Inne

- Nastroje w sektorze morskich farm wiatrowych są w tej chwili minorowe. Wiele firm zagranicznych zainteresowanych polskim rynkiem wstrzymuje decyzje o głębszym zaangażowaniu, żeby przeczekać niepewny okres - mówi Mariusz Witoński, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Morskich Farm Wiatrowych.

- Panie prezesie, czy panel na temat morskiej energetyki wiatrowej odbywający się podczas konferencji Transport Week 2013 będzie w jakiś istotny sposób różnił od innych wydarzeń dotyczących tego sektora, które odbyły się w poprzednich miesiącach?

- Różnica wynikać będzie przede wszystkim ze specyfiki konferencji Transport Week. Seminarium poświęcone morskiej energetyce wiatrowej w ramach tej imprezy realizujemy już po raz trzeci, można więc mówić o tradycji współistnienia tematyki morskiej energetyki wiatrowej ze sprawami logistyki transportu morskiego. I to właśnie tak sprofilowane spojrzenie na morską energetykę wiatrową jest tematem naszego panelu. Innymi słowy, rozmawiać będziemy niemal wyłącznie o zagadnieniach związanych z przygotowaniem zaplecza logistycznego, ekspedycyjnego i produkcyjnego dla potrzeb realizacji farm wiatrowych na morzu.

- W ostatnich miesiącach sytuacja tego sektora branży diametralnie się zmieniła...

- Tak, ostatnio przez moment zrobiło się wręcz dramatycznie, a optymizm całej branży jest w tej chwili, niestety, dużo mniejszy. Generalnie wynika to z nieczytelności kierunków, w jakim zmierzają regulacje prawne w Polsce, mające stanowić podstawę realizacji inwestycji w odnawialne źródła energii, w tym w morską energetykę wiatrową. Jeszcze pół roku temu wydawało się, że idziemy w dobrym kierunku: przygotowywany projekt ustawy o OZE, w ramach tzw. dużego trójpaku, proponował korzystne warunki rozwoju energetyki wiatrowej na morzu. Zaproponowane tam mechanizmy i poziom wysokości wsparcia, wydawały się skłaniać inwestorów do uzasadnionego optymizmu, jeżeli chodzi o możliwości rozwoju tego sektora w Polsce. Stało się inaczej, w międzyczasie rząd przyjął koncepcję uchwalenia tzw. małego trójpaku, odchodząc od procedowania ustawy o OZE w przygotowanym dotychczas kształcie. Jednocześnie, na rynku zielonych certyfikatów (czyli dokumentów potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej za pomocą odnawialnych źródeł energii - red.) doszło do poważnego załamania. Cena certyfikatów w ostatnich tygodniach sięgnęła 100 złotych! Przy wyjściowej wartości 250 - 280 zł jeszcze nie tak dawno temu, można wyobrazić sobie poziom depresji, jaka panuje w tej chwili na rynku. Sytuacja ta wynika z nierównowagi popytu i podaży praw majątkowych związanych z wytwarzaniem zielonej energii, spowodowanym głównie ich nadprodukcją w sektorze współspalania biomasy (biomasa stanowi w pełni odnawialne źródło energii; aby zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych zaczęto częściowo zastępować ją węglem kamiennym w tzw. procesie współspalania - red.). System wsparcia, który został zaproponowany w Polsce dla OZE ma swoje mankamenty i z całą pewnością jest niezwykle wrażliwy na kwestie równoważenia podaży i popytu. Mechanizm administracyjnego ustalania poziomu energii, która musi być zakontraktowana przez przedsiębiorstwa energetyczne, w ramach obowiązku produkcji ze źródeł odnawialnych, gwarantował do niedawna odpowiedni poziom popytu. Niestety, mechanizm ten został poważnie narażony na szwank poprzez dopuszczenie możliwości współspalania biomasy ogólnego pochodzenia w jednostkach konwencjonalnych. Innymi słowy: rozwiązanie, które miało wspierać inwestycje w nowe źródła wytwórcze i zapewnić tym inwestycjom odpowiednią rentowność, obecnie w dużej mierze służy finansowaniu zakupów biomasy jako paliwa dla istniejących jednostek konwencjonalnych, bez jakiegokolwiek inwestowania w OZE, czyli jest to właściwie patologia. Kluczowym rozwiązaniem będzie wprowadzenie ograniczeń, a najlepiej wyeliminowanie wsparcia systemowego dla współspalania biomasy. W przeciwnym wypadku system nie będzie w stanie się odbudować i motywować inwestorów do kontynuowania realizacji projektów w energetyce odnawialnej.

- Ta sytuacja odbija się oczywiście na morskiej energetyce wiatrowej?

