59-letni mężczyzna z Obornik Wielkopolskich zmarł na pokładzie statku wędkarskiego Halny. Zdaniem obecnych na pokładzie wędkarzy oraz załogi statku, stało się tak, bo wezwani do pomocy ratownicy morscy nie chcieli wyjść w morze. Sprawą zajmuje się teraz policja i słupska prokuratura. Możliwe, że znajdzie swój finał w Izbie Morskiej.

Do incydentu doszło w sobotę 21 kwietnia około godziny 14.30. To właśnie wtedy na pokładzie statku Halny, który wracał już do portu w Łebie, zasłabł jeden z wędkarzy. Członkowie załogi natychmiast przystąpili do reanimacji. Jednocześnie przez radio wezwali ratowników morskich z Łeby.

- Reanimacja poszkodowanego trwała kilkadziesiąt minut - mówi Jarosław Bartha, właściciel Halnego, który nie brał udziału w rejsie, ale czekał na powrót jednostki w porcie i słuchał rozmowy między statkiem a ratownikami przez radio. - Przez cały czas wzywano pomocy, bo wiedzieliśmy, że ratownicy mają większe doświadczenie. Dopiero po kilkudziesięciu minutach, bosman portu w Łebie na oficjalnym, dwunastym kanale poinformował wszystkich, że statek ratowniczy Huragan nie wyjdzie w morze. Moim zdaniem te 15-20 minut, było decydujące. Gdyby ratownicy od razu wyszli w morze, wędkarz by najprawdopodobniej przeżył

Według informacji, jakie udało nam się ustalić, ratownicy z Łeby nie wyszli w morze, bo zabronili im pracownicy Centrum Koordynacyjnego Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni. Twierdzą oni, że szyper prosił tylko o wezwanie karetki pogotowia do portu, a nie pomoc na morzu. Ponadto, zdaniem ratowników statek już wracał do portu, więc nie było sensu wychodzić mu naprzeciw.

- To w pełni niezrozumiałe wytłumaczenie. Halny płynie z prędkością 7-8 węzłów na godzinę. Starek ratowniczy porusza się kilka razy szybciej. I szybciej można by udzielić wędkarzowi lepszej pomocy lekarskiej. Wezwanie karetki to całkiem inna sprawa. Lekarze już czekali na brzegu, ale nie mogli pomóc poszkodowanemu w porcie - dodaje Bartha.

Wypadkiem zajmuje się policja z Lęborka oraz prokuratorzy rejonowi. Wiadomo, że odstąpiono od sekcji zwłok, a prokuratorzy uznali, że był to wypadek bez udziału osób trzecich. Zabezpieczono także nagrania z rozmów między załogą statku i ratownikami oraz bosmanem portu w Łebie. Nie wiadomo jednak, jak zareagują służby morskie. Tomasz Bobin, dyrektor Urzędu Morskiego w Słupsku powiedział nam, że jego pracownicy mają w poniedziałek przygotować notatkę z tego wydarzenia.

Hubert Bierndgarski