Sytuacja geopolityczna, popyt i podaż kształtują ceny ropy; teraz wycofanie się USA z porozumienia z Teheranem i przywrócenie sankcji na irańską ropę, wzrost konsumpcji surowca i obawy o spadek jego podaży wywindowały ceny ropy do najwyższego poziomu od 2014 roku.

8 maja prezydent Donald Trump powiedział, że wycofuje USA z międzynarodowego porozumienia nuklearnego z Teheranem, który oskarżył o łamanie postanowień umowy. Zapowiedział też odmrożenie sankcji gospodarczych wobec Iranu; resort finansów USA ogłosił, że w ciągu 180 dni nałoży ponownie na Teheran sankcje związane z handlem ropą, a po upływie 90 dni wejdzie w życie zakaz nabywania przez Iran amerykańskich dolarów.

Obawy, że USA zerwą to porozumienie, a sankcje ograniczą podaż irańskiej ropy, podobijały ceny surowca jeszcze przed formalnym ogłoszeniem decyzji Trumpa, który zagroził również, że sankcje obejmą kraje prowadzące interesy z Teheranem.

Iran jest trzecim największym producentem ropy w OPEC po Arabii Saudyjskiej i Iraku; obecnie eksportuje 2,5 mln baryłek dziennie (około 3 proc. światowej konsumpcji). Nowe restrykcje mogą sprawić, że będzie sprzedawał nawet o 1 mln baryłek dziennie mniej - prognozuje "Economist".

W środę francuski gigant energetyczny Total ogłosił, że może się wycofać z inwestycji w Iranie, o ile nie otrzyma zwolnienia z amerykańskich sankcji, co wzmogło obawy, że zabiegi państw europejskich o utrzymanie w mocy porozumienia z Teheranem po wycofaniu się USA spalą na panewce. W rezultacie w czwartek cena ropy typu Brent przekroczyła na jakiś czas 80 dol. za baryłkę - podaje CNBC.

"Geopolityczne niepokoje i obawy o eskalację napięć zostaną z nami na długo" - powiedział w rozmowie z CNBC ekspert ds. ropy banku Julius Bear Norbert Rucker. Inwestorów martwi bowiem nie tylko wycofanie się USA z paktu z Iranem, ale też w ogóle zapalna sytuacja na Bliskim Wschodzie.

W ostatnich dniach wiele banków opublikowało swe prognozy, zgodnie z którymi ceny ropy będą rosnąć. Goldman Sachs ocenia, że będzie je podbijać anemiczna podaż, spowodowana sankcjami nałożonymi na Iran i spadkiem produkcji w Wenezueli, a niedostatków surowca nie wyrównają producenci amerykańscy ze względu na trudności logistyczne.

Magazyn "Forbes", powołując się na analityków, m.in. z Bank of America Merrill Lynch podaje, że cena ropy do przyszłego roku może osiągnąć 100 dol. za baryłkę.

Spadek podaży jest też pochodną polityki grupy zwanej OPEC+, w której skład oprócz krajów zrzeszonych w kartelu wchodzą inni producenci ropy, jak Rosja.

Państwa OPEC+ porozumiały się pod koniec 2016 roku w sprawie ograniczenia produkcji surowca, by podbić ceny po okresie radykalnych spadków; globalne wydobycie zostało ograniczone o około 1,8 mln baryłek dziennie.

Tymczasem - jak podkreśla "Economist" - ogólnie dobra kondycja światowej gospodarki sprawiła, że wzrósł apetyt na surowce. W 2017 roku globalna konsumpcja ropy wzrosła o 1,6 proc. Import ropy do krajów azjatyckich, a zwłaszcza Chin, osiągnął rekordowy poziom.

Arabia Saudyjska - nieformalny przywódca OPEC - ogłosiła, że monitoruje wpływ decyzji USA o nałożeniu na Iran sankcji gospodarczych na dostawy na rynki ropy; jest też gotowa uzupełnić ewentualne braki surowca wynikające z amerykańskich restrykcji.

Rijad konsultuje się w tej sprawie ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Rosją - powiedział agencji Reutersa przedstawiciel OPEC.

"Financial Times" podaje jednak, powołując się na źródła w saudyjskim resorcie energetyki, przemysłu i bogactw naturalnych, że Królestwo nie chce odkręcić kurka z ropą z obawy, że może to ponownie obniżyć notowania surowca, podczas gdy Saudyjczycy kapitalizują właśnie wzrost cen, finansując dzięki nim reformy gospodarcze. Rijad opowiada się więc za utrzymaniem ograniczonej podaży surowca i liczy na to, że jego cena może osiągnąć nawet 100 dol. za baryłkę.

Rosyjski minister ds. energii Aleksandr Nowak powiedział niedawno, że producenci ropy mogą nieco złagodzić ograniczenia wydobycia jeszcze przed końcem roku, jeśli będzie to korzystne "z punktu widzenia rynku".

Reuters podał jednak, powołując się na uczestników niedawnego spotkania ministrów ds. ropy z krajów OPEC+ w Arabii Saudyjskiej, że Moskwa optuje nieoficjalnie za utrzymaniem limitów produkcji ropy do końca 2018 roku.

Kreml włożył w ostatnich latach wiele energii w przekonanie grupy OPEC+ do obniżenia podaży i podbicia ceny; jeśli wysoki kurs ropy utrzyma się, Moskwa będzie beneficjentem tego trendu. Zdaniem ekspertów, już przy cenie ropy w okolicach 40 dolarów za baryłkę Rosja osiąga stan równowagi finansowej.

"Forbes" prognozuje, że wysokie ceny ropy nakręcą inflację; również Reuters podaje w swej analizie, że w połączeniu z rosnącym kursem dolara koszt surowca zwłaszcza dla państw importerów będzie niekorzystny, bo podbijając inflację uderzy zarówno w przedsiębiorstwa, jak i konsumentów.

Podaż surowca może tymczasem zmniejszyć się jeszcze bardziej ze względu na sytuację w należącej do OPEC Wenezueli, gdzie zawirowania polityczne i załamanie gospodarki już przyczyniły się do spadku produkcji ropy. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) ocenia, że w lutym produkcja ta była na najniższym poziomie od 31 lat (nie licząc strajku górników od grudnia 2002 do lutego 2003 roku).

W niedzielę w Wenezueli odbędą się wybory, które zapewne wygra prezydent Nicolas Maduro, choć to on jest obwiniany o doprowadzenie kraju do gospodarczej ruiny i podkopywanie demokracji. USA, które już obłożyły sankcjami zarówno władze w Caracas, jak i państwowy koncern naftowy PDVSA,  mają zamiar - jeśli w istocie Maduro wygra - nałożyć kolejne surowe restrykcje - pisze "Forbes".

W takiej sytuacji nawet jeśli na chwilę ceny spadną, to na dłuższą metę "na rynku następuję strukturalna zmiana, ku wysokim cenom ropy, na rok 2018 i 2019" - mówi w rozmowie z "FT" ekspert firmy konsultingowej Energy Aspects Richard Mallinson. "Nie jest to zwyżka krótkotrwała" - podkreśla.