- Z pewnością, choć ten sektor jest w o tyle lepszym położeniu, iż horyzont inwestycyjny jest tu nieco dłuższy, więc inwestorzy przygotowujący projekty w morskiej energetyce wiatrowej siłą rzeczy mogą być nieco bardziej odporni na chwilowe wahania koniunktury, o ile nie ma zagrożeń strategicznych. Ale obecna sytuacja nie sprzyja dobremu nastrojowi również i w tym sektorze. Wiele firm zagranicznych zainteresowanych polskim rynkiem wstrzymuje decyzje o głębszym zaangażowaniu, żeby przeczekać niepewny okres. Należy się spodziewać, że ta niepewność może przeciągnąć się nawet do początku 2014 roku, osłabiając dynamikę wzrostową tego sektora w Polsce. Horyzont czasowy realizacji projektów na morzu jest nieco dłuższy, niemniej jednak etap, w który w tej chwili wchodzą projekty morskich farm wiatrowych w Polsce, czyli etap analiz środowiskowych, wymaga ponoszenia znaczących kosztów związanych z uruchomieniem prac badawczych na morzu. Należy pamiętać, że inwestorzy, którzy otrzymali pozwolenia lokalizacyjne, muszą zgodnie z ustawą zdążyć z uzyskaniem pozwolenia na budowę w terminie od sześciu do maksymalnie ośmiu lat. Konieczne jest więc zachowanie odpowiednio wysokiego tempa realizacji prac przygotowawczych i projektowych, niezależnie od chwilowo zmieniających się uwarunkowań. Przy wysokich kosztach tego etapu, nie wszystkim inwestorom i deweloperom może wystarczyć determinacji, jeśli sygnały z otoczenia rynku nie będą zachęcały do akceptowania przejściowo nawet podwyższonego ryzyka.

- Można więc powiedzieć, że panel o morskiej energetyce wiatrowej odbędzie się w najgorszym od lat dla tego sektora momencie.

- Trzeba przyznać, że organizując ten panel w roku ubiegłym byliśmy większymi optymistami, zwłaszcza w pierwszych miesiącach po nowelizacji ustawy o obszarach morskich, umożliwiającej inwestorom uruchomienie pierwszego etapu prac nad projektami morskich farm wiatrowych, czyli ubieganie się o decyzję lokalizacyjną. Na rynku zapanowało wówczas ożywienie, narastająca fala zgłoszeń inwestorów potwierdzała, że mówienie o potencjale polskich obszarów morskich w kontekście możliwości rozwoju energetyki wiatrowej jest uzasadnione. Potwierdzenia dostarczał każdy nowy inwestor, który pojawiał się na rynku. Do chwili obecnej, Ministerstwo Transportu doliczyło się 65 wniosków lokalizacyjnych. Owa fala zainteresowania rzeczywiście rozbudziła spory entuzjazm w branży, który mógłby się przecież przełożyć na wielomiliardowe inwestycje w naszym kraju. Wydawało się, że zostanie to zauważone i uwzględnione przez rząd na etapie decydowania o dalszych losach OZE w Polsce. W ramach konferencji i seminariów organizowanych przez Polskie Towarzystwo Morskiej Energetyki Wiatrowej wskazywaliśmy na pozytywne konsekwencje dla regionów nadmorskich i ośrodków przemysłowych, jakie może przynieść rozwój sektora morskiej energetyki wiatrowej w naszym kraju. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, jednak prace nad ustawą o OZE utknęły w martwym punkcie, nastąpiło załamanie na rynku zielonych certyfikatów i zrobiło się bardziej minorowo. Na szczęście ze strony Ministerstwa Gospodarki dochodzą sygnały, że wznowione zostaną prace nad wspomnianym dużym trójpakiem i że ustawa o OZE ma szanse wejść w życie z początkiem przyszłego roku. Można więc powiedzieć, że nie jest dobrze, ale moment najgłębszej depresji mamy już za sobą. W kontekście seminarium organizowanego 7 marca w ramach konferencji Transport Week w Gdańsku ma to o tyle znaczenie, że niejasności co do kierunków rozwoju sektora morskiej energetyki wiatrowej w Polsce utrudniają dyskusję o tym, co warunkuje jego rozwój i co stanowi o skali oczekiwanych, pozytywnych skutków dla polskiej gospodarki.

- No właśnie, co?

- Podczas seminarium będziemy poruszać kwestie związane z koniecznością przygotowania infrastruktury portowej i zaplecza logistycznego, a także z budową specjalistycznej floty i związanymi z tym wyzwaniami i szansami dla naszego przemysłu stoczniowego. Inspirowanie dyskusji w tym zakresie jest niezwykle istotne zarówno dla regionów nadmorskich, jak i całego sektora morskiej energetyki wiatrowej. Dotyczy ona bowiem m.in. warunków dla inwestycji bezpośrednich w sektorze produkcji i usług, i związanego z tym wzrostu zatrudnienia, czyli z aspektami, którymi z odpowiednim wyprzedzeniem powinni zainteresować się nasi decydenci, zwłaszcza na szczeblu regionalnym. To tematy, o których trzeba mówić nawet w warunkach dość odległej perspektywy realizacji projektów na morzu, bowiem przygotowanie zaplecza produkcyjnego, czy przygotowanie infrastruktury transportowej, to nie jest temat, o którym możemy sobie nagle przypomnieć w momencie, gdy inwestorzy będą mieli już w ręku przygotowane projekty i pozwolenia na budowę. Jeżeli z odpowiednim wyprzedzeniem nie przygotujemy zaplecza, nie rozwiniemy własnych mocy produkcyjnych i nie wykształcimy specjalistów, to farmy, które mam głęboką nadzieję, powstaną w polskich obszarach morskich, zostaną zbudowane w oparciu o porty niemieckie czy duńskie, przy pomocy tamtejszych specjalistów i wykorzystaniu tamtych zasobów. Profil naszego seminarium ma umożliwić dyskusję ukierunkowaną na możliwości rozwoju tego zaplecza w polskich portach. Zamierzamy dokonać wstępnego przeglądu polskiego wybrzeża pod kątem doboru tych ośrodków portowych, które mogłyby odegrać rolę w przygotowaniu, realizacji i obsłudze morskich elektrowni wiatrowych.

