- Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki - mówi kapitan Tomasz Cichocki w rozmowie z nami. Specjalnie dla naszego portalu żeglarz opowiada o swoim, właśnie zakończonym, samotnym rejsie dookoła świata, pierwszym dniu na lądzie i planach na przyszłość.
- Jeszcze raz gratulujemy samotnego opłynięcia świata...
- Dziękuję, dziękuję.
- Dzisiaj był pana pierwszy dzień na lądzie po ponad trzystu na morzu. Długo pan spał?
- Tylko trochę dłużej niż zwykle. Najbardziej cieszę się ze spotkania z rodziną i przyjaciółmi. I jem.
- Podobno w pierwszym momencie zażyczył pan sobie arbuza?
- Rzeczywiście miałem ochotę na jakiś egzotyczny smak i w ogóle owoce, jabłka na przykład.
- Podczas rejsu stracił pan 30 kilogramów. Dzisiaj przechodził pan badania lekarskie. I jak?
- To był rutynowy przegląd. Nic mi nie dolega, jestem w świetnej kondycji. Pobyt na morzu mi nie zaszkodził.
- Przed wypłynięciem mówił pan, że chciałby doświadczyć epickiego rejsu. Tak się stało. Podobało się?
- Bardzo. Naprawdę. To czego doświadczyłem podczas tego rejsu, było niesamowite, dokładnie tego chciałem. Morze wiele razy pokazywało mi, jak niewiele jeszcze potrafię, uczyło pokory.
- Dzisiaj dowiedzieliśmy dlaczego przez tyle miesięcy nie było z panem kontaktu. 21 listopada ubiegłego roku, na Oceanie Indyjskim, spotkał pan sztorm, po którym stracił pan łączność ze światem zewnętrznym i tyle żywności, że musiał pan jadać co drugi dzień. W tej sytuacji nie lepiej było gdzieś po drodze zawinąć?
- To nie jest tak, że niepotrzebnie ryzykowałem własne bezpieczeństwo dla jakichś ambicji. Prawda jest o wiele bardziej prozaiczna. Gdybym się gdziekolwiek zatrzymał, nie zdążyłbym na Przylądek Horn w czasie, kiedy opłyniecie go jest w ogóle możliwe. Sam Horn przeszedłem przy dobrej pogodzie, ale na wodach wokół tego przylądka byłem przez osiem dni i było naprawdę paskudnie.
- Planuje pan napisanie książki o swojej podróży?
- Podczas rejsu zrobiłem mnóstwo notatek. Czy z tego złoży się książka? Nie umiem powiedzieć. Z jednej strony nie chcę wyjść na człowieka, który pragnie w ten sposób skonsumować swój sukces, ale z drugiej, jeśli komuś miałyby się na coś przydać moje doświadczenia, dlaczego nie miałbym się nimi podzielić?
- Kiedy przywitamy pana w Polsce?
- Muszę najpierw ogarnąć jacht i przygotować go do rejsu do kraju. Jeśli uda się wszystko dopiąć, to być może pod koniec maja albo na początku czerwca.
- W miesięczniku „Nasze MORZE” i na portalumorskim.pl pisaliśmy na bieżąco o pańskim rejsie. Wielu ludzi śledziło jego koleje. Czy możemy przekazać podziękowania od pana dla wszystkich, którzy trzymali za pana kciuki?
- Oczywiście. Bardzo jestem wdzięczny wszystkim, którzy pomogli mi zrealizować moje marzenie, a także tym, którzy mi kibicowali. Mam nadzieję, ze chociaż trochę przyczyniłem się do popularyzacji żeglarstwa w naszym kraju.
- Swój rejs zaczynał pan z myślą o samotnej żegludze non stop dookoła świata. Nie udało się, bo na skutek awarii musiał pan zawinąć do Port Elizabeth. Czy chciałby pan powtórzyć próbę?
- Pytanie nie brzmi „czy”, tylko „kiedy”.
Tomasz Falba
Fot. kapitancichocki.pl
Kapitan Tomasz Cichocki
1 lipca ubiegłego roku w Breście rozpoczął samotny rejs dookoła świata na jachcie Polska Miedź. Zakończył go wczoraj w punkcie startu. Jego wyprawa obfitowała w dramatyczne wydarzenia, przez wiele miesięcy nie było z nim żadnego kontaktu. Cichocki jest jednym z kilkunastu Polaków, którzy samotnie opłynęli świat dookoła i piątym, który samotnie jachtem pokonał Przylądek Horn. Więcej na – www.kapitancichocki.pl i www.facebook.com/atwdp .