W wychodzącym w Waszyngtonie popularnym dzienniku ukazał się artykuł o stoczniach i innych firmach z branży działających w Polsce. Publikujemy go w polskim tłumaczeniu, bo warto poznać obraz polskiego przemysłu w amerykańskich mediach.

Trzydzieści pięć lat temu była symbolem oporu wobec komunistycznej opresji. Piętnaście lat temu padła ofiarą bezlitosnej kapitalistycznej konkurencji...

Dziś była Stocznia im. Lenina w Gdańsku, gdzie zbuntowany elektryk Lech Wałęsa wraz z innymi robotnikami z zakładu doprowadzili do narodzin ruchu Solidarność, raz jeszcze staje się symbolem, tym razem rozkwitu polskiego przemysłu stoczniowego, który przetrwał i niespodziewanie nabrał rozpędu mimo panującej w branży bezlitosnej konkurencji.

Po upadku polskiej gospodarki socjalistycznej w wyniku rozpadu imperium sowieckiego 26 lat temu, gdańskie stocznie wydawały się znajdować na skraju bankructwa, z uwagi na technologiczne zapóźnienie wobec rywali w Europie i Azji. Jednak, mimo zastoju globalnej gospodarki, właściciele polskich stoczni (według Związku Pracodawców Forum Okrętowe) zatrudnili w ostatnich latach tysiące pracowników, windując liczbę pracujących w tym sektorze, wartym $2,6 mld, do około 31,500 osób.

- Pracuję w stoczni od trzech lat - mówi Adam Wójcik, szlifierz w gdańskiej firmie Crist Offshore. -  To trudna i bardzo wyczerpująca praca, ale zaskakująco opłacalna. Mam kontrakt na czas nieokreślony, co dzisiaj jest w Polsce rzadkością. Mam zamiar kupić niedługo samochód i ten zakup tylko w części będę pokrywał z kredytu.

Wzrost ten jest napędzany przez światowe zapotrzebowanie na zaawansowane statki, które produkują obecnie polskie stocznie. Polskie firmy porzuciły kontenerowce i tankowce, które masowo produkują tani azjatyccy robotnicy i koncentrują się na jednostkach offshore, specjalistycznych statkach towarowych; do transportu drewna, chemikaliów i turbin wiatrowych, a także na remontach i przebudowach zaawansowanych statków i platform naftowych.

- Przestawiliśmy się z produkcji dużych ilości statków o niskiej wartości rynkowej na produkcję skomplikowanych, zaawansowanych technologicznie jednostek pływających - wyjaśnia Jerzy Czuczman, dyrektor Związku Pracodawców Forum Okrętowe. - Naszym głównym atutem jest dywersyfikacja i specjalizacja produkcji.

Nie zawsze tak było. Kiedyś prawie 60 procent budowanych statków trafiało do byłego Związku Radzieckiego. Upadek komunizmu na początku lat 90. niemal całkowicie zniszczył ten sektor przemysłu. Duże zakłady - Stocznia Gdańska im. Lenina, obecnie działająca jako Stocznia Gdańsk - zwalniały tysiące pracowników, co przyczyniło się do zmian modelu życia dużej części społeczeństwa w północnej Polsce.

Kolejnym szokiem był globalny kryzys finansowy sprzed siedmiu lat, gdy zatrudnienie w sektorze stoczniowym spadło o połowę w ciągu zaledwie roku, w wyniku osłabienia  globalnego popytu. Kryzys ten zbiegł się z ujawnieniem informacji o subsydiowaniu stoczni przez polski rząd, w sposób niezgodny z przepisami Unii Europejskiej.

- Dotacje te uwidaczniały, jak bardzo politycy w Warszawie niedbali o zachowanie konkurencyjności polskich stoczni - mówi Jerzy Tabor, monter, który stracił pracę w Stoczni Gdańskiej w 2008 r.

- Przez wiele lat nikt o tę stocznię nie dbał - o jej rozwój technologiczny, bezpieczeństwo pracowników, o nowych klientów - mówi Tabor, który dziś jest już na emeryturze. - Nasza firma nie miała szans w konkurencji z tańszymi producentami, takimi jak Chiny, a nikt nie miał pomysłu w jaki sposób mamy konkurować z Zachodem.

- Politycy tylko obiecywali nam wielką przyszłość, ale prawda jest taka, że ​​ich nie obchodziliśmy, dodaje. - Po prostu bali się, że wyjdziemy na ulicę, kiedy dowiemy się, jak zła jest sytuacja.

Tymczasem, w ostatnich latach część stoczni została sprywatyzowana, co zwiększyło ich konkurencyjność, inne borykają się z problemami, a kilka przestało istnieć. Dzisiaj stocznie prywatne eksportują około 90 procent swoich produktów do klientów na całym świecie.

Remontowa Shipbuilding jest jednym z najlepszych przykładów tej transformacji. Została założona w 1945 r. przez polski rząd. Dziś jest jedną ze spółek prywatnej grupy Remontowa Holding, której 8,000 pracowników generuje rocznie $600 mln obrotów. Należąca do tego holdingu Gdańska Stocznia Remontowa SA jest jedną z największych tego typu firm na świecie i specjalizuje się w remontach i przebudowach statków - na przykład z tradycyjnego tankowca na tankowiec dowozowy, natomiast w pierwszej z nich powstają nowe statki, od promów dla Kanady, po wielofunkcyjne jednostki hydrograficzne  Wielkiej Brytanii.