- Kiedy więc na naszym morzu zobaczymy farmy wiatrowe?

- Zakładając wariant optymistyczny, nie wcześniej niż w latach 2019 - 2020. Warto więc mieć na uwadze, że w 2014 roku otwiera się nowa perspektywa finansowania w ramach nowego budżetu Unii Europejskiej, dzięki której samorządy lokalne, w tym regiony nadmorskie uzyskają nowe możliwości dotyczące realizacji programów rozwoju infrastruktury. Prezentując przykłady zagraniczne - np. przebudowy niemieckiego, nadbałtyckiego portu Sassnitz na potrzeby obsługi projektów wiatrowych, chcemy zainspirować planowanie takich działań w Polsce. Seminarium będzie więc okazją nie tylko do dyskusji, ale być może również do zainspirowania prac nad przygotowaniem planów realizacji niezbędnych przedsięwzięć w naszych portach, ośrodkach nadmorskich i przemyśle okrętowym. Po to, by już za kilka lat można było dysponować tym potencjałem jako atrakcyjną ofertą dla inwestorów, którzy będą na naszych wodach budować morskie farmy wiatrowe.

Czesław Romanowski

+2 Brak Finansowania = Brak Farm Wiatrowych
Z punktu widzenia ekonomicznego (a również środowiskowego) farmy wiatrowe to żadna rewelacja. Jakiekolwiek zniesienie dofinansowania do zielonej energii wiatrowej sprawi że wszyscy inwestorzy się wycofają. Niestety tylko producenci na nich zarabiają. Najlepszym pomysłem byłoby wprowadzenie ustawy która pozwalałaby instalować małe elektrowni wiatrowe na własny użytek, byłoby to świetnym rozwiązaniem dla dużych firm i gospodarstw rolnych ale niestety zarobki wielkich dystrybutorów i skarbu państwa by zmalały.
Warto także zwrócić uwagę na to co stanie się z elektrowniami wiatrowymi kiedy zakończą swój okres eksploatacji - będą demontowane lub zamieniane na nowe sprawne czy będą stać kolejne 20 lat i szpecić widoki bo ktoś kiedyś stwierdzi że była to kiepska inwestycja.
07 marzec 2013 : 13:51 Guest | Zgłoś
0 lepiej bez nich
A niech się zdarzy inwestor, który zbankrutuje i nie będzie komu posprzątać morza?
07 marzec 2013 : 14:46 Guest | Zgłoś
+2 bezsens
budujac fermy wiatrowe mowi sie o kolejnych miejscach pracy ,a nie mowi sie ile miejsc pracy zostanie zlikwidowanych ( rybolowstwo,przetworstwo polskich ryb ) , i inwestor z zagranicy , a placic za prąd duzo drozszy niż obecnie ok 2 razy ma zaplacić Polak do kieszeni biznesu zagranicznego , tak to u nas jest bogaci sie zachod , a Polak płaci . teraz za pieniadze UE buduje sie centra pierwszej sprzedazy ryb , ogranicza sie rybakom swobode dzialalnosci gospodarczej , a pozniej sie je zamknie z braku surowca .robi sie wszystko aby przemysl ryboowstwa polskiego konsumpcyjnego wyprzec ,a w zamian oferuje sie wiatraki . gdzie Polak ma sluzyc jako tania sila robocza ,a nie jako przedsiebiorca
07 marzec 2013 : 16:34 Guest | Zgłoś
+2 Koszty utrzymania kilkukrotnie większe niż na lądzie
Wtedy zostaną zdemontowane przez kogoś innego...

Kwestia podstawowa tkwi w różnicy kosztów instalacji i utrzymania wiatrakow na terenach lądowych - nadmorskich i na terenach przybrzeżnych - w morzu. Aktualnie pracuje przez jakiś czas na niemieckim morskiej farmie BARD1. Wszyscy zdają tu sobie sprawę że koszty kilkukrotnie przerosly zaplanowane na to środki finansowe, ale w projektu realizowanego z rozmachem się nie przerywa tym bardziej kiedy płaci za to cała Unia...
07 marzec 2013 : 16:39 Guest | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9517 4.0315
EUR 4.2733 4.3597
CHF 4.3648 4.453
GBP 4.9875 5.0883

Newsletter