Departament Stanu USA opracowuje plan sankcji przeciwko specjalistycznym firmom zaangażowanym w budowę gazociągu Nord Stream 2 - ustalił gospodarczy dziennik "Handelsblatt". Rząd RFN jest wyraźnie zaniepokojony.

Jaki pisze w środę gazeta, Amerykanie zamierzają przede wszystkim uderzyć w dwa przedsiębiorstwa zajmujące się układaniem rur na dnie morza: Allseas Group z siedzibą w Szwajcarii oraz włoskie Saipem.

Powstające połączenie gazowe łączące rosyjski Wyborg z niemieckim Greifswaldem ma około 1220 kilometrów i składa się z dwóch nitek. W sumie, należy ułożyć 2240 km rur. Do końca ubiegłego tygodnia zostało ułożonych 400 km. Saipem już zakończył zadania do których był zakontraktowany przy budowie Nord Stream 2. Do Allseas z kolei należy wykonanie ponad 90 proc. prac związanych z układaniem rurociągu.

Cytowani przez "Handelsblatt" eksperci są zgodni, że biorąc na celownik Allseas Amerykanie trafiliby w newralgiczny punkt przedsięwzięcia. Jest to wysokospecjalizowane przedsiębiorstwo, które nie byłoby łatwo zamienić. "Jest właściwie niemożliwe znalezienie adekwatnego zastępstwa. I nie ma żadnego planu B" - pisze dziennik. W związku z tym sankcje przeciwko firmie byłyby groźne nie tylko dla niej samej, ale też dla całego projektu Nord Stream 2.

Rząd federalny jest zaniepokojony amerykańskimi planami. Niemieccy dyplomaci - łącznie z ministrem spraw zagranicznych Heiko Maasem - próbują wpłynąć na administrację prezydenta Donalda Trumpa. "Jesteśmy w stałym kontakcie z USA w sprawie Nord Stream 2" - cytuje "Handelsblatt" oświadczenie MSZ. "Przekonujemy na wszystkich szczeblach, by traktować Nord Stream 2 w taki sposób, w jaki my go traktujemy - jako projekt gospodarczy, który przede wszystkim może poprawić bezpieczeństwo dostaw do Europy".

Niemieckie MSZ widzi też w amerykańskich sankcjach próbę ingerencji USA w europejską politykę energetyczną. "Nie chcę by europejska polityka energetyczna była definiowana w Waszyngtonie" - przytacza dziennik wypowiedź sekretarza stanu w resorcie Andreasa Michaelisa sprzed kilku miesięcy.

Projekt nowego połączenia gazowego budzi wiele kontrowersji nie tylko na szczeblu unijnym (sceptyczne wobec niego są zarówno Komisja Europejska, jak i Parlament Europejski), ale też w samych Niemczech. Wielu komentatorów nad Renem zdecydowanie odrzuca ingerowanie USA w politykę niemiecką i unijną, ale nie ma jednocześnie wątpliwości, że Nord Stream 2 to potencjalny atut Rosji zarówno w sferze politycznej, jak i militarnej.

"Do końca tego roku powstanie połączenie gazowe forsowane przez Kreml, które jest dla niego korzystne politycznie, a być może też militarnie: Nord Stream 2" - ostrzegał 4 stycznia br. konserwatywny dziennik "Frankfurter Allgemeoine Zeitung". "Dla Rosji wpływy z eksportu gazu są niezbędne do funkcjonowania. Dlatego nie może ona ryzykować trwałego zaostrzenia konfliktu z Ukrainą, który zagroziłby tranzytowi surowca. W nierównej walce, do której Kreml zmusił Kijów, jest to dla Ukrainy rodzaj ubezpieczenia na życie" - wyjaśniał.

Jednym z największych problemów związanych z Nord Stream 2 jest - według Vesera - stanowisko rządu RFN, a zwłaszcza SPD, która długo utrzymywała, że jest to projekt wyłącznie gospodarczy. Prowadzenie debaty przy jawnie błędnych założeniach doprowadziło do odrodzenia się historycznego podejrzenia, że Niemcy znów dogadują się z Rosją kosztem swoich wschodnich sąsiadów.

asc/ mal/