Dzięki gabarytom AW101 także z wyposażeniem do zwalczania okrętów podwodnych może wypełniać zadania ratownicze, trzy silniki zwiększają bezpieczeństwo nad morzem w trudnych warunkach - powiedział PAP specjalizujący się w tematyce morskiej Tomasz Grotnik z miesięcznika "Wojsko i Technika".

W piątek w Świdniku (woj. lubelskie) w zakładzie PZL-Świdnik należącym do koncernu Leonardo podpisano umowę na dostawę czterech śmigłowców AW101 do zwalczania okrętów podwodnych i operacji poszukiwawczo-ratowniczych.

"Wybrano śmigłowiec ciężki, dużą maszynę, która bardzo dobrze nadaje się do wykonywania przez Marynarkę Wojenną zadań poszukiwawczo-ratowniczych oraz poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych. Trzy silniki zapewniają mu duże bezpieczeństwo lotu nad morzem. To zupełnie inna specyfika działania niż w środowisku lądowym - nad morzem śmigłowiec nie ma możliwości bezpiecznego lądowania na wodzie w sytuacji awaryjnej, nawet jeśli ma pływaki, zawsze jest to ryzykowne" - powiedział Grotnik.

Zwrócił uwagę, że oznacza to także, że znacznie dłuższy czas lotu niż w przypadku mniejszych śmigłowców. "Duża maszyna oznacza też sporą stateczność w zawisie, np. w złych warunkach, a można się domyślać, że jeżeli śmigłowiec leci na ratunek, podjąć rozbitków, to dzieje się to przy złej pogodzie" - dodał.

"AW101 ma bardzo przestronną kabinę ładunkową, którą można elastycznie aranżować. A więc jeżeli kupujemy jeden typ śmigłowca do dwóch różnych zadań - zwalczania okrętów podwodnych i ratowania ludzi - to przy tej wielkości maszyny nawet kiedy na śmigłowcu będzie zainstalowany opuszczany sonar, śmigłowiec będzie mógł polecieć na ratunek i podjąć znaczną liczbę rozbitków bez demontażu sonaru" - powiedział.

"Wielkość jest ważna przy zadaniach ratowniczych - przy jednym podejściu taki śmigłowiec jest w stanie zabrać nawet 30 rozbitków. Śmigłowce ratownicze Mi-14PS, które Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej eksploatowała do 2010 roku, mogły zabrać 17-19 rozbitków. Anakondy mogą zabrać tylko po kilka osób, więc przy tej samej liczbie ratowanych osób musiałyby zrobić kilka kursów, co ma znaczenie, kiedy czas gra rolę w ratowaniu zdrowia i życia" - podkreślił.

Zaznaczył zarazem, że ładowność pozwoli zainstalować dowolny sonar i uzbroić śmigłowiec w torpedy do zwalczania okrętów podwodnych.

"Czy zakup był pilny? Ja bym nawet powiedział, że spóźniony. Specjalistyczne śmigłowce ratownicze Mi-14PS wycofano dziewięć lat temu. W tej chwili Marynarka Wojenna ma dwa śmigłowce Mi-14 PŁ/R, przystosowane do działań ratowniczych, przebudowane z wersji zwalczania okrętów podwodnych. Kosztem zmniejszenia liczby śmigłowców do tych zadań udało się utrzymać w służbie dwa stare Mi-14. Zakup AW101, szczególnie w kontekście ratownictwa morskiego, był więc bardzo pilny" - ocenił Grotnik. Przypomniał, że do zadań zwalczania okrętów podwodnych polska marynarka wykorzystuje jeszcze osiem Mi-14PŁ, ale - zaznaczył - są to bardzo stare maszyny. "Mimo to zostały zmodernizowane i przystosowane do użycia nowych torped MU90 Impact. Można się domyślać, że AW101 będą używały właśnie tych torped" - dodał.

Odnosząc się do zakontraktowanych czterech maszyn stwierdził, że "liczba zawsze jest za mała". "Marynarka Wojenna ma obecnie dwa ratownicze Mi-14, osiem w wersji ZOP, do tego osiem śmigłowców Anakonda. Kupimy mniej niż połowę starych Mi-14, dlatego myślę, że zakup kolejnych co najmniej czterech to absolutna konieczność" - powiedział. "Śmigłowce tego typu - nie mówię o siłach powietrznych i lądowych - eksploatują floty wojennej Wielkiej Brytanii i Włoch" - podkreślił.

Zaznaczył, że AW101, ze względu na wielkość "będą w naszych, polskich warunkach maszynami bazowania lądowego". "W tej chwili Marynarka Wojenna nie dysponuje okrętami zdolnymi przyjąć tak duży śmigłowiec. Nawet jeżeli kupimy okręty wielkości korwet czy fregat, nie będą przystosowane do tak dużych śmigłowców".

AW101 to wielozadaniowy śmigłowiec opracowany w kooperacji brytyjsko-włoskiej i produkowany w zakładach w angielskim Yeovil należących do włoskiej grupy Leonardo. W kilku państwach przyjęto dla niego nazwę Merlin. W 2017 r. śmigłowiec w wersji dla włoskich wojsk specjalnych (ten wariant nosi nazwę Caesar) był prezentowany m. in. w Warszawie i na targach zbrojeniowych w Kielcach; w lutym bieżącego roku na testy do Gdyni przyleciał wyprodukowany dla Norwegii AW101.

Wartość umowy offsetowej podpisanej na początku kwietnia wynosi ponad 395,8 mln zł; głównymi odbiorcami offsetu mają być Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 i Centrum Morskich Technologii Militarnych Politechniki Gdańskiej. Umowa obejmuje dziewięć zobowiązań, w tym utworzenia w WZL 1 licencjonowanego centrum wsparcia eksploatacji śmigłowców - miejsca obsługi technicznej, serwisu i napraw AW101, przekazanie kompetencji koniecznych do obsługi nowych maszyn oraz kontynuację wsparcia technicznego przez kolejnych 10 lat. W produkcji elementów maszyn dla Polski mają uczestniczyć PZL-Świdnik.

autor: Jakub Borowski