zakończone, więc nie mamy decyzji, czy wypłaci on odszkodowanie czy nie. Ubezpieczyciel oczekuje na wynik postępowania komisji powołanej przez urząd morski" - kontynuował.

"Wartość utraconego majątku została w całości ubezpieczona i liczymy na to, że ubezpieczenie pokryje całość tych strat" - dodał Konefał na zakończenie.

Czytaj także: Hordafor V na lądzie, dok z wypadku na innym doku Nauty

autor: Kacper Reszczyński

edytor: Jacek Ensztein

res/

Fot.: © PortalMorski.pl