Kiedy za coś się bierze, zwykle doprowadza to do końca. Pewnie i tym razem tak będzie. Wszystko wskazuje na to, że starania Jana Mnichowskiego o pomnik budowniczego portu  w Gdyni, inż. Tadeusza Wendy, zostaną uwieńczone sukcesem.

Jan Mnichowski to energiczny 76-latek, gdynianin z urodzenia i zamieszkania. Jego nazwisko figuruje nawet w encyklopedii tego miasta. Dziadek pana Jana walczył w Legionach i zginął pod Lwowem, zaś ojciec, w 1932 roku, przyjechał budować Gdynię, gdzie cztery lata potem urodził mu się syn – bohater naszego artykułu.

- Można powiedzieć, że przez to moje dzieciństwo w przedwojennej Gdyni, pierwszy raz spotkałem się z inż. Tadeuszem Wendą - żartuje Mnichowski. - I już tak trzyma mnie ta miłość do dzisiaj.

Rodzina Mnichowskich została wysiedlona z Gdyni przez Niemców w 1939 roku i do miasta „z morza i marzeń” wróciła dopiero po zakończeniu drugiej wojny światowej. Jan Mnichowski ukończył tutaj Technikum Handlu Zagranicznego, a następnie Wyższą Szkołę Ekonomiczną w Sopocie. Potem były jeszcze studia podyplomowe w Uniwersytecie Warszawskim z wykładowym językiem angielskim oraz studia pedagogicznie w Gdańsku.

Z morzem związał się na stałe w roku 1958, kiedy rozpoczął pracę w Polskich Liniach Oceanicznych, jednocześnie wykładając na Wydziale Rybołówstwa Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Zaś w 1965 roku został dyrektorem, powstającej wtedy, Zasadniczej Szkoły Zawodowej Zarządu Portu Gdynia. Pracy tej poświęcił się bez reszty – tworzył od podstaw programy nauczania młodzieży, wywalczył wprowadzenie języka angielskiego do swojej szkoły (jako pierwszej w Polsce „zawodówki”), napisał też podręcznik „Wiadomości o portach i statkach”.

Od 1975 do 1982 roku był dyrektorem Zespołu Szkół Mechanicznych, który za jego kadencji przybrał imię inż. Tadeusza Wendy.

- Zafascynowała mnie ta postać. To po pierwsze - wyjaśnia Mnichowski. - A po drugie Wenda to znakomity wzór dla młodzieży – człowiek całkowicie oddany pracy dla ojczyzny, którego nie spotkały za to jakieś specjalne zaszczyty.

Dzięki staraniom Mnichowskiego powstał już w Gdyni jeden pomnik - na Obłużu, poświęcony harcerzom, którzy zginęli na początku drugiej wojny światowej, a jeden ze szczepów harcerskich otrzymał sztandar i imię załogi legendarnego okrętu podwodnego Orzeł.

- Niestety, w tamtych czasach, takie zaangażowanie nie było mile widziane - mówi pan Jan. - Po wprowadzeniu stanu wojennego zostałem, z przyczyn politycznych, zwolniony z pracy. Nigdzie nie mogłem znaleźć zajęcia. Zatrudniono mnie dopiero w szkole gminnej w Luzinie.

W 1988 roku Mnichowski przeszedł na emeryturę. Postanowił wtedy wrócić do pomysłu, który narodził się jeszcze w latach siedemdziesiątych.


- Uświadomiłem sobie, że człowiek tak zasłużony dla Gdyni jak Tadeusz Wenda powinien mieć w tym mieście pomnik - wspomina. - Stoi tu już – i słusznie – pomnik Eugeniusza Kwiatkowskiego, ale Wendy nie. A przecież Wenda jest nie mniej ważny. Port w Gdyni był sztandarową budową II RP. Do dzisiaj przynosi krajowi korzyści.

Przypomnijmy, że to właśnie inż. Tadeusz Wenda (1863-1948), w 1920 roku, wskazał na Gdynię jako na najlepsze miejsce na budowę portu, a potem, przez siedemnaście lat, kierował realizacją tego projektu. „Mnie się niesłusznie nazywa budowniczym Gdyni. Budowniczym i projektantem był wybitny fachowiec inż. Tadeusz Wenda.” - tak rolę Wendy przy powstaniu portu gdyńskiego określił Eugeniusz Kwiatkowski.

Dwa lata temu Mnichowski rozpoczął starania o uzyskanie poparcia dla pomysłu budowy pomnika Wendy. Przydało się doświadczenie zdobyte wcześniej przy pomniku harcerzy. Mnichowski cierpliwie chodził od drzwi do drzwi, od parafii do parafii, od firmy do firmy. Wyjaśniał, przekonywał, organizował. Dla swojego pomysłu udało mu się pozyskać prawie dwieście różnego rodzaju instytucji. Poparcia udzielili mu politycy najróżniejszych opcji – od Leszka Millera z SLD do Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk z PiS. Wszystkie deklaracje ma na piśmie, spięte razem tworzą grubą księgę.

Poparcie jakie uzyskał spotkało się z reakcją ze strony władz miasta Gdyni. Powstał już nawet komitet społeczny do spraw budowy pomnika Tadeusza Wendy, w skład którego, poza Mnichowskim, weszły także inne osoby i instytucje, które tak jak on o to zabiegały. Jak nam powiedział Andrzej Kieszek, przewodniczący komisji Statutowej Rady Miasta Gdyni, już niebawem, na majowym posiedzeniu Rady Miasta ma zostać przyjęta uchwała o przyszłej lokalizacji monumentu. W tej chwili trwa ustalanie, gdzie dokładnie miałby stanąć pomnik. Najprawdopodobniej w okolicy pirsu Dalmoru.

- Według mnie powinien to być pomnik na wysokim cokole, ale o ostatecznym kształcie zadecyduje konkurs - mówi Mnichowski. - Trudno dzisiaj szacować, ile będzie kosztowała realizacja projektu, ale o to akurat się nie martwię. Mam pisemne zapewnienie kilku przedsiębiorstw z branży morskiej, że chętnie się do tego dołożą.

- Jako rodzina inż. Wendy oczywiście całym sercem popieramy działania pana Mnichowskiego. Od samego początku jesteśmy z nim w kontakcie - mówi wnuk budowniczego gdyńskiego portu, też Tadeusz Wenda. - Swoim poświęceniem dla sprawy, przypomina naszego dziadka.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pomnik może powstać już w przyszłym roku. I dobrze by się złożyło, bo 23 lipca 2013 roku wypadnie 150 rocznica urodzin Tadeusza Wendy.

Tomasz Falba

Fot. Tomasz Falba