- Obecnie Remontowa Shipbuilding inwestuje z powrotem 30 procent swoich zysków w badania i rozwój - mówi prezes spółki, Andrzej Wojtkiewicz.- Filozofią naszej firmy i całej branży jest znaleźć niszę na rynku i pomysły, jak ją wypełnić. Nie chcemy konkurować z Chińczykami. Oni specjalizują się w produkcji dużych statków, ich główną przewagą jest lokalny sektor przetwórstwa stali. My chcemy, aby nasze produkty miały wysoką wartość dodaną, jak np. zaawansowane technologicznie systemy - podkreśla Wojtkiewicz.

Nie wszystkie dawne miejsca pracy powróciły - po części odzwierciedla to bardziej wydajne, bardziej ukierunkowane podejście do funkcjonowania rynkowego. Stocznia Gdańska im. Lenina zatrudniała swego czasu ponad 20,000 pracowników. Dziś stocznie zatrudniają około 2,000 pracowników, a władze miasta Gdańska podpisały w tym miesiącu (wrześniu br. - dop. red.) umowę na stworzenie nowego muzeum sztuki współczesnej w części dawnych terenów stoczniowych.

A jednak, taka specjalizacja przyniosła korzyści.

- W latach 90. ub. wieku polskie firmy stoczniowe produkowały statki, których wartość 1 kg wyrobu wynosiła około 3$ - mówi Jerzy Czuczman. - Dziś wartość jednego kilograma wyprodukowanej w Polsce w pełni wyposażonej, gotowej jednostki pływającej wynosi nawet około $15.

Inne prywatne, zorientowane na nisze, polskie firmy również dobrze sobie obecnie radzą. Stocznia Safe w pobliskiej Gdyni zbudowała jeden z pierwszych na świecie holowników z hybrydowym, elektryczno-dieslowskim napędem. Marine Projects z siedzibą w Gdańsku specjalizuje się w produkcji luksusowych jachtów żaglowych i motorowych, budowanych na zamówienie dla klientów indywidualnych, natomiast Sunreef Yachts, także firma z Gdańska jest światowym liderem w dziedzinie luksusowych katamaranów. Vistal Gdynia zbudował inteligentny most dla Kopenhagi, który dostosowuje się do siły wiatru.

Wzrost poprawił także stosunki pracy w Polsce. Obecnie wśród stoczniowców nie ma prawie żadnych strajków.

- Kiedyś najgłośniej wyrażaliśmy nasze żądania, tuż po górnikach - twierdzi Piotr Raczak, który pracuje jako spawacz w Gdańskiej Stoczni Remontowa SA. - Dziś mamy pracę i zarabiamy przyzwoite pieniądze.Perspektywy na przyszłość również są dobre - nowe umowy podpisane z nami przez firmę upewniają nas, że nasza sytuacja pracowa jest stabilna. Nie ma mowy o kryzysie. Stocznia zatrudnia, więc ludzie nie muszą się rozglądać za pracą za granicą.

Jednak nie wszystkie stocznie odnoszą dziś sukcesy. Nieco ponad 300 kilometrów od Gdańska, w Szczecinie, tamtejsza wielka stocznia najpierw podniosła się po upadku komunizmu, ale potem zbankrutowała w 2002 r. i zwolniła 6,000 pracowników. Następnie, polski rząd z powrotem ją znacjonalizował. Dziś Stocznia Szczecińska jest w stanie likwidacji.

 - Główny problem leży w polityce - mówi Czuczman. - Menedżerowie byli mianowani z nadania politycznego, więc bardziej dbali o zaspokojenie polityków, niż o przynoszenie zysków i zdobywanie nowych rynków w ówczesnej postkomunistycznej rzeczywistości. Majątkiem spółki nie gospodarowano optymalnie.

Rola rządu w przemyśle stoczniowym zawsze była w Polsce gorącym tematem od  czasów, kiedy Lech Wałęsa, wówczas dysydent i działacz związków zawodowych, agitował przeciwko komunistycznym przywódcom w stoczni w latach 80., aż do momentu, kiedy został pierwszym polskim prezydentem wybranym w bezpośrednich wyborach.

W maju tego roku, gdy był jeszcze kandydatem na swój obecny urząd, obecny polski prezydent Andrzej Duda podchwycił w debacie temat stoczni, wzywając kraj do reorganizacji tego przemysłu.

- 38-milionowy naród, gospodarz jednego z największych europejskich krajów o długiej linii brzegowej, nawet ze względów strategicznych, nie może sobie pozwolić na niebudowanie statków u siebie - mówił Duda w sierpniu br. na uroczystościach z okazji rocznicy Porozumień Gdańskich, które podpisano między protestującymi stoczniowcami i wówczas komunistycznym rządem, co doprowadziło do ​​powstania Solidarności 17 września 1980 r.

Natomiast ludzie z branży mówią, że politycy tacy jak Duda, często opacznie rozumieją rynek.

- Jeśli ktoś w Warszawie mówi, że Polska nie buduje dziś statków, to ma rację - mówi Czuczman. - My nie budujemy statków. My raczej produkujemy obiekty pływające, które są o wiele bardziej zaawansowane niż zwykłe statki. W latach 90. sprzedaliśmy całe tony stali w postaci statków. Dzisiaj to już przeszłość...

Beata Biel, opracowanie: Grzegorz Landowski

Artykuł: Poland’s Gdansk shipyard, famed Solidarity movement birthplace, celebrates a comeback ("Stocznia Gdańska, miejsce narodzin słynnego ruchu Solidarność, świętuje powrót do gry"), autorstwa Beaty Biel ukazał się w The Washington Times 17 września 2015 r.

Link do artykułu:

http://www.washingtontimes.com/news/2015/sep/17/gdansk-shipyard-famed-solidarity-movement-birthpla/?page=all#pagebreak